Na pewno zauważyliście, że ostatnio Niedźwiadka było w postach trochę mniej (dziś nadrobimy :D ). Ten rok nie zaczął się dla nas dobrze, niestety. Skumulowało się kilka spraw, pojawiło parę nowych problemów, a że nie mam w zwyczaju się skarżyć, nie zamierzałam Was nimi zajmować. Teraz jednak zobaczyłam światełko w tunelu i chociaż nie wiem jeszcze, czy to nie pędzący prosto na nas pociąg, chcę się z Wami podzielić tę nadzieją i tym doświadczeniem, które właśnie zdobywam.
Zaczęło się niegroźnie, a przynajmniej tak to wyglądało. We wrześniu, wraz z pójściem J.J.'a do przedszkola, u Niedźwiadka pojawił się katar. Chroniczny. Każdy pediatra mówił nam to samo: 'no, tak, te zarazki, normalka, w maju się poprawi', ble, ble, ble. Na przełomie października i listopada do kataru doszło zapalenie ucha, raz prawego, raz lewego, naprzemiennie, przez ponad trzy tygodnie. Odciąganie, inhalowanie, zakraplanie, psikanie, kamfora, w desperacji zdecydowaliśmy się nawet na antybiotyk, choć jesteśmy przeciwnikami stosowania tego typu terapii. Po trzech dniach Niedźwiadek dostał takiej reakcji alergicznej, że musieliśmy go natychmiast odstawić. Ale przecież jakoś leczyć trzeba. Pediatra - też już lekko bezradna - przepisała Zyrtec i małe dawki Nurofenu. Przeciwzapalnie. Pomogło. Trochę odetchnęliśmy. Na chwilę.
Bo w pod koniec grudnia zauważyłam, że Niedźwiadek gorzej słyszy. U takiego malucha naprawdę ciężko to stwierdzić, ale reagował z opóźnieniem, nie odwracał się na każdy szmer, jak przedtem, a czasami wydawał się zagubiony. Nie byłam pewna, czy przesadzam, czy to realny problem. Pediatra ponownie obejrzała jego uszy. Zapalenia nie było, ale błony wciąż były zaczerwienione, a w jednym uszku zbierał się płyn. Od razu odesłała nas do poradni laryngologicznej. Dzwonimy. Najbliższe terminy: sierpień, w drugiej - maj, w trzeciej - nie w tym roku. Dzwonimy więc, żeby się umówić prywatnie. Niestety okazuje się, że sprzęty do głębszych badań uszu są tylko przy szpitalach i poradniach. Nie dysponuje nimi żaden gabinet prywatny. Na szczęście Pan Mąż dociera do laryngolożki, której przyjaciółka pracuje w jednej z poradni. Umawia nas na cito. Jedziemy.
Ilość informacji, jaką otrzymałam tamtego dnia podczas wizyty, wciąż mnie przytłacza. Trylion opcji, powikłań, terapii. Jedno jest jasne: mamy ustawione życie na pół roku na przód, co najmniej. Bo migdał Niedźwiadka okazuje się powiększony trzykrotnie i to on wywołuje objawy. Nie żadne przeziębienie przedszkolne, żadne zarazki. W drugim zdaniu pada słowo 'operacja', a ja wpadam w panikę. Przemiła, doświadczona pani laryngolog próbuje mi wyjaśnić, że przy tak ogromnym migdale raczej nie da się jej uniknąć, bo przez niedosłuch maluch może być opóźniony w rozwoju, ale oczywiście najpierw podejmiemy próbę leczenia. Więc leki obkurczające i lasery. Jest jeszcze jedna furtka, jeszcze jedna możliwość - że dziecko ma alergię. Więc przedtem wizyta u alergologa i szczegółowe badania. Wychodzę z poradni z umówionymi terminami wizyt. Do kwietnia włącznie. I z głową spuchniętą od wiedzy.
Po jej przetrawieniu opowiadam o wszystkim cioci
Knitter Skeeter, a musicie wiedzieć, że to chodząca encyklopedia medyczna. Właściwie to chodząca encyklopedia w ogóle, a medyczna szczególnie (więc jak będziecie zamawiać sweterki i inne cuda, korzystajcie z okazji i pytajcie o wszystko ;) ). W odpowiedzi dostaję od razu kilka artykułów do czytania, z których - chociaż rozumiem tylko te niechemiczne fragmenty - wynika, że dobrze jest odstawić mleko i produkty mleczne. Bo laktoza wzmaga produkcję śluzu, uczula i coś tam jeszcze. Wizyta u alergologa jeszcze co prawda przed nami, ale myślę sobie: co tam, spróbujmy. Niedźwiadek pomarudzi, że kaszka nie tak smakuje, a do picia dostanie herbatkę, ale cel uświęca środki, prawda?
Tym bardziej, że kuzynka przychodzi z historią dziecka, któremu od alergii tak spuchł migdał, że miało problemy z oddychaniem. Wykluczyli alergen i wszystko wróciło do normy. Ot, tak. A też już je niemal wieźli na stół operacyjny.
Po trzech dniach pierwszy szok: nie ma kataru! Tego, który trwał o września. No, nie ma! Nos czysty. Oddech normalny! Po pięciu dniach Niedźwiadek przestaje się drapać po uszkach, a oczka nie ropieją mu tak bardzo jak przedtem. Po dwóch tygodniach zauważam, że znowu dobrze słyszy!
Lasery zaczynamy za 10 dni, wizytę u alergologa mamy 25 lutego. Wszystko jeszcze przed nami, ale wierzę - po raz pierwszy od grudnia - że będzie dobrze.
Przeżyjemy bez mleka.
Przyzwyczajamy się.
Jest coraz łatwiej, a za chwilę nowa dieta Niedźwiadka wejdzie nam w nawyk.
Jeśli macie doświadczenie w tym zakresie, piszcie, dzielcie się ze mną, mówcie, czym zastępujecie mleko, jak uzupełniacie poziom wapnia. A może przeszłyście już przez migdałową przygodę, przez terapię, przez operację. Opowiedzcie mi o tym. Czego mogę się spodziewać? Jak źle lub jak dobrze może być?
Po prostu piszcie :)
Z góry Wam dziękuję :*
kombinezon - F&F
komin - Okaidi
najfantastyczniejszy śpiwór na świecie i do tego w dmuchawce -
Zazzu