Kontynuując temat z poprzedniego postu, a raczej jako przeciwwagę dla bicia się w pierś (poniekąd), dziś będę się chwalić. Bo niby czemu nie, właściwie? Każda z nas potrzebuje się przecież od czasu do czasu dowartościować i utwierdzić w przekonaniu, że pomimo nawet setki popełnionych błędów jest jednak dobrą matką, najlepszą, jaką potrafi być. Jestem zresztą przekonana, że lista tego, co nas "buduje", jest znacznie dłuższa niż lista grzechów, ale zachowajmy symetrię i nie popadajmy w samouwielbienie ;)
1. Rozmawiam o uczuciach
Uważam, że to jeden z filarów porozumienia między ludźmi w ogóle, a w rodzinie w szczególności. Jasno komunikuję swoje emocje, nazywam je i zachęcam chłopców do tego samego. Zwracam uwagę na ich odczucia, staram się też przy okazji tłumaczyć im, że nie ma czegoś takiego, jak złe emocje, że są tylko takie, które nas uwierają, jak za długa metka przy bluzce, ale - tak samo jak z tą metką - możemy się z nimi uporać. J.J. jest już na tyle duży, że przegadanie z nim wszystkiego całkiem nieźle się udaje, podobnie jak zastosowanie wybranej przez niego metody uspokajania (o tym może innym razem).
2. Nie upieram się
To dla mnie wielki wyczyn, serio. Jestem strasznie uparta z natury i mam w zwyczaju kruszyć kopie nawet o banały, byleby postawić na swoim, ale przy dzieciach nauczyłam się ustępować, wychodzić im na przeciw i przede wszystkim nigdy, przenigdy nie mówić "nie, bo nie". Pertraktujemy w wielu, także drobnych i bardzo drobnych kwestiach, od czasu na oglądanie bajek po wybór czapki, od tego na co wydać pieniądze po to, co na obiad. Jeśli to, na co mają ochotę, nie narusza zasad naszego domu czy czegoś, co ustaliliśmy, np. konsekwencji jakichś ich zachowań (nazwijmy to umownie: warunków kary ;)), to nie obstaję za bardzo przy swoim. Daję się im przekonać. Fajnie zresztą wiedzieć, że potrafią bronić swojego zdania i znajdować dobre argumenty :)
Pisałam o tym nie raz. To jedna z najskuteczniejszych metod, jakie znam, żeby dzieci uczyły się mieć własne zdanie, własny gust i czuły się ważne, poważane. To także super metoda w okresie wszelkich buntów. Przy J.J.-u dopiero ją testowałam i wychodziło różnie, teraz - z Niedźwiadkiem, u którego bunt (prawie)trzylatka odezwał się ostatnio z gigasiłą - posługuję się tym całkiem sprawnie. Najważniejsze, to dać taki wybór, żeby nie było opcji powiedzenia "nie", np. kiedy on ewidentnie nie chce mnie posłuchać i upiera się, że zamieszka w sklepowej lodówce obok swoich ulubionych jogurtów, pytam: "idziemy kupić żelki czy bułki?" Powtarzam to kilka razy, aż dokona wyboru i będzie chciał się go trzymać. To mój hitowy trik :D
4. Mówię prawdę
Że będzie bolało, ale da radę. Że będzie strasznie, ale wszyscy się tak samo boją. Że ten obrazek nie jest zbyt ładny i może spróbuje jeszcze raz. Że nie lubię stać na ulicy i patrzeć, jak rysują kredą niekończące się miasto. Bo mnie nudzi to stanie. Prawda to fundament. Koniec, kropka.
5. Przepraszam
Kiedy powiem brzydkie słowo (patrz: poprzedni post). Kiedy z nerwów za mocno nakrzyczę lub za mocno przytrzymam podczas ataku szału. Kiedy nie słucham uważnie, bo się zamyślę. Kiedy muszę popracować więcej niż planowałam i nie mam czasu zrobić czegoś, co obiecałam. Kiedy okaże się, że nie miałam racji. Nie wstydzę się swoich słabości i swojej omylności. Nie kajam się, nic z tych rzeczy. Ale nie muszę być pomnikiem na postumencie. Przepraszam i już. Bez "przepraszam" dalej nie jedziemy ;)
6. Pozwalam
No, nie na wszystko. Ale na wszystko, co wydaje mi się, że mogę. Łącznie z wejściem bardzo wysoko (niepostrzeżenie asekurując), spróbowaniem sopla lodu, rzuceniem się w śnieg w jeansach (patrz: załączone zdjęcia), kąpielą w środku dnia, odpaleniem zapałki, świeczki czy ogniska. Pozwalanie uczy najlepiej. A na pewno lepiej niż niepozwalanie.
7. Przytulam
Wiecie, że badania wykazały, że powinniśmy się przytulać minimum 15 razy dziennie, żeby być kreatywnym i szczęśliwym? Osoby niedostatecznie przytulane tracą chęć do życia i zapal twórczy. Przytulanie stymuluje produkcję endorfin, dodaje wiary w siebie, daje poczucie bezpieczeństwa i ma pewnie jeszcze milion innych pozytywnych skutków. Mamy w domu zasadę, że jeśli ktoś potrzebuje pilnie się przytulić, mówi o tym i nie wolno mu odmawiać :) Pod żadnym pozorem.
A Wy co byście wpisali na swoją listę chwały?
spodnie Niedźwiadka i bluza J.J.'a - Booso via Happy-go-lucky (%)
czapki - Bang Bang Copehagen via Flamingo (%)
buty - Bata
Ale masz oko. W Twoich zdjęciach "coś" jest.
OdpowiedzUsuńAle chciałam odnośnie punktu 4. Też mówię prawdę. I tak jak nie dziwiło mnie to, że obcy dają zawsze dobre rady to jak "koleżanka" zwróciła mi uwagę, że nie zachwycam się obrazkiem i że mówię że nudzę się w piaskownicy- zbiło mnie z tropu! Zdziwienie malowało się na mojej twarzy chyba z kilka minut. No bo dlaczego ja niby robię żle?
Dzięki! Lubię zimę, i to pewnie "to" :)
UsuńTeż się spotkałam z oburzeniem. Z "nie będzie bolało" i "jaki śliczny rysunek", a tam bazgroły. Ja z tych, co mówią: "a co chciałeś wyrazić przez te bazgroły?" ;)
Mam w nosie to, że inni się oburzają. Między innymi dlatego, że znam przypadki takich "kłamiących" mam i widzę efekty tego: że dziecko nie rozumie krytyki, że skrytykowane od razu czuje się niekochane i - w drugą stronę - myśli, że jest genialne we wszystkim, i tak się zachowuje, jakby było lepsze od innych. Nie chcę tego dla moich dzieci. Dobrze robimy, Gosia!
Piękna czapka uszatka! Co mam Ci napisać wszystkie zdjęcia piękne. . Kiedyś też takie będę robić.. -chcieć to móc!
OdpowiedzUsuńKażda z Nas ma wady i zalety..przekazujemy je w mniejszym lub większym stopniu naszym pociechom..
U nas sprawdza się jeszcze jedna rzecz: ignorowanie czy też "umniejszenie wartości". Zabolało? OK, a teraz wstań i podejdźmy o tam. Zależy rzecz jasna od sytuacji, ale przy mniejszych bolączko-gorączkach nie znam lepszego rozwiązania by nie rozkwilać się nad "byle czym".
OdpowiedzUsuńJestem za mówieniem prawdy, to najlepszy sposób, by przygotować dziecko do dorosłości i radzeniem sobie z przeciwnościami. Ale. Ostatnio jestem intensywnie namawiana na kupno węża. Dla mnie: brrr, nie, nie i nie. Ale rozmawiamy o tym, wybieramy, sprawdzamy warunki chowu, przed nami jeszcze wizyta w sklepie zoologicznym i jakaś tematyczna książka - i albo ja zmienię zdanie albo syn ;)Rybki po takim cyklu mu minęły, znudziły się. Oby to też ;P A przy odrabianiu pracy domowej... sam mówi, że o ta "8" akurat mu nie wyszła i poprawia :)
Kiedyś mój syn nienawidził przebierania, mógł w jednej bluzce chodzic i spac kilka dni! Danie mu wyboru przełamało go :D
Pozdrawiam :D