piątek, 5 września 2014

pacifistic toys + bloggers love Mamissima: Vilac & The Little Experie

Wojna nigdy jeszcze nie była tak blisko nas, nie za naszego życia. Być może to dlatego na nowo rozważam, jak właściwie chcę wychować synów, na jakich mężczyzn. Odważnych czy sprytnych? Kiedyś, zanim miałam dzieci, powiedziałabym bez wahania: na patriotów, walecznych, dzielnych. Teraz coraz częściej myślę o tym, że wolałabym, żeby uciekali. Ratowali swoje życie, nie kraj. Choć - przyznaję - strasznie mi z tą myślą niewygodnie.
Być może zastanawiałabym się nad tym nawet, gdyby groźby wojny nie było. J.J. jest już w takim wieku, że różnice w wychowaniu między nim a jego rówieśnikami stają się coraz wyraźniejsze, a ja coraz częściej jestem niejako wywoływana do tablicy. Bo nagle spotykamy na swojej drodze chłopca, którego ojciec nauczył się bić, bo "prawdziwy mężczyzna musi umieć się bronić". I posyła go do walki z J.J.-em. A on się bić nie umie. Próbuje, ale nie umie. Bo nigdy go tego nie uczyliśmy. Nigdy się bić nie musiał. I chłopiec się śmieje. 
Mówię: - To nie jest obrona, tylko atak. Czy prawdziwy mężczyzna ma umieć atakować? I to kogoś słabszego. Jak możesz podpuszczać dziecko na dziecko?!
Ojciec chłopca jest lekko zmieszany, ale za chwilę rzuca:
- Za to twój syn będzie ciapą.
- Wolę, żeby był ciapą niż młodocianym przestępcą - odpowiadam.

Ale potem się zastanawiam: naprawdę tak wolę? Chyba tak. Z drugiej strony faktycznie powinien umieć się bronić. Tylko jak go tego nauczyć bez agresji? I czy "oddawanie" to dobra droga obrony? Może obroną powinno być właśnie pójście swoją drogą? Nie znam jeszcze odpowiedzi na te pytania. Za to rozmawiałam wtedy z J.J.-em o tym, co do czego miałam pewność:
- Nie podoba mi się, że tato tego chłopca uczy go się bić. Nie chcę, żebyś ty się bił i żebyś brał udział w takich zabawach. Czy tobie się taka zabawa podoba?
- Nie.
- Więc zrobimy tak: zaproponuj chłopcu zabawę w co innego. Może będzie chciał się pościgać albo pograć w piłkę, albo pojeździć z tobą autami. Zapytaj.
J.J. poszedł, zapytał, a po chwili siedzieli przy stole i bawili się w warsztat samochodowy.

W czasie wakacji nad morzem, w domku obok naszego mieszkali chłopcy, na oko ośmioletni. Obaj od rana do wieczora biegali po ośrodku z pistoletami i "strzelali". Początkowo J.J. próbował dołączyć, ułożył palce w pistolet i ich naśladował, ale nie trwało to długo.
- Zaraz odstrzelę ci łeb! - krzyknął jeden z nich do J.J.'a.
- Może chcecie pograć w piłkę - zapytał J.J.
- Idź stąd! - krzyknął drugi i polecieli dalej.
J.J. schował się smutny między samochodami i prawie rozpłakał.
Następnego dnia znów próbował namówić ich na grę w piłkę, ale tylko odpyskowali. 
- Nie zwracaj na nich uwagi, kochanie. To nie są grzeczni chłopcy. Tylko głupki bawią się bronią - powiedziałam głośno, tak żeby słyszeli ich stojący na ganku rodzice. 
J.J.-owi w tamtej chwili bardzo pomogłam, ale miałam jednak poczucie, że przesadziłam. To nie wina dzieci i chociaż one nie słyszały mojej uwagi, bo tę celowo kierowałam do rodziców (którzy zapewne i tak mieli ją w głębokim poważaniu), to jednak je obraziłam. 
Nie akceptuję zabaw bronią, to prawda. Ale czy mam prawo oceniać w tej kwestii innych? Nie wiem.
I znowu: czy J.J. bez broni jest chłopcem gorszego gatunku, słabszym? Czy mówienie, że to nie jest towarzystwo dla niego, jest w ogóle rozwiązaniem? Na te pytania także nie znam odpowiedzi.
Za to o broni porozmawialiśmy:
- Czy broń jest zła, mamo?
- Nie, kochanie, jeśli służy do obrony, ale nawet wtedy to ostateczność. 
- Co to znaczy?
- Że kiedy ktoś ci grozi, tobie, tacie, komukolwiek z nas i chce nam zrobić krzywdę, albo nas zabić i nie możemy się z tym kimś dogadać, bo on nie chce zmienić zdania, to może się zdarzyć, że będziemy musieli sięgnąć po broń. Ale najpierw spróbujemy na przykład zadzwonić po pomoc.
- Na policję?
- Tak, na policję. I poprosimy ich...
- ...żeby wzięli tego pana do więzienia?
- Właśnie tak.
- I dopiero jak to się nie uda, to można strzelać?
- No, jak się nie uda dogadać, ani aresztować, ani uciec, to wtedy tak.

Mimo wszystko w kwestiach agresji i obrony mam wciąż więcej pytań niż odpowiedzi. Mętlik w głowie. Chciałabym umieć oddzielić swój strach od pacyfizmu. Mieć jakiś pomysł. Chociaż jeden. Konkretny. W razie gdyby.

Na razie wiem, że jest milion innych zabaw i zabawek dla chłopców, znacznie bliższych mojemu sercu niż bijatyka i broń. 








Zabawki Vilac w Mamissima -> TU










Zabawki The Little Experie w Mamissima -> TU

21 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że weszłaś w moją głowę i ubrałaś w słowa to od czym od paru dni myślę
    Mój syn nie ma pistoletów, nie uczymy go bić, w ostateczności odda siostrze ( klepnie ją po ręce ) ale i tak ma wyrzuty sumienia i patrzy na mnie wzrokiem spaniela
    na palcu zabaw biegają 8-9 latki z karabinami które na prawdę wyglądają na prawdziwe, przekrzykują się kto więcej kurew w jednym zdaniu powie :( jestem tym przerażona
    a jeszcze bardziej przeraża mnie fakt że znajomej synek który ma dopiero 2,5 lata już w pistoletem i jego rodzicie są w szoku dlaczego mój syn nie ma nic takiego :(
    i o to samo się martwię czy wychowuję fajtłapę ? czy rozsądnego chłopaka ? czy to dobrze, że nie ogłada tych masakrycznych bajek gdzie tłuką się na potęgę ? czy bardzo cierpi jak koledzy w przedszkolu mają jakieś wypasione roboty/potwory czy co to tam jest??
    czy za bardzo go "zmiękczam" tłumacząc, że mrówek nie należy deptać i teraz wszelkie napotkane na chodniku zwierzaki przenosi na trawę ?
    nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym też myślę: że my-matki jesteśmy jednak od zmiękczania, ale może dlatego warto oddać cześć męską, twardą osobowości do kształtowania ojcom i po prostu się w nią nie wtrącać. Może tędy droga?

      Usuń
  2. Mam mieszane uczucia (jak zwykle :P) ...
    Oczywiście nigdy nie będę zwolenniczką przemocy, nie będę namawiać syna do bójek dla sportu. Nie chciałabym żeby był bity przez kogoś, tak samo jak nie chciałabym żeby bił innych. Jednak, to że nie popieram przemocy, agresji Rosji na Ukrainę itd. ma oznaczać że nie kupię synowi nigdy plastikowego pistoletu? Czy zabronię mu toczyć bitwę na drewniane miecze? Raczej nie. Czytałam kiedyś książkę napisaną przez Johna Eldredge o naturze prawdziwego mężczyzny i wyzwoliła ona we mnie przekonanie o tym, że natura męska i kobieca ogromnie różnią się od siebie. A ja jako matka nie będę w stanie nauczyć mojego syna męskości, nie jestem też w stanie pojąć do końca jego natury. I myślę też, że ta chęć toczenia bitwy, przeżywania niebezpiecznych przygód leży właśnie w naturze męskiej. Nie chcę zatem blokować mojego syna. Oczywiście wszystko z umiarem, oraz na bazie szczerej rozmowy. Chcę dbać o to by wiedział czym jest przemoc i by znał granice. Nie widzę jednak nic złego w tych zabawach.
    Zastanowiło mnie też to co napisałaś na początku. Z powodu sytuacji politycznej też rozmyślam o moim prawdziwym stosunku do patriotyzmu, do czego chce wychować mojego syna. Biorąc pod uwagę to, oraz ogólnie pojętą przemoc, wojnę i w ogóle konflikty myślę sobie, że chcę aby mój syn był odważny. Tzn. jasne, że wolałabym żeby uciekał a nie dawał się zabić, ale nie chcę skrzywdzić go moim lękiem(pisałaś o tym ostatnio nie?) Nie chcę przelewać na niego swoich obaw, strachów i zabierać mu odwagi, bo to będzie się odzwierciedlać na wielu płaszczyznach jego życia. Jeśli wpoję mu, że ma unikać za wszelką cenę niebezpiecznych sytuacji/towarzystwa etc, to czy nie sprawię, że stanie się bojaźliwy we wszystkich aspektach? Jest tak wiele wątków w tym o czym piszesz, że nie mogę zebrać myśli do końca :D. Jeszcze może pomyślę i napiszę więcej... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola, dzięki! Bardzo liczyłam na Twoją wypowiedź. Tyle się już od ciebie nauczyłam!
      Ten post wziął się właśnie z mieszanych uczyć i nie daje żadnych odpowiedzi. Jest sprawozdaniem z przemyśleń, bez żadnych wniosków jeszcze. Ja pistoletu nie kupię i to wiem na pewno, ale nad mieczem, procą itp. się zastanawiam. I nad jakąś nauką walki honorowej. Jeśli wiesz, co mam na myśli. Rozważam też - jak pisałam w komentarzu wyżej - ustąpienia w tej kwestii w ogóle i oddania jej Panu Mężowi. W końcu nie mogę być facetem, a jak mówisz - tak męska natura musi się gdzieś wyrazić, więc te konfrontacje są może znakiem, że J.J. potrzebuje teraz więcej wskazówek od swojego taty niż ode mnie.
      Co do patriotyzmu. Zawsze się uważałam za patriotkę, byłam gotowa sama walczyć, chciałam być reporterką wojenną itp. i sama się dziwię, jak bardzo się zmienił mój stosunek do tego pod wpływem macierzyństwa i chyba też pewnego sceptycyzmu, który mam wobec przekazu medialnego i manipulacji takimi "zwykłymi" ludźmi jak my w obliczu wojny. Najchętniej wysłałabym polityków w okopy, po prostu.
      Ale z całą pewnością nie chcę, żeby moje lęki przeszły na syna, nie straszę go wojną, nie każę mu uciekać. W ogóle jeszcze nigdy nie kazałam mu uciekać, raczej prosić o pomoc. Nie chcę, żeby się bał. W codziennych sytuacjach zachęcam go nawet do ryzyka, mierzenia się z własnymi siłami i możliwościami, do próbowania przynajmniej. Ale to nie są sytuacje zagrożenia życia. A on nie jest dorosłym facetem, więc te pytania ciągle pozostają w mojej głowie bez odpowiedzi.

      Usuń
    2. Tak mi miło powiedziałaś, że się rozpływam ;)*
      Porzucam chwilowo patriotyzm, bo jednak zbytnio się idee mieszają z szarą rzeczywistością społeczną. Każdy chyba samemu znajduje w tym dla siebie drogę, co jest dzisiaj ogromnie trudne.
      Rozmyślam dalej o tych pistoletach i innych zabawach.. I jakoś wydaje mi się, że za dużo ląduje w jednym worku, tzn. chłopcy latający z pistoletami, bluzgający na podwórku i stosujący przemoc wobec innych kolegów. To mi się wszystko skleiło w jedną całość, po przeczytaniu wpisu i komentarzy. A przecież to, że chłopcy bawią się w jakąś tam walkę nie oznacza, że zaraz będą znęcać się nad sobą nawzajem. To jak dziecko radzi sobie z przemocą, agresją i złością to kwestia tego co jest mu przekazywane w domu. Więc jeśli tata usilnie zagrzewa syna do walki z mniejszym i młodszym kolegą, to nie jest to w porządku. Jednak nie widzę, nic złego w tym, że chłopcy bawią się w "policjantów i złodziei" czy tego typu podobne zabawy. Nie widzę w tym żadnej szkody.

      Usuń
    3. Hmm, chyba faktycznie jest tak, że problem nie tkwi w zabawce, tylko w przekazie, który za nią idzie, albo - co obserwuję najczęściej - w braku jakiegokolwiek przekazu. Można być chamem i gnojem nawet bez broni, prawda? I można być właśnie uzbrojonym policjantem. J.J. też się bawi w policjantów i złodziei. Aresztuje ich i wsadza do więzienia, które mamy za choinką w ogródku :)

      Usuń
    4. W pełni zgadzam się z opinią Oli, że my kobiety nie mamy takiej mocy i umiejętności,by uczyć synów męskości, waleczności, bohaterstwa, choć bardzo nad tym ubolewam , bo wychowuję syna sama i nie bardzo ma skąd czerpać męskie wzorce. Niestety żyjemy w bardzo dziwnych czasach i niestety jeśli mój syn nie będzie umiał sobie radzić w trudnych sytuacjach to będzie cierpiał, oczywiście nie uznaję agresji, ale pozwalam mu stanowczo i czasami dość dosadnie wypowiedzieć zdanie, jesli np. ktoś źle go traktuje, bo np. jest młodszy, bo nie mieszka przy danym placu zabaw na którym ma ochotę sie pobawiać. Bardzo często tak jak Ty Agata zwracam uwagę w imieniu syna i widzę, że w taki sposób on czuje się lepiej.

      Usuń
    5. Mnie się to zdarzyło raz, ale od razu potem powiedziałam J.J.-owi, że następnym razem swoje zdanie powie głośno sam :) Chcę, żeby wiedział, że mu pomogę, ale też żeby się mną w trudnych sytuacjach nie wyręczał.
      Powiem ci, Kasiu, że wiele z nas wychowuje dzieci w pojedynkę. Niestety obserwuję na co dzień to, że ojcowie są nieobecni. I wcale nie mam tu na myśli godzin pracy, tylko czas, spędzany w domu, z rodziną. Głowami, myślami, skupieniem są gdzie indziej. Brakuje im nawet odrobiny empatii, nie zauważają potrzeb dzieci, więc nie odpowiadają na nie. To nie jest kwestia złej woli, tylko właśnie braku uważności.

      Usuń
  3. Ten post spadł mi z nieba...
    ostatnio z moim 3-latkiem jestem na takim etapie.
    Nie wiem skąd,ale ostatnio zauważyłam u nas na placu taką modę na pistolety,każdy dzieciak biega z tym swoim 'sprzęciorem' i mierzy każdemu prosto w głowę kto tylko przejdzie lub pojawi się na placu...co mnie strasznie irytuje szczerze mówiąc,no ale wracając do tematu to mój syn z wielkim zachwytem ogląda te wyczyny jakie codziennie prezentują nam dzieci na placu,aż w końcu oświadczył,że on też chce...więc kupiliśmy mu ...na całe szczęście pobawił się jeden dzień i odłożył w kąt. Widzę,że nie ciągnie Go do takich zabaw,ale inne dzieci nie chcą z nim się bawić bo..autka nie są fajne,huśtawki są dla dzidziusiów,itd.itd. Jeden tatuś zapytał mnie,dlaczego nie kupię mu pistoletu,na co odparłam,że ma,ale nie jest nim zainteresowany,a szanowny tatuś oświadczył z uśmiechem na ustach,że prawdziwi chłopcy wiedzą do czego to ma służyć...

    Może tak trochę na inny temat się wypowiedziałam,ale naprawdę czasami zastanawiam się czego uczą dorośli swoich dzieci ? Teraz w dzieciach jest sporo agresji,mój syn jest czasami popychany przez innych,nie wiem jak mam się zachować w takich chwilach bo dorośli nie reagują,jedynie co mówią "przecież to są tylko dzieci'' właśnie tylko dzieci...ale z czasem będą coraz starsi i silniejsi.Nie chcę żeby mój syn był popychadłem,ale też nie chcę by oddawał bo agresja rodzi agresję,więc dalej rozmyślam co z tym zrobić i jak postąpić.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie skąd się bierze to mierzenie w głowę? I do czego ma służyć? Bo jeśli do obrony, to proszę - niech wyciągają te spluwy PO byciu zaatakowanym, a nie na wstępie i niech tatuś wytłumaczy, że jeśli obrona, to nie w głowę, a np. w stopę. Ale tatuś nie tłumaczy, bo zakłada, że ma "prawdziwego" chłopaka w domu :/
      My możemy wychować tylko swoje dzieci, cudzych nie wychowamy za ich rodziców i niestety z całą pewnością nie wychowamy tych rodziców.

      Usuń
  4. ja mam absolutnie zdecydowaną opinię na ten temat.
    żadnej zabawy bronią. absolutnie. broń służy do zabijania a to nie jest odpowiedni temat do zabawy.
    użycie przemocy jest ostatecznością. uczę syna, że najpierw jest rozmowa, ignorowanie/odejście w inne miejsce, zwrócenie się o pomoc dorosłych, a przemoc jest ostatecznym wyjściem kiedy trzeba się bronić i nie ma innej możliwości.
    używanie broni czy przemocy nie ma dla mnie nic wspólnego z "prawdziwością" mężczyzn.
    co do patriotyzmu, cenię sobie patriotyzm pozytywistyczny- poprzez pracę. Natomiast wyżej niż abstrakcyjną "ojczyznę" cenię sobie życie swoje i swojej rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam poczucie, że z "prawdziwością" nie ma to nic wspólnego, choć pewnie to hasło-slogan i chodzi o to, że mężczyźni częściej/prędzej sięgają po przemoc, bo też są z natury, z fizyczności silniejsi. Mimo wszystko na pewno warto podkreślać w rozmowach z dzieckiem, że takie rozwiązanie to ostateczność i że broń jest właśnie TYLKO i WYŁĄCZNIE do obrony. Chociaż statystyki wykazują, że ludzie, którzy mają broń w domu, pomyślaną właśnie jako narzędzie samoobrony, częściej giną niż ci, którzy bronią się inaczej.

      Usuń
  5. Mam 9 letniego syna i tez nigdy nie kupilam mu pistoletu. Nie znosze tego udawanego strzelania.. przerazaja mnie kilkulatki strzelajace na niby do przechodniow..Mam wrazenie ze to znieczula ludzi na zlo i umniejsza niejako tragedie tych ktorzy zostali zastrzeleni.. Glupio moze to brzmi ale ja bylam zla jak w szkole byl dzien pirata bo dla mnie pirat to zlodziej i morderca..
    Ostatnio z M dyskutowalam o wojnie i zdalam sobie sprawe ,ze moja rodzina bedzie zawsze dla mnie na pierwszym miejscu. Nie kraj,nie idea.. Przypomina mi sie Gintrowski spiewajacy o dwoch sasiadach :jeden byl w AK ,drugi w AL i ten z AK synowi swoje idee musial wtluc a w czasie powstania AL szlo do lasu a AK do walki..i syn ginie. Piosenka konczy sie slowami : byle by zyl, niechby juz sobie byl w AL.. I taka prawda. Moge byc mega dumna ,ze moj syn zginal w slusznej ideii ale to oznacza dla mnie ,ze go juz nigdy nie zobacze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba faktycznie znieczula. Ale to dlatego, że w ogóle bezrefleksyjność działań znieczula.
      Jestem na etapie rozważania, czy duma by mi wystarczyła, gdybym musiała chodzić na grób własnego dziecka. Ale nie znajduję w sobie innej odpowiedzi niż: NIE!

      Usuń
  6. Doskonale rozumiem, choć jestem mamą dziewczynki. Nie pokazuję jej jak być agresywnym, nie pokazuję jak wyrwać inne dziewczynce łopatkę z ręki, bo jest "jej". Tłumaczę, że trzeba poprosić, trzeba oddać jeśli ktoś inny jej potrzebuje. Przykład delikatniejszy od zabawy bronią - ale problem pozostaje ten sam - bo Lea nie wie jak się zachować przed dominującą koleżanką, która krzyczy, wyrywa, której się należy. Grzecznie odda, ale przykre wrażenie pozostaje.
    Chciałabym, żeby walczyła o swoje, ale nie z krzywdą dla innych. Chciałabym, aby potrafiła się obronić, ale nie powinna być agresorem.

    Ale tak jak Ty uważam, że "uczenie" dziecka/ chłopca jak się bić jest niepoprawne. To właśnie tacy ojcowie/ rodzice stawiają nasze dzieci w niezręcznej sytuacji, oni są winni, temu, że my musimy się w ogóle zastanawiać nad tym problemem. A tak naprawdę problem mają Oni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jest trochę tak, że my-dorośli sami dopuszczamy silniejszych do dominacji i po prostu uważamy, że to tak działa - prawo natury czy dżungli. Gdybyśmy skupiali się na tym, by nauczyć dziecko dominować bez przemocy, albo nawet niekoniecznie dominować, ile przywracać równowagę, czyli nie dopuszczać do czyjejś dominacji, może poszłoby to w dobrą stronę.
      Tak mi do głowy teraz przyszło :)

      Usuń
  7. Olek przez sierpień chodził do przedszkola do grupy mieszanej. Takiej ze starszakami. Zaczął mówić o spidermanach i innych "super bohaterach" i właśnie zaczął do mnie strzelać z palców z kredek, zbudował nawet pistolet z duplo. (starsi chłopcy wiedzą co dobre :/ )
    Nie cierpię dziecikaów z takimi zabawkami, przeraziłam się kiedy zobaczyłam 2 chłopców z karabinami chodzących po osiedlu.
    Zaczęłam mu tłumaczyć ze nie można do nikogo strzelać bo to złe, niebezpieczne, można kogoś zranić lub zabić. Przejął się tym trochę i na parę dni odpuścił... wczoraj jednak przyszedł do mnie i spytał czy kupie mu taki pistolet do strzelania.... Ja z poważna/przerażona miną spytałam ale do kogo chcesz strzelać Oluś ??!! w niebo mamusiu, tylko tak do góry w niebo :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Kasia, właśnie ten moment wpływu rówieśników czy innych dzieci po prostu jest chyba dla nas-mam najtrudniejszy. Bo de facto jest to wpływ rodziców tych dzieci. Szkoda by było ustępować, ale trochę jednak trzeba. Już nasza głowa w tym "dogadaniu". Nic ponadto się raczej nie uda bez szkody dla dziecka.
      A na niebie są ptaszki przecież! I samoloty!

      Usuń
  8. W odpowiedzi na trzy pytania z FB:
    - pistolet zabawkowy - tak, gdy rzeczywiście przypomina zabawkę a nie jest odwzorowaniem dokładnym prawdziwego - do zabawy w western, małych agentów itp. - gdy służy wcieleniu się w jakieś role, ale nie jest motywowany agresją, tj. "Ja cię teraz zabiję, uciekaj!" czy zabawą w wojnę, której celem jest zabicie jak największej liczby wrogów czy coś takiego...
    - Samoobrona - tak. Jak? Zajęcia karate czy inne - uczą nie tylko technik walki, ale też szacunku dla przeciwnika, panowania nad swoim ciałem, cierpliwości. Przy okazji dziecko może się "wyszumieć", spędzić aktywnie czas. To nie "nawalanki" uczące agresji, a ćwiczenia służące rozwojowi nie tylko cielesnemu, ale i duchowemu.
    - Czasami wycofanie się z konfliktu jest jedynym rozwiązaniem. Jeśli nie mamy szans na normalne rozwiązanie - lepiej nie brać w konflikcie udziału. Dotyczy to i bójki ze starszym kolegą, i kłótni z idiotami. W pierwszym przypadku nie ma co się podkładać czy cwaniaczyć i udawać, że da się radę. W drugim: jeśli nasze argumenty nie trafiają, lepiej machnąć ręką odejść. Często takie starcia przypominają bowiem grę w szachy z gołębiem: choćbyśmy nie wiem, jak dobrze grali, gołąb i tak rozwali wszystkie pionki, narobi na szachownicę i będzie zadowolony, że wygrał. Nie można wojować z całym światem, co możemy zmienić, na co mamy wpływ - zmieniajmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - zgadzam się, że określenie granic, dokładne omówienie przeznaczenia może pomóc;
      - nie mam przekonania co do tego typu zajęć, tzn. uważam, że tylko niektóre dzieci się do tego nadają, znam sporo chłopców, którzy się nie odnajdują w tej części filozoficznej i przyswajają niestety tylko walkę, znam też dorosłych, którzy swoje umiejętności z tego zakresu wykorzystują do przemocy bez pozostawiania śladów - nie generalizuję, na pewno są osoby, którym taka nauka dała mnóstwo korzyści i spełniła swoje zadania;
      - chcę właśnie tak myśleć, bronię się na tej pozycji, ale coraz częściej słyszę, że wycofując się - przegrywam, albo mój syn przegrywa i wtedy mam mętlik w głowie.

      Usuń
    2. (Ha! Teraz natrafiłam na odpowiedź ;))

      Co do ostatniego "myślnika" - odnoszę wrażenie, że współcześnie jest takie parcie, żeby właśnie iść do przodu, nie poddawać się, walczyć o swoje... Ale trzeba rozróżnić pewne kwestie: walka o swój byt, własne zdanie, siebie samego wcale nie musi być związana z przemocą czy na niej się opierać. Nie muszę być "macho", który nie potrafi się wycofać, gdy widzi, że może takie rozwiązanie będzie lepsze. Czasem wycofanie się jest właśnie wygraną - bo nie wzięło się udziału w czymś głupim, po prostu... Więc spokojnie, odwijamy zamotlanie w głowie i nie pozwalamy, żeby nam - mądrym babkom - plątano :)

      Usuń

Dziękuję za Wasze opinie :)