Może to nie jest dobry dzień na świeże postanowienia - ani to początek roku, ani miesiąca, ani nawet poniedziałek. Ale serio: jakie to ma znaczenie? I tak nic się nie zmieni ot tak. Nie wstaniemy jutro mądrzejsze i silniejsze, bardziej zdystansowane do tego, co zewnętrzne i zupełnie od nas niezależne i bardziej skupione na tym, co nasze, najbliższe, najważniejsze. Jutro na pewno nie, ale za rok już na pewno tak, a może i za miesiąc. Bo przecież może się okazać, że to wcale nie takie trudne, że tylko jeden krok, jedna praca nad własnymi myślami dzieli nas od tej cudownej wolności - niezależności od czyjejś opinii. No, bo tak na logikę: co nas to obchodzi? czemu się w ogóle przejmujemy tym, co inni o nas sądzą? czemu zaprzątamy sobie głowę regułami gry, wymyślonymi przez zupełnie obce nam osoby? Powiem Wam, ale to może zaboleć - bo same chcemy innym nasze zasady narzucać, bo chcemy mieć wszystko pod kontrolą, wszystko, czyli WSZYSTKICH. Tak, tak, drogie mamy. Może kiedyś byłyśmy zupełnie inne, może uważałyśmy się za tolerancyjne, otwarte na możliwości, pełne zrozumienia dla ludzkich błędów - kiedyś, zanim zostałyśmy mamami i wraz z nowym układem hormonów, nową aktywnością naszych mózgów i nowymi emocjami dostałyśmy w pakiecie potrzebę i... przekleństwo (!) nadkontroli. Oczywiście przywara ta ukryła się sprytnie pod opiekuńczością, naturalną przecież i pożądaną, pod troską na zapas, pod koniecznością chronienia dziecka przed niebezpieczeństwami, chamstwem i milionem innych strasznych rzeczy. Tak czy siak dostałyśmy nadkontrolę w pakiecie i to uśpiło naszą czujność. Do tego stopnia, że celująca w nas (choćby wcale nie celowo) nadkontrola innych wywołuje nasze OBURZENIE. Nie zdenerwowanie nawet, nie lekką irytację, ale od razu oburzenie.
A jakby tak zrobić kilka kroków w tył i przyjrzeć się sytuacji? Słyszeliście o teorii perspektywy? Zgodnie z nią On (osoba trzecia) jest zawsze nadgorliwy, Ty (osoba druga) jesteś pracoholikiem, a Ja (osoba pierwsza) jestem po prostu pracowity. Brzmi dziwnie znajomo? Na naszym, matczynym podwórku wyglądałoby to mniej więcej tak: On się wtrąca, Ty wyrażasz swoje zdanie (choć - w podtekście - nikt cię o to nie prosił), Ja się troszczę. Daje do myślenia, prawda?
Dlatego moje postanowienie brzmi: dosyć przejmowania się zdaniem innych! Jeśli będę chciała je poznać - zapytam. Jeśli będzie dla mnie ważne - poproszę o nie. W pozostałych przypadkach - mam je w... nosie ;) I ze stoickim spokojem przyjmę do wiadomości, że ktoś ma w tej samej lokalizacji moją opinię.
Podejmujecie ze mną to wyzwanie?
(Zdjęcia z placu zabaw nie znalazły się przy tym temacie zupełnie przypadkiem;))
Niedźwiadek:
top - Vivie & Ash
spodnie - Mon Chou
czapka - Sweet Lucy Jack
trampki - F&F
J.J.:
bluza - Oops!
szorty - R.e.b.u.s
czapka - Macacoshop
trampki - Petit by Sofie Schnoor
No tak, place zabaw to niezłe obserwatorium ludzkich zachowań....
OdpowiedzUsuńJa z tych, co mało przejmują innych zdaniem:))
Ja teoretycznie też, ale zdałam sobie sprawę, że denerwuje mnie zdanie wyrażane przez kogoś, komu sama miałabym ochotę to i owo powiedzieć :O
UsuńOd kiedy pamiętam przejmowałam się tym co pomyslą o mnie inni...w sumie to nadal się przejmuje ale z miesiąca na miesiąc idzie mi coraz lepiej "olewanie" towarzystwa:P JA podobne postanowienie poczyniłam już kiedyś i teraz się tego uczę....np dzisiaj (tak a propo's placu zabaw) wynosiłam wrzeszczacego Franulka bo wchodził na wysoką zjeżdżalnie i ze trzy razy o mało nie spadł więc postanowiłam to miejsce opuścić....matki patrzyły na mnie jak na wariatkę....i szeptały a ja po raz pierwszy miałam to głęboko:P|
OdpowiedzUsuńĆwiczenie czyni mistrza! :D
UsuńCiekawa ta perspektywa.. Bardzo mi się spodobała. Ja jestem z tych co się mocno bulwersują na wygłaszane dookoła opinie, rady itd. I jestem pierwsza żeby wszystkich "wtrącaczy" z karabinem powystrzelać. A ta Twoja nowa perspektywa przypomina mi, że ani trochę nie jestem lepsza. Ok.. może nie wygłaszam dobrych rad na placach zabaw i spacerach, ale co z tego jak później rozbieram sytuacje na czynniki pierwsze, przy obiedzie, opowiadając mężowi, albo komuś kto chce mnie jeszcze słuchać :D. Łatwo mi idzie robota sędziego nad resztą świata, bo wydaje mi się że wszystkie rozumy dawno zjadłam ze smakiem i przecież WIEM najlepiej. Trzeba się opanować i zająć własnym podwórkiem ;)
OdpowiedzUsuńHahaha, ta scena z opowiadaniem mężowi - moje życie :)
UsuńTak przy okazji mi się przypomniało, jak często, kiedy ktoś za bardzo się interesuje naszymi sprawami, za bardzo analizuje i właśnie się wtrąca, myślimy sobie, że nie ma własnych problemów, więc się skupia na cudzych. A my co? Też problemów nie mamy, że tracimy czas na czyjeś?
Ja już takie właśnie postanowienie przyjmowałam wiele razy ale najwyraźniej za słabo, bo jakoś nie umiem odciąć się od opinii, zdań innych ludzi, zwłaszcza tych z bliższego otoczenia. Nawet jak zaciskałam zęby i mówiłam sobie, że mam to gdzieś, to i tak siedzialo mi to z tyłu głowy i niejednokrotnie spać nie dawało. Wkurzam się na siebie no ale czuję się bezsilna, bo czasem jakieś uwagi zwyczajnie mnie bolą i sprawiają pzykrość
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że nie bolą cię tak naprawdę uwagi, tylko to, KTO je wygłasza. Od opinii osób nam bliskich sto razy ciężej się uniezależnić, ale trzeba próbować. Dobrze robi założenie, że one nie mówią tego po to, żeby ci sprawić przykrość, ale tak zwanej dobrej wierze. Wtedy można podziękować za troskę i... robić swoje :)
UsuńTrafiłaś w punkt. Jak się z tym kimś mieszka pod jednym dachem to trudno tak postawić granice. Ja moją mamę sama nauczyłam tego, że jej wszystko mówię, bo zawsze byłyśmy ze sobą blisko. Teraz gdy ja mam własną rodzinę, to czasem tego żałuję, bo mimo, że stoczyłyśmy na ten temat milion ciężkich rozmów ona jakoś tak nie potrafi zostawić mojego życia mnie... a mnie to boli. Wiem, że nie robi tego z premedytacją ale z troski no ale fakt jest taki, że się wtrąca, a ja nie umiem nic z tym zrobić, bo moi rodzice bardzo nam teraz pomagają i mam taki dług wdzięczności który próbuję spłacić tym, że przymykam oko na jej komentarze. Niby wiem, że to zamknięte koło ale łudzę się, że jak się wyprowadzimy to będzie mi łatwiej zmienić sytuację.
UsuńTo teraz cię pocieszę: BĘDZIE znacznie łatwiej, kiedy się już wyprowadzicie :)
Usuńod bardzo dawna cudze zdanie olewam
OdpowiedzUsuńostatnio kolezanka zapytała mnie o cos w temacie kp
powiedziałam jak ja bym zrobiła, ale poradziłam jej robic tak jak jej dobrze ;)
Tak, też mam podobnie. Radząc mówię 'chyba', albo, że to subiektywne itd., ale widzę, że czasami ktoś to odbiera jak wymigiwanie się od konkretnej odpowiedzi. Mimo wszystko staram się nie ulegać pokusie pouczania. Chociaż to trudniejsze niż niezależność od czyjejś opinii.
UsuńJestem z Tobą:-) W sumie to jestem już w tym od ośmiu miesięcy. Bo Kamil ma rok i osiem miesięcy i nie chodzi i domyślasz się co się dzieje, gdy lata na czworaka po betonie, trawie i innych. Więc od ośmiu miesięcy nie słyszę tego co mówią inni. Tym sposobem wyłączył mi się guzik na ocenianie. Ale już mnie trochę znasz...jakoś nigdy nie brałam udziału w oceniających dyskusjach...dzieci oczywiście, bo facetów to ja chętnie oceniam:-)))))))
OdpowiedzUsuń:D
UsuńHej, a skąd czapa Jonka i koszulka Niedźwiadka?
OdpowiedzUsuńCo do teorii perspektywy, to bardzo mi się podoba, nigdy o niej nie słyszałam, ale faktycznie sporo zmienia, przede wszystkim perspektywe. Dobre.
Czapka i koszulka już podlinkowane :)
UsuńAve Ty :)
OdpowiedzUsuńHahaha :*
UsuńPiekne zdjecia. Fantastyczny blog. Mam pytanie odnosnie koszulki Vivie&Ash - jaka jest jej jakosc, jak zachowuje sie po praniu?? Bede bardzo wdzieczna za odpowiedz, pozdrawiam, Karolina
OdpowiedzUsuńJakość jest świetna. To nie jest taka cienka bawełna, ale mięsista, lekko elastyczna. W praniu nic się nie dzieje, ale muszę przyznać, że póki co prałam tylko ręcznie, bo Niedźwiadek strasznie ją plami :/ No, i trzeba kupować rozmiar większy, a jak na zaś - to i dwa rozmiary :)
Usuń