piątek, 30 sierpnia 2013

late summer: Berlin

Wróciliśmy, tadam :D
Zaległości czytelniczo-blogowe zacznę nadrabiać nocą, bo strasznie jestem ciekawa, co u Was. Póki co kilka słów o początku naszych wojaży.
Mamy z mężem taką przypadłość, że uwielbiamy późne wakacje. Bez tłumów, upałów i cen z kosmosu. Zanim J.J. został przedszkolakiem, świadomie wybieraliśmy na wyjazdy pierwsze tygodnie września. Teraz z konieczności są to dwa ostatnie tygodnie sierpnia. Ale i tak jest fajnie. Nie dla nas plażing i smażing, choć zobaczycie tu wkrótce kilka bardzo słonecznych i piaszczystych zdjęć. My lubimy zwiedzać. Oglądać, zaglądać, poznawać, szukać, odkrywać. Nie potrafimy usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż dobę. Chłopcy mają więc z nami przechlapane :P

Od moich rodziców do Berlina jest właściwie rzut kamieniem. No, zakładając, że rzuca taki Tomasz Majewski ;) Plan wycieczki zrobiliśmy na szybko wieczorem - bardzo prodziecięcy, bo miał tylko cztery punkty, z czego jeden - Tempodrom, buuu :( - i tak 'wyleciał', bo czas, przeznaczony na Muzeum Techniki znacznie się nam wydłużył. Tak ciekawie tam było po prostu. Faceci duzi i mali zachwyceni, bo tylu egzemplarzy statków, samolotów, lotni, parowozów i innych cudów nie widzieli nigdy. I to większość w skali 1:1, oryginały!

Punktem drugim (czyli trzecim) programu było 'wypasione' berlińskie Zoo z pirackim placem zabaw - tak atrakcyjnym dla J.J.'a, że nie obeszło się bez sceny pod tytułem: 'Nigdy i nigdzie się stąd nie ruszę' ;) Na szczęście szybko znalazł pocieszenie w obserwacji fok i zebr. 

Ponieważ samochód zostawiliśmy na przedmieściach, na parkingu P+D, poruszaliśmy się cały czas metrem lub pociągiem, zaliczając przy okazji mężowy punkt wycieczki, czyli Dworzec Główny, by w końcu uciąć sobie spacerek od Bramy Brandenburskiej do Wieży Telewizyjnej. Średnio atrakcyjny, bo cała Unter den Linden jest rozkopana pod budowę metra. Coś jak Wawa, hehe ;)

czwartek, 15 sierpnia 2013

Herbes de Provence

Niedźwiadek ulubił sobie zioła. Prowansalskie. Ot, co! Kubeczki smakowe odziedziczył zapewne po francuskich przodkach matki - tych z końca XVIII wieku :P Na podium kulinarnych lubień J.J.'a pozostają zaś niezmiennie lody czekoladowe, co widać na niektórych zbliżeniach koszulki.
Moda na french style nie mija, ale wydawał mi się dotąd uroczy i dziewczyński, więc i TYLKO dla dziewczynek. Im bliżej jednak jesieni i szału na looki grzeczno-szkolne, tym bardziej mnie znosi ubraniowo w stronę eleganckiego zawadiaki. Takiego, co to i z trzepaka spadnie, i za warkoczyk pociągnie, i piątkę z geometrii dostanie. A to wszystko, 'jak gdyby nigdy nic'. Oj, pasuje to tym moim chłopakom, pasuje...







 fot. Zuzanna

 J.J.:
top - H&M
szorty - no name, prezent od babci
szelki - Scotch Shrunk
kaszkiet - lokalny bazarek
trampki - Marks&Spencer

Niedźwiadek:
kamizelka i kaszkiecik - H&M, po Piotrusiu 
bloomersy - Grain de chic

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

la playa

Miał być post o podejmowaniu gości, kiedy w domu już dwójka łobuziaków, ale zostawiam go na później, bo w ten weekend z okazji wspaniałej pogody i modowego Och Bazaru! wylądowaliśmy w La Playa. Zakupów wielkich nie zrobiłam, chociaż te, które zrobiłam, uważam za bardzo trafione :), ale ten wiaterek i ten przedsmak plażowych wakacji, na które tak czekam z utęsknieniem... Ach! No, i te zdjęcia mojej siostry! Ja wiem, że jestem zupełnie nieobiektywna, bo ją kocham i w ogóle, ale śmiem twierdzić, że i bez tej miłości, uważałabym, że na swoich fotografiach chwyta najpiękniejsze chwile: światło i emocje, które są niepowtarzalne i ulotne. A które dzięki niej mogę sobie zatrzymać. Ostatnio powiedziałam jej, że uwielbiam, gdy do nas przyjeżdża także dlatego, że kiedy oglądam potem jej fotorelację z pobytu u nas, nasze życie wydaje się lepsze/ładniejsze niż zwykle. Oczywiście mam jeszcze kilka innych powodów :P 








J.J.:
bambusowa bluzeczka - Manualnia
spodenki - Lindex
chusta - taty (chyba Top Secret)
szelki - Scotch Shrunk
sandały - H&M (kupione na %, półtora rozmiaru do przodu, miały być na 'za rok', okazały się dobre... po miesiącu!)

Niedźwiadek (nie ten w stylowym futerku;)):
bodziak - Reserved (prezent od Zuzi, z aparatem!)
szorty - Next, przerobione na szelkowe by mama
kaszkiet - H&M

czwartek, 1 sierpnia 2013

half-birthday + create your own: salt city emporium

No, i stało się. Niedźwiadek skończył pół roku. Jak zawsze przy takich okazjach słychać tylko achy i ochy: 'Ach, jaki on już duży!' i 'Och! Jak ten czas zapier****!' ;) Półroczkowa półimprezka z połówką tortu przed nami, bo czekamy na przyjazd niedźwiadkowych chrzestnych, ale prezenciory już się posypały: zachwycająca - choć twierdzę to absolutnie nieobiektywnie - pościel, wykonana przez babcię (wg mojego projektu, znowu, zaczynamy z teściową tworzyć niezły team, hehe), kostka edukacyjna od Hally, u której możecie ją dokładniej obejrzeć - o tu, bo u nas jest w ciągłym użyciu i ruchu oraz - tadam, tadam! - niedźwiedzie legginsy ode mnie.
Inspiracją do ich wykonania były podobne spodeny marki Salt City Emporium (fanpage, sklep). Ich wzory są genialne. Świeże i radosne, elektryzujące i po prostu piękne. Ceny mają niemałe, ofkors, ale tym, co mnie przede wszystkim skutecznie zniechęca do zakupów, są kwoty za przesyłkę :/ Zresztą 'po co kupować coś, co możesz zrobić sama?' (sama siebie cytuję, hihi) ;P








t-shirt - F&F (%)
sweterek - Zara (%)
legginsy - Young Dimension plus wzorek by mama
mokasynki - projekt: mama, wykonanie: mama i babcia


Półroczny Niedźwiadek:
- często się uśmiecha i głośno śmieje, całą buzią i oczami, zwłaszcza podczas zabaw z J.J.-em,
- uwielbia jeść, mógłby to robić bez końca i trzeba go powstrzymywać, przy czym je z twardej melaminowej łyżeczki (J.J. na tym etapie jadł tylko z miękkiej i giętkiej) i prawie nic mu nie skapuje czy wylatuje bokiem,
- kiedy ktoś przy nim je, pokrzykuje, domagając się spróbowania,
- żeby nie było: nie toleruje wołowiny, soków owocowych, czarnych porzeczek i malin, dyni oraz kaszy manny, 
- bardzo lubi siedzieć i się rozglądać, obserwować kwiaty i liście, ale nie lubi słońca i mocno się złości, kiedy mu zaświeci w oczka,
- mówi: 'nie, nie, nie' oraz 'da, da, da', poza tym wydaje całą masę nieartykułowanych dźwięków,
- raczej krzyczy niż płacze, głównie kiedy mu wypadnie zabawka lub kiedy się nudzi,
- specjalnie rzuca zabawką, by mu ją podać,
- chce być noszony na rękach BEZ PRZERWY, i to właśnie noszony, a nie po prostu trzymany,
 - uwielbia gilgotki i 'samolot', 
- świadomie podstawia stópki do całowania,
- pachnie karmelem (J.J. pachniał jak wata cukrowa, chociaż moja siostra twierdziła, że to mieszanka zapachu mleka i zwróconego mleka :P).