wtorek, 16 lutego 2016

dealing with anger

Znacie książkę "Filip i mama, która zapomniała"? Jeśli nie, to gorąco ją Wam polecam. J.J. dostał ją już kilka lat temu od mojej siostry, chociaż właściwie mam poczucie, że dostałam ją ja, od osoby, która zna mnie doskonale. Ta właśnie książka nauczyła mnie jednej ważnej rzeczy: że MAM PRAWO od czasu do czasu zamienić się w smoka, zapomnieć o przyzwoitości i pozionąć odrobinę ogniem. A ponieważ J.J. zna tę opowieść bardzo dobrze, rozumie, kiedy go uprzedzam, że za chwilę się w rzeczonego smoka zamienię. Mam wrażenie, że jest to dla niego o wiele łatwiejsze do przyjęcia, niż gdybym uprzedziła, że na przykład się wścieknę. 
Są więc chwile, kiedy pozwalam sobie na złość, bo - co tu dużo mówić - uważam, że to zdrowe. W końcu po coś zostaliśmy obdarzeni emocjami, prawda? I na pewno nie po to, by je tłumić. Ale żeby nauczyć się sobie z nimi radzić - już tak. Ze złością bywa trudno albo bardzo trudno, to fakt. Czasami wcale nie wiem, co z nią zrobić i czuję się bezradna. Wtedy krzyczę, lub płaczę, lub siadam sobie gdzieś w kącie i milion razy, głęboko... oddycham. Do tego wszystkiego także MAM PRAWO. 
Ale dziś chciałam Wam opowiedzieć o tym, jak nad swoją własną złością pracuję. Co sobie myślę, co do siebie mówię i co robię, żeby jednak nad nerwami zapanować. Bo to również jest zdrowe i potrzebne. Ba! Niezbędne, żeby się uspokoić, żeby rozwiązać problem, żeby osiągnąć kompromis, wyjść na przeciw chłopakom, którzy przecież też mają prawo się złościć. I co więcej na pewno mają swoje powody. 

1. Dzieci nie robią mi na złość
Staram się o tym pamiętać. Ta świadomość bardzo pomaga. Choćby dlatego, że prowadzi do wniosku, że ich celem nie było wnerwienie mnie, a coś zupełnie innego. Co? O to pytam. Najpierw zamykam oczy, potem wciągam głęboko powietrze, a potem w miarę możliwości jak najspokojniejszym tonem mówię: okej, więc jaki był plan? o co w tym chodzi? co chcieliście zrobić?
Przykład:
Za 5 minut mamy gości, właśnie skończyłam ogarniać dom, co nie było łatwe, wchodzę do salonu i widzę totalnie rozwalone kanapy, porozrzucane poduszki i koce, generalnie: pierdzielnik. Gotuję się w środku, ale działam jak wyżej. I co? I oni mówią, że budują dom dla gości, bo dla nich to przecież logiczne: że fajniej jest się bawić w bazie niż siedzieć na nudnych kanapach. Cóż, tłumaczę, dorośli WOLĄ siedzieć na nudnych kanapach, ale jakby jednak nie chcieli, to będziemy mieli plan B: salon posprzątamy, a bazę zbudujemy w drugim pokoju. 
2. Będę za tym tęsknić
Z tej metody korzystam dość często (jeśli nie najczęściej), bo naprawdę się sprawdza. Kiedy mam dość hałasu i nie mogę doprosić się o chwilę, sekundę choćby ciszy, kiedy znowu zalali całą łazienkę, mimo kilkunastu przypomnień, kiedy boleśnie włażę na Lego na środku kuchni, kiedy po raz trzydziesty ósmy domagają się tej samej bajki, kiedy pomimo "pij pomalutku" połowa herbaty z rozpędu leci na dywan, kiedy zamiast spać w okolicach północy chcą jeszcze jeść/układać puzzle/kąpać się/rozmawiać. Jestem zmęczona, a moje nerwy strzępią się jak stara wiklina, ale mówię sobie: będę za tym tęsknić, oj, będę. Bo przecież będę. Wszystkie będziemy. Więc niech sobie teraz będzie, jak jest. Bo tak może być tylko teraz. I szkoda, że tak krótko właściwie.
3. Byłam/jestem taka sama
To taka zagrywka psychologiczna, ale sobie wybaczamy łatwiej. Mam zasadę, żeby się nie złościć za coś, co sama robiłam lub wciąż robię. Mam też zasadę, żeby traktować dzieci na równych zasadach jak siebie. Pisałam już kilka postów temu, że lubię dosadne słowa. Nie wymagam więc od J.J.'a, żeby po takie nie sięgał, bo to by była hipokryzja. Ale wymagam, żeby przepraszał, kiedy mu się wyrwie bezzasadnie. Sama też przepraszam.  
4. No, bardzo śmieszne!
Wierzę, że poczucie humoru potrafi uratować nawet bardzo napiętą sytuację. Najczęściej sięgam wtedy po hiperbolę lub absurd. 
- Jeśli za chwilę usłyszycie wielki huk, to znaczy, że moja głowa pękła. 
- Jak będziesz się tak chował i nie będziesz odpowiadał na moje wołanie, to pomyślę, że mi się zgubiłeś na zawsze, padnę tu z nerwów trupem i będziesz mnie musiał zbierać z podłogi.
- W tym tempie to nas wszystkie ślimaki przegonią.
- Jak nie przestaniecie się bić, to każę wam całować nawzajem swoje gołe tyłki. 
Zwykle wybuchamy potem zbiorowym chichotem, i po złości.
5. Jesteś taka kochana, mamo
Pokrewną zagrywką do żartowania jest wypowiadanie na głos słów, które teoretycznie powinny w danej sytuacji paść z ust dziecka. Z odrobiną przesady. 
- Dziękuję, że pomagasz mi sprzątać, kochana mamo. Chyba się do ciebie przyłączę.
- Dziękuję za ten pyszny obiad, kochana mamo. 
Itepe. Rozładowuje w mig.
6. Intonacja
Czasami wystarczy wypowiedzieć imię łobuza odpowiednio stanowczym (ale bez złości!) tonem, by on już wiedział, co robi w danej chwili niefajnego. Dotyczy to głównie łamania jasnych zasad postępowania, wcześniej ustalonych. Dzięki temu nie muszę się zagłębiać w analizy, a "sprawa" rozwiązuje się w ułamku sekundy. Pokojowo.
7. Moc wody
Odwraca uwagę i daje mi czas na przemyślenia. Wszelkie "puszczam ci wodę na kąpiel", "chodź, umyjemy buzię", "chodź, umyjemy ręce" ma u nas działanie terapeutyczne. Nie mam pojęcia dlaczego.
8. Tata
O ile jest pod ręką. Ale kiedy jest, żal by było nie wykorzystać. Na progu wybuchu mówię więc do Pana Męża: może ty im to wytłumaczysz? może weźmiesz ich na dwór? Albo do chłopaków: ja nie zgodziłam się już czterdzieści razy, ale zapytajcie jeszcze tatę. Niech teraz on się denerwuje :P To takie miłe, kiedy można rozłożyć ciężar rodzicielskiej odpowiedzialności.
9. Nic nie widzę, nic nie słyszę     
Jakimś cudem, kiedy nie reaguję na bójkę, rozlaną zupę, spadające z półek książki, totalny bajzel i inne takie "kwiatki", okazuje się, że potrafią się pogodzić, powycierać, pozbierać i posprzątać. Serio! Inna rzecz, że nie potrafię tego stosować nagminnie i tak zupełnie się wyłączyć, ale staram się, jak mogę, kiedy mogę i... kiedy już nie mogę ;)

Skorzystacie z którejś z tych metod? A może macie swoje?



6 komentarzy:

  1. Zaciekawilas mnie ta książka.. oj bardzo...

    P.S. Zdjęcia piękne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę naprawdę baaaaaaaaaardzo polecam :)

      Usuń
  2. uwielbiam Twój blog :) dzięki - tyle nowych rozwiązań :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuję. Mam nadzieję, że sprawdzą się i w twojej praktyce :)

      Usuń
  3. w pierwszej chwili pomyślałam że autrem jest J.J to było pierwze skojarzenie! ale chyba nie macie psa :D
    http://demotywatory.pl/4618264/Prosty-przekaz-to-najlepszy-przekaz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy psa, ale załatwia się wyłącznie na naszym podwórku, a J.J. lubi proces zbierania kup co jakiś czas ;) Tekst bardzo nam pasuje :)

      Usuń

Dziękuję za Wasze opinie :)