- Ja to już chyba jestem odporna na wszelkie świństwa. Robale, kupy, kościotrupy. Nawet nie wiem, kiedy przestało mnie to obrzydzać - powiedziała niedawno moja znajoma, mama trzech chłopaków.
- Bycie mamą chłopca to stan umysłu - wyrwało mi się w odpowiedzi. Było już za późno, żeby
się ugryźć w język, a przecież mogłam kogoś urazić.
Ale nie! Ku mojemu zaskoczeniu inne obecne mamy też... przytaknęły z zapałem. No, i zaczęła się dyskusja, porównywanie i uświadamianie się wzajemnie w kwestiach różnic. Opowieści o tym, jak to dziewczynki wchodzą nagle w okres różowy, a chłopcy... w czarny, jak to dziewczynki się myją, a chłopcy... tylko kąpią, one strzelają focha, oni się biją, one odrabiają lekcje zaraz po powrocie ze szkoły, oni - tuż przed snem, z jednym okiem już zamkniętym, one biorą nas na swoją słodycz, oni - na litość. A wszystko to dzieje się niezależnie od naszej woli (również tej dobrej) i planów. Te różnice po prostu są w pakiecie, choćbyśmy chciały z nimi walczyć. Na przykład mając dzieci różnych płci. Możemy stawać na rzęsach - nie zmienimy nic. Na początku, w ciąży, a może i wcześniej próbujemy się oszukiwać: wmawiać sobie, że nie mamy preferencji, że nam obojętne, a potem, gdy maluch jest z nami, że unikniemy kształtowania go w ramach stereotypowych ról. Ha! Jeśli uda nam się wychować małego człowieka bez uprzedzeń, który będzie szanował i równo traktował obie płcie - to już jest ogromny sukces i możemy sobie pogratulować. Ale nie ma mocnych na to, żeby chłopiec nie był choć raz bohaterem, a dziewczynka księżniczką. Nie zmieni tego żadna poprawność polityczna. Tak jak tego, że zawsze mamy preferencje, co wynika po prostu z tego, że w pewnych dziedzinach czujemy się mocniejsze niż w innych, a w otoczeniu jednej płci odnajdujemy się lepiej niż tej drugiej. Ja na przykład wychowywałam się z chłopcami, kuzynami i ich kolegami, z braćmi, miałam też niemal samych przyjaciół (nie przyjaciółki), łaziłam po drzewach, trzepakach, grałam w piłkę i przesiadywałam w garażu, bawiłam się resorakami, jeździłam na ryby, biłam się zamiast strzelać fochy. Nie potrafię sobie wyobrazić, że wychowuję dziewczęcą dziewczynkę, co jednak wcale nie znaczy, że nie dałabym rady tego zrobić. To tylko lęk przed nieznanym terytorium. Coś zupełnie normalnego. Zresztą nawet mimo tego, że poniekąd spodziewałam się chłopców, oni również potrafią mnie zaskoczyć. Nie tylko tym, jak bardzo stalowe muszą być moje nerwy, żebym nie padła na zawał podczas kolejnych akrobacji, ale także tym, jak bardzo potrafią być wrażliwi lub uważni na innych ludzi.
Bo dzieci - niezależnie od płci - są dla nas zawsze niespodzianką i wyzwaniem.