Macierzyństwo to nieustanny bałagan, galaretka na podłodze, dziurawe spodnie, ciasnota w łóżku, łokcie wbijane w cycki trzysta razy dziennie, sikanie w towarzystwie i pod baczną obserwacją, patyki, kamyki, ślimaki i klocki Lego WSZĘDZIE, całowanie strupków i zadrapań, hałas i pole bitwy, rozwalone kanapy, baza pod stołem, galeria na lodówce, liczenie do trzech milion razy dziennie, hektolitry kawy. Ale to wszystko błahostki w porównaniu z presją, jak my-mamy same na siebie CODZIENNE wywieramy - by uszczęśliwić nasze dziecko. Każda z nas chce być Matką Roku, ale mało która się nią czuje. Przynajmniej zazwyczaj. Ja zwykle wtedy, kiedy wymacam wymarzoną minifigurkę Lego, w deszczowy, mroczny dzień zgodzę się na lody, albo pozwolę się ograć w nogę.
Ponieważ dość długo prowadzę tego bloga (a przynajmniej wydaje mi się, że to dlatego), coraz częściej jednak zdarza mi się uchodzić w oczach innych mam lub przyszłych mam za autorytet. Nieraz byłam więc pytana o to, co uważam za najważniejsze w wychowywaniu dzieci, a nawet jaki jest przepis na szczęśliwe dzieciństwo (bo mamy to "szczęście" w opisie na facebookowej stronie bloga). Głupio mi było, że nie umiem na to odpowiedzieć. Gdzieś tam w środku czułam, że znam odpowiedź, ale nie analizowałam, co robię każdego dnia pod kątem takiej czy innej idei. Rozumiecie? Też pewnie nie analizujecie. To wcale nie znaczy, że Wasze metody wychowawcze czy sposoby na okazywanie dzieciom miłości nie mają celu i sensu, prawda?
Parę razy, także na łamach bloga, powoływałam się na regułę, znaną mi z terapii edukacyjnej: "kochaj i łap nad przepaścią". Lubię ją i nadal uważam, że jest świetna, ale wiem też już, że kiedy dziecko dorasta, tych przepaści robi się tyle, że czasami zaczynasz mieć poczucie, że tylko łapiesz, a na kochanie zostaje coraz mniej czasu. Więc zmodyfikowałam ją w końcu - z konieczności i przemęczenia - dodając nowy element: zaufanie. Do dziecka. I dziecku. Brzmi to trochę górnolotnie, ale sprowadza się do tego, że w niektóre przepaście pozwalam chłopakom wpadać, ufając że będą się uczyć na własnych błędach. Pisałam Wam wielokrotnie, że generalnie na dużo pozwalam: na wspinanie się, na złoszczenie się, na próbowanie, na własne zdanie. Lubię pozwalać i z pewnością jest to zarówno siła, jak i słabość mojego matkowania. Tak samo jak lubię wszystko tłumaczyć, gadać, aż dostanę chrypki i... wierzyć, że za którymśtamsetnym lub którymśtamtysięcznym razem zrozumieją, o co matce chodzi.
Sami widzicie: nawet teraz się rozgadałam, a plan był taki, żeby w 5 krótkich punktach odpowiedzieć na pytanie, jak wychować szczęśliwe dziecko. Miało to wyglądać mniej więcej tak*:
1. Codzienne kupuj nowy zestaw Lego.
2. Podawaj lody na śniadanie, obiad i kolację. Czasami pozwól zagryźć je popcornem.
3. Niezależnie od tego, jak jest ubrane (czyli nawet jeśli jest to strój wyjściowo-kościółkowy) pozwól się dziecku wybrudzić maksymalnie. Pozwól też na bałagan bez konieczności sprzątania. Rozlewanie bez ścierania. Generalnie pozwalaj na wszystko.
4. Jak nie chce spać, niech nie śpi. Nigdy. We wszelkich dyskusjach na ten temat musisz przegrać. Zresztą w dyskusjach na inne tematy też. I we wszystkich grach.
5. Jak chce się wyprowadzić i zamieszkać u kolegi, by 24h/dobę grać w gry komputerowe, pomóż mu spakować walizkę. Nie zapomnij o kanapkach i wodzie.
Tymczasem z mojego wywodu wyszło coś takiego*:
1. Kochaj i mów, że kochasz.
2. Pozwalaj na własne próby i własne błędy.
3. Ufaj i mów, że ufasz.
4. Tłumacz.
5. Pytaj i słuchaj.
*niepotrzebne skreślić, chociaż prawdę mówiąc, nic nie stoi na przeszkodzie, by stosować obie piątki równocześnie ;)
marynarka - Czesiociuch
t-shirt - Beau Loves via Groshki
jeansy - Reserved
kurtka i trampki - Zara
czapka - Pom Pom Cap
Szczęśliwa mama - to szczęśliwe dziecko..
OdpowiedzUsuńnasze wewnętrzne dobre samopoczucie = szczęśliwe dziecko, bo nie ukrywajmy... nie stosy lego i kolejne zabawki a miłość i wspólnie spędzony czas, to jest to co możemy dać swoim pociechom najpiękniejsze!!
Znam to powiedzenie, ale nie przepadam za nim. Wydaje mi się, że bywa nadużywane. W bardzo egoistycznych celach - mama dba o własne szczęście, a dziecko musi się o siebie troszczyć samo. Choć oczywiście przesada w drugą stronę, czyli wszelkie "poświęcanie się" dla dziecka, też jest zgubne.
UsuńZgadzam się z Tobą. Ja także nie lubię tego stwierdzenia. Już wolę "szczęśliwa rodzina szczęśliwe dziecko" �� . Są chwile kiedy nie da się wszystkich uszczęśliwić.
UsuńJeśli spelnialabym tylko pierwszą piątkę z posta to nie ma szans, że te moje chlopczyki się kiedykolwiek wyprowadza 😜😜😜hi hi hi....
OdpowiedzUsuńHahahahaha, byłoby takie ryzyko, faktycznie :D
Usuń:) szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko-coś w tym jest;) grunt by wszystko wyważyć :) jedno jest pewne będąc rodzicem nie ma miejsce na egoizm:) moi chłopcy są dla mnie nr 1 ale wpajamy im,że najważniejsza jest miłość i szacunek:)
OdpowiedzUsuńodnośnie pierwszych pięciu pkt.
starszy to mega czyścioszek i pedancik i np.idąc do przedszkola mówi, że się nie wybrudzi ja mu zawsze na to, że ma iść db się bawić i smacznie zjeść nawet jak się ubrudzi, bo mama lubi prać;) a jak mawia żartobliwie mój mąż pierze pralka;)
ściskam
Tak, trzeba wyważyć. Niestety jak coś jest sloganem, to ludzie przestają myśleć i przyjmują często, "jak jest". Bo się utarło.
UsuńMoi kochają się brudzić i nie ma opcji, że pierze pralka, bo brudzą się tak, że żadna pralka temu rady nie daje, tylko moje ręczne tarcie i odplamiacze.
Lubię tych Twoich umorusanych chłopaków ;)
OdpowiedzUsuńDzięki za ten wpis; cytat (kochaj i łap nad przepaścią) powiesiłam sobie na lodówce *)
Hahaha, no, jakbym ich miała opisać w dwóch słowach, to by chyba było "zawsze brudni" ;) ;) ;)
UsuńFajnie, że powiesiłaś. Przez 7 lat macierzyństwa nie wymyśliłam lepszej metody, jak widać :*