Pierwszym przystankiem na naszej drodze do Legolandu była mała, niemiecka wyspa na Bałtyku - Poel. Wjechaliśmy na nią wąskim cyplem, otoczonym polami i rozlewiskami morza, które wyglądały jak jeziora. Na wyspie jest kilka urokliwych miasteczek i na początku nie byliśmy zdecydowani, gdzie zostać na noc, ale kiedy my zobaczyliśmy port i cudowną, małą latarnię morską, a chłopcy - wielki statek-plac zabaw tuż przy morskim brzegu (śmiem twierdzić, że spędziliśmy tam 80% czasu na wyspie) - przepadliśmy. Wyspa ma niezwykły klimat, jest tu cicho i spokojnie, choć oczywiście wieje non stop i od razu pożałowaliśmy, że na tę wyprawę nie zabraliśmy dzieciom (i sobie) czapek. Łatwo tu zwolnić, odetchnąć i wyluzować. Jeśli kiedykolwiek oglądaliście jakieś niemieckie romansidło, to właśnie takie miejsca są gotowym planem filmowym.
Startowaliśmy z Łukęcina i jechaliśmy ok. 4 godziny, wliczając w to krótką przerwę na obiad. Nocowaliśmy na polu namiotowym, tuż przy wspomnianej latarni. Z własnym zejściem na przepiękną plażę. Koszt takiego noclegu to ok. 30 Euro. Na wszystkich polach za granicą obowiązuje cisza nocna, zwykle od godziny 22. Mieliśmy obawy, czy nasze mocno podekscytowane przygodą chłopaki, dadzą radę się uspokoić, ale nie było źle ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze opinie :)