piątek, 27 grudnia 2013

Christmas angels

Zawsze w okolicach Świąt ogarnia mnie lekki lęk przed rózgą. Jakbym ja taką dostała, to pół biedy, ale dla J.J.'a to byłby dramat! A że łobuziaki z moich chłopaków są (tak, tak, Niedźwiadek też już pokazuje, co potrafi i jak bardzo jego zdanie ma się liczyć w naszym domu) i poprawy w tej kwestii raczej nie ma co oczekiwać, bo chociaż im kindersztubę wpajam, to podświadomie wolę, żeby własnych praw i opinii bronili jak lwy niż pokornie kiwali głowami. Dzieci wyczuwają takie rzeczy, prawda? Wyczuwają, że matka uwagę zwraca, tłumaczy, marudzi, a w duchu się cieszy, że takie to to małe, a jednak waleczne ;) Ale do rzeczy! Więc ta obawa gdzieś tam jest, że się wyda, że jednak pomocnicy Mikołaja czujni są nadzwyczaj i kara przyjdzie nieuchronnie. W tym roku postanowiła matka zatem troszkę ich oszukać i w godzinie próby przymocować chłopakom skrzydełka i na aniołków ich przerobić. Choćby pozornie. I udało się! Mikołaj się zjawił z worem wielkim. Na dach z hukiem z sań swoich zeskoczył. Wszystkich zadziwił, mówię Wam. Nawet tych najbardziej sceptycznych dorosłych. 
Taaaaaaaaaakie fajne emocje :)

W ogóle cudne były te Święta: duchowo, rodzinnie, kulinarnie. I prezenciki dostałam piękne. I wzruszyłam się, patrząc na dzieci moje, bawiące się z córeczką mojego brata ciotecznego - dopiero co my się tak ganialiśmy. No, może nie graliśmy nigdy w bule pomarańczami, ale poza tym niewiele się to nasze potomstwo od nas różni ;) I zaprowadziłam Niedźwiadka na grób moich dziadków, pokazałam go im symbolicznie, bo przecież wierzę, że już i tak go widzieli, że patrzą cały czas. I poszłam z siostrą na Pasterkę spacerkiem, jak wiosną. Taka ciepła to była noc. I podróż mieliśmy udaną i spokojną. W obie strony.

piątek, 20 grudnia 2013

expressions

Wzrusza mnie to, że J.J. śpiewa kolędy. Do łez. Nawet, gdy myli tekst, albo wtrąca coś zupełnie z innej bajki. Nawet gdy 'kładzie' melodię. Dla mnie to jest piękne. Wzrusza mnie moment, w którym pakuję prezenty dla rodziców. Nawet te niepewne, albo pewnie nietrafione. Bo czuję się wciąż jak ta dziewczynka, która dawała im pod choinkę laurki lub własnoręcznie zrobione papierowe pudełka na spinacze. Mimo tego, że już dawno jestem dorosła. Emocje się nie zmieniają. Wzruszają mnie wspomnienia o dziadkach, o tych wszystkich Wigiliach z nimi, w ich domach, przy ich choinkach - z cukierkami w błyszczących papierkach i bombkami, które musiały się tłuc. Któryś z dziadków przebierał się za Mikołaja. Grubym głosem pytał, czy byłam grzeczna, a potem kazał recytować wierszyk. Na prezent trzeba było zasłużyć. Nie byłam pokornym dzieckiem, więc strasznie się bałam, że kiedyś w końcu dostanę rózgę. Naprawdę. Czasami z tego strachu chowałam się pod wigilijnym stołem i nie wystawiałam spod niego nosa, dopóki Mikołaj sobie nie poszedł. I było wielkie UFF. Worek z moim imieniem jednak stał pod choinką. I pachniał. Mandarynkami. Zawsze. Więc teraz, taka dorosła, zapłaczę sobie na te wspomnienia, z tęsknoty, z tego, że nie da się kijem rzeki zawrócić, że oni nie wrócą. I tylko w myślach będę mogła się z nimi opłatkiem podzielić. 
W tym roku będę płakać więcej, ale tymi dobrymi łzami, bo po raz pierwszy od kilkunastu lat spędzę Wigilię u taty. Z nim, jego żoną Kasią, moim rodzeństwem - Zuzią i Igorem, moją ciocią, którą widuję raz na rok lub rzadziej, moim kuzynem - towarzyszem dzieciństwa, za którym tęsknię co dzień, z jego żoną - Anią, którą uwielbiam i ich córeczką Zosią - najsłodszą dziewczynką na świecie. Już sama myśl o tym, samo czekanie na to mnie wzrusza. Bo wiem, że ten dzień zapadnie w moje serce głęboko i będę go nosić w sobie do końca życia jak skarb. I moje chłopaki będą z tego skarbu swój procent dostawać. Takie 'ździebełko ciepełka', jak z Kofty.

Cieszę się na to tak, że nawet brak śniegu mi nie przeszkadza. Nawet to, że wczorajszy poranek przywitał nas takim ciepłem, że J.J. poleciał na huśtawkę, a podczas spaceru domagał się lodów. Bo przecież na drzwiach napisane: 'Zapraszamy wiosną', a skoro takie słońce, to pewnie już. Jak to nie już? Jak to zima? Ano, zima, synku, jeszcze przecież Święta przed nami. 

P.S. Zwróćcie uwagę na 'aktorzenie' J.J.'a. Ostatnie zdjęcie po lewej: wypisz-wymaluj De Niro ;P





czwartek, 19 grudnia 2013

Dear Santa,

Kochany Mikołaju,

w tym roku pod choinkę poproszę o wielki pakiet Ciszy i Spokoju, najlepiej taki jak w Pewnej Sieci Komórkowej - bez limitu nawet jak już się wyczerpało limit. Obiecuję używać go rozsądnie i tylko w sytuacjach najwyższej konieczności. Albo o jakieś sterowane Instynktem Matki koreczki do uszu - odblokowujące się automatycznie wtedy, kiedy sprawa n-a-p-r-a-w-d-ę wymaga uwagi, a nie jest tylko zwykłym foszeniem. Nie pogardzę ponadto kilkoma choćby chwilami Wybiórczego Oślepienia, bo wiadomo, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Owo Oślepienie mogłoby być w komplecie z Domową Prewencją, która działałby na zasadzie podobnej jak w 'Raporcie mniejszości', tylko bez mniejszości i w mniej drażliwych kwestiach. Starczyłby jeden malutki robocik-jasnowidz, który dostarczałby mi raport zagrożeń wypadkowo-masakrowych, tak mniej więcej z godzinnym wyprzedzeniem. W sumie starczyłby kwadrans na odpowiednią aranżację przestrzeni, ale dodatkowe 45 minut może okazać się niezbędne dla aranżacji moich nerwów. 

Gdybyś jednak nie mógł z jakichkolwiek przyczyn spełnić moich tegorocznych życzeń. Pomimo tego, że byłam wyjątkowo grzeczna i że Ty podobno możesz wszystko, to poproszę przynajmniej o 10-minutowe okienko na kawę, każdego ranka, przy czym podkreślam: KAŻDEGO, a nie raz, góra trzy razy w tygodniu i RANKA, a nie po południu.

Z góry dziękuję za Twoje starania.

Załączam gorące pozdrowienia.

A.
 

wtorek, 17 grudnia 2013

blue, blue Christmas

Pisałam Wam wczoraj, że nasze przygotowania do Świąt wreszcie ruszyły pełną parą. Jest inaczej niż kiedykolwiek. Aktywność J.J.'a sprawia, że całe mnóstwo ozdób szykujemy własnoręcznie. Dzięki temu po raz pierwszy nie ma nawet cienia ryzyka, że przekroczę limit zakupowy 5 nowych pierdółek choinkowych rocznie, wyznaczony mi przez męża ;) Aktywność Niedźwiadka z kolei wpłynęła na decyzję o zakupie choinki w donicy. Zamówiliśmy już odpowiednią w okolicy i mam nadzieję, że dotrze do nas w czwartek. Doszłam do wniosku, że zdecydowanie wolę odkurzać rozsypaną ziemię niż wyciągać dziecko spod choinki :P No i nie będę musiała rezygnować ze szklanych bombek - po prostu zawisną o dwa piętra gałęzi wyżej. Zmieniła się też nieco kolorystyka naszych dekoracji. Jest sporo tradycyjnych zestawów: bieli, czerwieni i zieleni. I sporo muzyki w oldschoolowym klimacie.

Przy okazji znalazłam w piwnicy kilka opakowań niebieskich bombek, których nie używaliśmy już od wielu, wielu sezonów. A że J.J. kolor niebieski uwielbia, z miejsca się nimi zachwycił. Nijak mi do wystroju wnętrza nie pasowały, ale nie miałam serca pozbawiać J.J.'a radochy. Drogą kompromisu doszliśmy więc do tego, że zawisły one na śliwie, w ogródku. Wilk syty i owca cała :D

poniedziałek, 9 grudnia 2013

snowy while

Był. Przez chwilę tylko, ale zawsze. Upiększył nam weekend i uradował J.J.'a.

***
- O, mamo, tato, widzieliście? Jest śnieg. Zbudujemy lokomotywę, i dwa wagony, i tory, i węgiel! A ty, mamo, możesz zbudować bałwana. Jak chcesz.

***
- Lubię zimę, prawda? A ty lubisz zimę.
- Lubię.
- A tata?
- Lubi.
- Wszyscy lubią zimę?
- Nie wiem, chyba nie wszyscy.
- Na pewno wszyscy!

***
- Nie jedz tego śniegu, kochanie. Tu ludzie wyprowadzają pieski. Któryś mógł zrobić tu siku.
- A gdzie mogę jeść śnieg?
- A musisz jeść śnieg?
- Muszę. Jest pyszny.
- No, to może jedz ten z naszego ogródka.
- Dobra.
Po chwili.
- Ale wiesz, w przedszkolu nie ma piesków. Mogę tam też jeść śnieg?

***
- Mamo, załóż mi rękawiczki. Będę rzucał śniegiem.
Wyciągam więc takie nieprzemakalne.
- Ale nie te, mamo. Te - pokazuje na bawełniane.
- W tych będziesz miał zaraz mokre rączki.
- Wolę mieć mokre. Przecież od śniegu!





czwartek, 5 grudnia 2013

Santa Claus is coming to town

W tym roku jakoś wyjątkowo wolno się rozkręcam w tematyce Świąt. Oprócz dekoracji na drzwiach frontowych, skarpet, które powiesiliśmy wczoraj w J.J.-em przy łóżkach oraz listu do Mikołaja, który zawisł na lodówce (żeby można go było zobaczyć z zewnątrz przez okno w kuchni), niczego jeszcze gotowego nie mamy. Ani listy prezentów (tak, tak, na mojej 'to do list' jest punkt: 'zrobić listę prezentów', paranoja, co?), ani żadnych bibelotów, ani okolicznościowych świeczek, ani nawet ciasta na pierniki w zamrażalniku. Na szczęście przynajmniej dobrze wiem, co Mikołaj włoży w tym roku do worka moim chłopakom. Nie mam co do tego cienia wątpliwości. Widziałam już rachunki za niektóre z tych prezenciorków ;) Ba! Są i takie, które przyszły nawet nieco wcześniej.