Czegoś nie rozumie, więc czuje się gorszy od innych.
Zgubił rękawiczki, a to prawie jak koniec świata.
Lubi być sam, a dłuższe przebywanie w licznym gronie wytrąca go z równowagi.
Jeśli coś idzie nie po jego myśli, kompletnie się załamuje.
Nie obronił jednej bramki, a czuje jakby wpuścił sto.
Spadł z roweru lub coś strącił - wścieka się na siebie przez pół dnia.
Zwroty "ale co jeśli..." czy "ale to się na pewno nie uda" pojawiają się w jego słowniku wyjątkowo często.
Brzmi znajomo?
Zatem masz w domu wrażliwca!
Wrażliwiec ma trudniej, w tej kwestii nie ma się co łudzić. Trudniej ma także rodzic wrażliwca, bo postępowanie z nim to jakby chodzenie po zamarzniętej rzece - nawet jeśli mróz już porządnie złapał, a lód wydaje się gruby - tak naprawdę nigdy nie mamy pewności, czy się pod nami nie załamie i po prostu musimy nieustannie i bardzo uważać. Taka czujność bywa męcząca, ale też na szczęście wchodzi w krew, a to znaczy, że lata praktyki zrobią z nas w końcu ekspertów.
Bycia nadwrażliwym z reguły się nie diagnozuje, choć prawdopodobnie by można. Sama mam dość ostrożny stosunek do swoistej mody na nazywanie wszelkiej maści inności i idących za tym terapii za grube pieniądze. Mimo wszystko to, co nazwane lub na co można mieć "papiery", daje się jakoś lepiej ogarnąć. Ze spektrum autyzmu czy zaburzeniami SI wiadomo przynajmniej "z grubsza" jak pracować, jak pomagać, jak instruować innych.
Co jednak kiedy diagnozy nie ma lub jest niewystarczająca?
Musimy słuchać swojej intuicji.
Tylko, i aż tyle.
To właśnie intuicja jako pierwsza podpowiada nam, że nasze dziecko jest "inne", nawet kiedy nie potrafimy jasno określić, na czym ta "inność" polega. Jako nadwrażliwość rozumiemy - najogólniej mówiąc - różnego rodzaju przesadne reakcje na bodziec. O ile tego typu reakcje na dotyk, dźwięk, zapach czy
temperaturę daje się dość łatwo zauważyć, o tyle te, które są odpowiedzią na relacje społeczne, bywają często nieuchwytne lub opacznie rozumiane.
Co najczęściej słyszy o swoim dziecku matka wrażliwca?
Że jest nieśmiałe, jest odludkiem, czegoś się boi, przesadza, nie potrafi przegrywać, jest niepewne siebie, nie potrafi się zachować...
...i jednocześnie cały czas czuje i wie, że to wszystko bzdury.
Bo widzi na co dzień, jak bardzo to samo dziecko jest przebojowe, towarzyskie, odważne, rozsądne, empatyczne i kulturalne. Pod jednym warunkiem: że czuje się bezpiecznie. Sęk w tym, że zachwiać poczuciem bezpieczeństwa nadwrażliwego dziecka jest bardzo łatwo. Warto mówić o tym głośno, warto zwracać na to uwagę - nie tylko tym, którzy się wyrywają z ocenami, ale też samemu dziecku. Za chwilę Wam powiem dlaczego. Po kolei jednak.
Próbując poukładać własne myśli i doświadczenia tak, by mogły być przydatne i dla Was, stworzyłam absolutnie autorską, amatorską, matczyną listę 7 najważniejszych rzeczy w budowaniu poczucia bezpieczeństwa dziecka nadwrażliwego emocjonalnie. Jako mama wrażliwca, ale i osoba dorosła, która była (i poniekąd wciąż jest) właśnie takim dzieckiem, mam ogromną nadzieję, że naprawdę Wam ona pomoże.
Powtarzające się elementy codzienności działają jak kotwica - stabilizują. Nie bez przyczyny mówi się, że drugą naturą człowieka jest przyzwyczajenie. Przywiązujemy się do tego, co dobrze znamy. Wszyscy. Wrażliwcy jednak szczególnie. Pamiętam, że w sytuacjach podwyższonego stresu, np. przed egzaminem, jeszcze bardziej trzymałam się tego, co lubiłam, co było oswojone. Do dziś nie wyjdę z domu bez pościelenia łóżka i wypicia kawy w moim ulubionym kubku. Tym samym od 20 lat! Może wydać Wam się to głupie, ale kiedy spróbujecie wprowadzić takie stałe elementy w życie Waszego dziecka, zaskoczy Was to, o ile łatwiej będzie mu przyjąć każdy nowy dzień na klatę. Prostsze i mniej stresujące stanie się też chodzenie do szkoły. Wystarczą detale, np. te same (działające jak mantra) słowa pożegnania ("miłego dnia, kochanie", "baw się dobrze" - tak, w szkole - o roli pozytywnego nastawienia pisałam TUTAJ), a po drodze wypatrywanie dzięcioła, różowego BMW czy śmieciarki, śpiewanie piosenek, wymyślanie głupich rymowanek (podobno jestem w tym mistrzem, cóż, czymś trzeba dziecku imponować) albo inne, tylko Wasze zwyczaje. Bardzo ważne i bardzo przydatne w aklimatyzacji dziecka w szkole są też przyjemne, szkolne rytuały, np. ulubiony dodatek do drugiego śniadania (może być kilka wymiennie), zatemperowane kredki w piórniku (naprawdę!), 2 zł na tosta w małej kieszonce, zbieranie kart kolekcjonerskich, którymi można się wymieniać na przerwach itp.
2. Jasne zasady
2. Jasne zasady
Jestem zwolenniczką zasad. Sensownych, oczywiście. Nazywam je domową instrukcją obsługi. Od lat wciąż, niezmiennie układam dla chłopaków wierszyki na wszelkie wymagające tego okoliczności. W ten sposób zasady właściwie same się zapamiętują. Dla dziecka nadwrażliwego są równie ważne jak przepisy ruchu drogowego dla kursanta podczas nauki jazdy. Dają poczucie bezpieczeństwa, nawet wtedy kiedy się je łamie - bo wiadomo, jakie są konsekwencje. Wrażliwcami targają wątpliwości, całe mnóstwo. Zawsze mają w zanadrzu jakieś "a co jeśli...?” i nierzadko denerwują się na zapas. Dlatego warto skierować ich uwagę na to, że w szkole również - tak jak w domu, który jest dla nich głównym punktem odniesienia - działa system zasad, które z czasem dobrze poznają i opanują. Podkreślajmy jednak, że nie chodzi o to, by się w ten system (czy każdy następny) bezkrytycznie wpasować, tylko dostrzec tę prawidłowość. Tu jeszcze jedna uwaga: dzieci nadwrażliwe bardzo często świetnie się odnajdują w placówkach, w których oceny są liczbowe, nie opisowe. Liczby mają dla nich bowiem konkretną, uchwytną wartość. Oceniane opisowo same domagają się doprecyzowania. Wolą np. tróję od "postaraj się". Trója to pewniak, i tyle. Z kolei zupełny brak ocen dla takich dzieci bywa wręcz przerażający i nierzadko deprymujący. Wynika to z tego, że nie mają - mimo nawet najlepszych starań ze strony rodziców - wrodzonej pewności co do swojej własnej wartości i potrzebują solidnego sprzężenia zwrotnego, by ją budować.
3. Ustalenie priorytetów
To, że nadwrażliwe dzieci same domagają się ocen, nie oznacza, że kiepska ocena im nie zaszkodzi. Trudność w byciu rodzicem i nauczycielem takiego dziecka polega też na tym, że trzeba nieustannie balansować między byciem całkowicie szczerym (bo wrażliwcy są radarami na nieszczerość!) a byciem serdecznym. Nie jest łatwo za każdym razem wyrażać krytykę w pozytywny i mobilizujący sposób. Poza tym wszystkie dzieci mają swoje mocne i słabe strony, i o ile u większości da się skierować uwagę na to, co w nich najlepsze, te wrażliwe właśnie na swoich słabościach skupiają się najmocniej. Jesteśmy więc niejako skazani na "krytyczność". Jak to ugryźć? Mówić o tym, co jest ważne DLA NAS (tak, dla nas, bo dla nadwrażliwego dziecka wszystko, każdy bodziec jest ważny i potrzebuje nas jako zwierciadła, które da mu perspektywę). Że np. nie jest to ilość kolegów, ale bycie dobrym człowiekiem, uważnym na innych, że nie wynik, a włożona praca i starania. Bo tak się składa, że nadwrażliwe osoby są uważne i wkładają serce we wszystko, co robią. Zauważając to, doceniając, dajemy im przy okazji znać, że mają...
4. Prawo do bycia sobą
Każdy jest inny. Każdy ma coś wyjątkowego. Każdy co innego lubi, dostrzega, wybiera. Piękno świata polega właśnie na tej różnorodności. Kiedy akceptujemy dziecko takim, jakie jest i nie próbujemy go "naprawiać", ono samo siebie także - w ramach swoich emocjonalnych predyspozycji - zaakceptuje. Co jednak ważne: akceptacja nie może oznaczać rozleniwienia. Zachęcajmy dzieci do pracy nad sobą, do starań - nie po to, by się dopasować, ale aby się rozwijać, poznawać, doświadczać, po prostu w pełni korzystać z życia. Wrażliwcy nie lubią zmian, są ostrożni, nieufni, ale zachęceni przez osobę, której są pewni (rodzica, ale i dobrego nauczyciela), mogą w swoim tempie przezwyciężać kolejne blokady. Warto im powtarzać, że trening czyni mistrza (kiedy J.J. uczył się jeździć na nartach i już prawie się poddał, powiedziałam mu, że musi się przewrócić 100 razy, żeby naprawdę opanować tę sztukę - odtąd zaczął liczyć swoje upadki i nie traktował ich już jako porażki, ale właśnie jako stopnie do pokonania w drodze do mistrzostwa) i w ogóle bardzo dużo... rozmawiać. Pozwalać decydować o sobie (w granicach rodzicielskiego rozsądku), dawać wybór, pytać o zdanie, mówić, jak niezwykła jest jego percepcja świata i jakie to przydatne. Pytać także o to, co dziecko uspokaja, dzięki czemu czuje się dobrze, bezpiecznie i stosować się do tego. Z wszelkimi trudnymi emocjami można sobie poradzić tak samo, jak ze złością.
5. Prawo do błędów
Drobne niepowodzenia, większe porażki, gorsze dni, gorsze oceny, niemiłe odzywki kolegów, uwaga od pani, pół minuty spóźnienia - nadwrażliwe dziecko denerwuje się wszystkim, niezależnie od tego, jak istotne to jest obiektywnie. Boi się popełnić najmniejszy choćby błąd, jest
perfekcjonistą, często płacze lub wścieka się z tak zwanego "byle powodu" lub na zapas, przy czym dla niego to nie jest byle powód, a zapas wydaje się bardzo realną możliwością. Co pomaga? Nasza cierpliwość, spokój i przedstawianie szerszej perspektywy. Odwoływanie się do priorytetów. Pytanie, czy dana rzecz rzeczywiście jest taka ważna i dlaczego. Wrażliwcy mają tendencję do fantazjowania i wyobrażania sobie najgorszego, co można wykorzystać, podsuwając im obraz znacznie gorszy od obecnej sytuacji - wtedy to, co ma miejsce, przestaje być aż takie straszne. Bywa to znacznie bardziej skuteczne niż pocieszanie i przekonywanie, że będzie dobrze, które odbierają jako czcze gadanie. Ale uwaga: żeby korzystać z tej metody, trzeba najpierw wyczuć dziecko, żeby nie przesadzić i nie przestraszyć go jeszcze bardziej, bo istnieje ryzyko, że tylko "nakarmimy" jego fobie.
Warto też dawać przykład i przyznawać się głośno do swoich błędów czy porażek, a potem - także głośno - sobie wybaczać.
Warto też dawać przykład i przyznawać się głośno do swoich błędów czy porażek, a potem - także głośno - sobie wybaczać.
6. Stymulowanie samodzielności
Rodzice nadwrażliwców są często nadopiekuńczy. To błąd! Wyręczanie ich w sytuacjach społecznych jeszcze bardziej zamknie ich we własnym świecie. Z drugiej strony równie szkodliwe jest wrzucanie wrażliwca na głęboką wodę i zmuszanie go do interakcji. Nie powinniśmy tego robić. Nigdy. Jeśli trzeba załatwić coś z kolegą lub z panią, zaproponujmy raczej, że przećwiczymy to w domu. Możemy wcielić się w rolę tej drugiej osoby i odegrać scenkę, nawet kilka razy, by w ten sposób dać dziecku narzędzia do stawienia w końcu czoła realnej sytuacji. Zresztą kiedy będzie mu ona znana (patrz punkt 1), poczuje się pewniej. Życie wrażliwca jest i zawsze będzie pełne wyobrażeń, emocji innych, kontekstów - takie osoby nie reagują gwałtownie, potrzebują czasu na refleksję, a nierzadko - drugiej, trzeciej, ósmej próby. Mówmy im, że nie ma w tym niczego złego. Na osobności porozmawiajmy też z nauczycielem o takich możliwościach (o ile w ogóle zachodzi potrzeba).
Doskonałym stymulatorem działań są także bliscy przyjaciele i autorytety. Dlatego tego typu relacje trzeba pomagać dziecku pielęgnować. Jeden sprawdzony przyjaciel i jeden (pozarodzicielski) wzór do naśladowania w zupełności wystarczą. Nie zmuszajmy naszego dziecka do bycia towarzyskim! Na jednym będzie miał okazję w bezpiecznych warunkach poćwiczyć relacje z rówieśnikami, na drugim - ze starszymi, ale jednak obcymi. Te ostatnie są często zaniedbywane, a okazują się niezwykle ważne, np. w sytuacjach, kiedy dziecko potrzebuje pomocy, a nas nie ma w pobliżu.
7. Narzędzia obrony
Jako rodzice możemy wyposażyć nasze nadwrażliwe dziecko w co najmniej kilka takich narzędzi. W domu będą to np. te "zawory bezpieczeństwa", o których pisałam przy panowaniu nad złością. W szkole będzie jednak potrzebować czegoś innego niż np. przytulanie czy drapanie po plecach. Trudno może być też o chwilę samotności. Dlatego warto rozmawiać z dzieckiem o jego indywidualnej wrażliwości, uczyć go rozpoznawać, i nazywać lęki i inne emocje. Podzielenie się nimi z nauczycielem nie powinno być w teorii niczym wstydliwym - bo i dziecko, i my - mamy prawo liczyć na to, że wychowawca okaże mu emocjonalne wsparcie, ale niestety w praktyce różnie to bywa. Ja np. zawsze bałam się wręcz panicznie odpowiedzi ustnych i czasami faktycznie trafiłam na nauczycieli, którzy zgadzali się pytać mnie na osobności lub w formie pisemnej.
Innym sprawdzonym sposobem jest też... poczucie humoru. Serio. Uczmy dzieci żartować z siebie, ze swoich obaw i czarnych wizji. Nie złośliwie, tylko ciepło, z miłością. Nie bójmy się powiedzieć także przy nich o sobie "ale jestem gapa!", "to się rozkleiłam! no! beksa ze mnie!" - w ten sposób to, co wydaje się skomplikowane i straszne, staje się nagle oswojone.
Innym sprawdzonym sposobem jest też... poczucie humoru. Serio. Uczmy dzieci żartować z siebie, ze swoich obaw i czarnych wizji. Nie złośliwie, tylko ciepło, z miłością. Nie bójmy się powiedzieć także przy nich o sobie "ale jestem gapa!", "to się rozkleiłam! no! beksa ze mnie!" - w ten sposób to, co wydaje się skomplikowane i straszne, staje się nagle oswojone.
Ale uwaga: NIGDY nie zmuszajmy dziecka do żartowania, jeśli nie ma na to ochoty i nie drwijmy z jego uczuć, nie każmy mu dzielić się nimi z nauczycielem, jeśli się wstydzi, albo mu nie ufa i ZAWSZE, ale to zawsze mówmy mu - i niech to będzie prawda - że jeśli nas potrzebuje - JESTEŚMY. JEGO. TARCZĄ. OCHRONNĄ.
Niedźwiadek:
niebieskie spodnie - Kółko i Krzyżyk
zielone spodnie - Wata Cukrowa
buty z futerkiem - Bartek
szare śniegowce - Bata
J.J.:
szare spodnie - Zezuzulla
bluza z alfabetem - That Way
brązowe spodnie - Bobo Choses (Miss Lemonade)
buty beżowe i granatowe śniegowce - Bartek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze opinie :)