Teoretycznie każdy z nas wie, że dzieci powinny podróżować samochodem, bezpiecznie zapięte w fotelikach. Kiedy są małe, dwoimy się i troimy, by wybrać model, który spełnia najwyższe standardy i w dodatku jest dla malucha wygodny, bo przecież wiemy, że nie będzie w nim wyłącznie spokojnie siedzieć, ale też jeść, spać i tańczyć makarenę, a może nawet próbować się z niego wydostać niczym Houdini z brzucha wieloryba (wiecie - żeby alarm w aucie nawet nie pisnął). Im jednak starsze dziecko, tym bardziej odpuszczamy. Nie zwracamy już tak bacznej uwagi na to, czy pasy są poprawnie zapięte, ba! coraz częściej pozwalamy na to, by jeździło w ogóle bez fotelika. Na własne oczy widzę, jak wielu rówieśników J.J.'a podróżuje w ten właśnie sposób, a - żeby była jasność - młody ma aktualnie 142 cm wzrostu i jest najwyższy w klasie, tymczasem zgodnie z przepisami obowiązuje granica wzrostu i jest to dopiero 150 cm! To, że jedziemy "tylko ze szkoły do domu" czy "tylko do sklepu" nie ma żadnego znaczenia.
Są tylko trzy sytuacje, które stanowią wyjątek od tej zasady:
1. Kiedy dziecko ma więcej niż 135 cm wzrostu i waży więcej niż 36 kg.
2. Jeśli ma zaświadczenie lekarskie o przeciwwskazaniu do stosowania fotelika.
3. Jeśli jedzie jako trzecie dziecko, przy czym pozostała dwójka podróżuje w fotelikach.
W każdym z tych przypadków dziecko musi mieć jednak bezwzględnie zapięte pasy.
Co słyszę, kiedy pytam dlaczego? Żadnej z tych odpowiedzi.