piątek, 23 maja 2014

punishment

Ci, którzy są tu z nami dłużej, wiedzą, że jestem 'typowym' dzieckiem PRL-u, wychowywanym tzw. twardą ręką. Także dosłownie. Dlatego w sposób dość oczywisty wyznaję zasadę zero przemocy, również tej psychicznej. Inna sprawa, że moje naturalne - jak się zdaje - reakcje na pewne sytuacje, chłopcy często odbierają jako niesprawiedliwość. Pytanie więc, gdzie się właściwie zaczyna karanie i czy każda kara to już przemoc.
Sama tego nie wiem, więc nie podejmuję się definiowania. Opowiem Wam po prostu, jak to wygląda na naszym podwórku i liczę, że Wy opowiecie mi o Waszych metodach. Bo choćby tylko po ostatnim poście wiem, jak wiele możemy się od siebie nawzajem nauczyć :)

Kiedy zostałam mamą, miałam w głowie kilka myśli, które - o, naiwności! - wydawały mi się planem wychowawczym. Jedną z nich było zdanie zasłyszane na terapii edukacyjnej: "kochaj i łap nad przepaścią", drugą - wyczytane w moim ulubionym "Sensie": "dziecko zdobywa nowe umiejętności, uczy się np. wspinać na krzesło albo skakać z trzech schodów na raz, a rodzic natychmiast odbiera mu przyjemność z tych nowo odkrytych możliwości, mówiąc, że nie wolno lub niebezpiecznie; nic dziwnego, że maluch się buntuje" (to nie jest dokładny cytat, bo nie nauczyłam się przecież tekstu z magazynu na pamięć, ale oddaje to, o co chodziło). Więc chciałam być wyrozumiała, nie blokować tych możliwości i łapać tylko nad przepaścią. W tej kwestii niewiele się zresztą zmieniło, bo chłopcy nadal chodzą poobijani i poobdrapywani, z guzami od tego swobodnego poznawania świata i swojej motoryki. Ale kiedy po siódmym w ciągu kwadransa upadku Niedźwiadka kładę bokiem krzesło, żeby się już więcej nie wspinał, on odbiera to jak karę i płacze, patrząc na mnie z wyrzutem. Albo kiedy J.J. pędzi rowerem przez ulice, nie rozgląda się i ignoruje moje prośby (39 próśb) o ostrożność, oznajmiam, że wracamy do domu, bo po prostu się boję, że w końcu wjedzie komuś pod koła i stanie się nieodwracalne. Konsekwencja to czy kara? Dla niego na pewno to drugie. 
Jeszcze do niedawna J.J. nie miał pojęcia, co słowo "kara" w ogóle oznacza. Kiedy powiedziałam, by przestał coś robić, bo dam mu karę, zapytał podekscytowany, co mu DAM :D Nie zamierzałam kar jako takich wprowadzać, bo konflikt kończył się na słowie "przepraszam". Najczęściej z obu stron. Ale bycie konsekwentną zwyczajnie przestało wystarczać. Bo mogę pouczać w nieskończoność w kwestii wchodzenia w butach (!) do zimnej wody, wspinania się na telewizor (płaski!), rzucania widelcami, ba! nawet rzucania szklanymi świecznikami, jedzenia piasku, mydła, psiej karmy, wchodzenia w mokrych/brudnych butach na łóżko itd., itp. Ale nie mogę (i jest w tym zawarte "nie potrafię"), kiedy w grę wchodzi agresja. Więc kary w naszym domu pojawiły się z pójściem J.J.'a do przedszkola i przyniesienia przez niego stamtąd metod siłowych rozwiązywania konfliktów, a raczej wymuszania swoich rozwiązań. 
Kiedy mnie uderzył, był odsyłany do swojego pokoju, by sprawę przemyśleć. Potem szłam do niego, przytulałam go i pytałam, czy chce przeprosić. Przepraszał i było po sprawie. Z czasem jednak znów to nie wystarczało, bo izolacja sprawiała, że agresja J.J.'a rosła. Rzucał przedmiotami, kopał w drzwi i wcale nie chciał przepraszać. To są sporadyczne przypadki, ale wciąż zdarza mu się wpadać w taką właśnie histerię i wtedy (właściwie tylko wtedy) dostaje karę, np. pięć dni bez bajek. Zazwyczaj ta kara jest wynikiem wspólnych negocjacji. Kiedy się już uspokoi, siadamy przytuleni i rozmawiamy: 
- Zachowałeś się nieładnie i chciałabym, żebyś zapamiętał, żeby tego więcej nie robić. Zapamiętasz?
- Nie wiem.
- Zrobimy coś, żebyś spróbował zapamiętać. Co byłoby twoim zdaniem odpowiednie: tydzień bez słodyczy czy cztery dni bez bajek?
- Nooo, może bez słodyczy. Chociaż nie. Mam ochotę na lody czekoladowe. To wolę bez bajek. 
- W porządku. Więc bez bajek.
- Okej.

Ostatnio zdarzyła się też dwa razy taka sytuacja, że J.J. dostawał histerii pod wpływem kontaktu z innym dzieckiem. Karą miał więc być zakaz pójścia na kolejne przyjęcie, na którym ten chłopiec był. Po rozmowie i pertraktacjach zamieniliśmy karę na trzy dni bez bajek. Na trzecim spotkaniu J.J. zachowywał się już bardzo w porządku, czyli nie brał złego przykładu. I został za to pochwalony.

Innym razem nie mogłam opanować jego agresji. Pomimo próśb i prób oddalenia się, w ataku szału uderzył mnie kilkakrotnie. Złapałam go więc mocno za rękę, ścisnęłam ją i krzyknęłam "przestań!" Wtedy J.J. zaczął płakać, że sprawiłam mu ból. Najpierw zaczęłam mu tłumaczyć, że on również sprawił mi ból, ale potem pomyślałam, że w ten sposób nauczę go, że wolno odpowiadać agresją na agresję, a nie taki był mój cel. Więc znów poczekałam, aż się uspokoi, usiedliśmy i zaczęłam:
- Bardzo przepraszam, że cię tak mocno ścisnęłam. Nie chciałam sprawić ci bólu. Chciałam tylko, żebyś przestał mnie bić. Pamiętasz, że prosiłam cię wiele razy, żebyś przestał?
- Pamiętam.
- I przestałeś?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
- A ja nie wiedziałam, co robić. Nie miałam innego pomysłu i tak cię złapałam. Co ty byś zrobił?
- Nie wiem.
- Ja też nie wiem, co zrobię następnym razem. Może już nie będzie następnego razu, hm?
- Może nie. Nie mogę ci obiecać. Ale spróbuję.
- A ja spróbuję wymyślić jakiś inny sposób, okej?
- Okej. 

W sumie te kary zdarzają się u nas rzadko i mogę podobne sytuacje policzyć na palcach dwóch rąk. Znacznie częściej, kiedy tracę cierpliwość, krzyczę lub się wyłączam. Kiedy krzyknę, natychmiast przepraszam i wykorzystuję moment oszołomienia, żeby przekazać to, co chcę. Kiedy się wyłączam, to dlatego, że widzę brak efektu swoich działań, czuję swoje zdenerwowanie i wiem, że to siebie muszę w pierwszej kolejności uspokoić. Jeśli mogę wyjść, wychodzę. Jeśli nie - ślepnę, głuchnę, milczę i głęboko oddycham. Zen ;)












































J.J.:
koszula - Lindex
chusta - sh
mokasyny - Mango

Niedźwiadek:
koszula - Pepco
chusta - sh
mokasyny - marta made it
tatuaż - Tattyoo (czy kod ze zniżką jeszcze działa?)   

46 komentarzy:

  1. Taka koszula w pepco?! Oż kurczę, na niemowlęcym czy dziecięcym?! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na 'małych dzieciach', ale kupowana kilka miesięcy temu.

      Usuń
  2. Troche mnie Twój post przeraził...
    Podziwiam za spokój i opanowanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego cię przeraził? Że TAKIE rzeczy przed tobą?
      Hahaha, spokój i opanowanie! Dzięki! Poprawiłaś mi dzień. Spodziewałam się raczej tekstów: "jak to? krzyczysz na dziecko?! krzyczysz przy dziecku?" ;)
      Ale serio daleko mi do tego. Nawet jak "czekam" aż mu przejdzie, to się cała gotuję w środku.

      Usuń
  3. No, wychowanie dziecka to ciężka praca ;)
    Podobają mi się te wasze rozmowy po "aferze". Ja z moim trzylatkiem staram się rozmawiać, ale on na wszystko odpowiada "nie wiem" ;)
    Tylko, kurcze jakoś to wypraszanie do innego pokoju dziecka, które jest w "szale" do mnie nie przemawia. To trochę takie zostawienie go na pastwę swoich emocji, z którymi sam nie zawsze sobie poradzi. I u nas by nie przeszło, bo za każdym razem słyszę "Przytul mnie mamusiu".
    A z wyłączaniem mam tak samo. Kiedy pisk z dziecięcej paszczy staje się nieznośny to moje uszy się zamykają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. J.J. też na większość pytań odpowiada 'nie wiem'. Nawet jak go ostatnio zapytałam, dlaczego płacze, bo chciałam mu jakoś pomóc, to powiedział, że już nie pamięta O_o
      Nie przepadam za metodą chwilowej izolacji, ale wzięła się stąd, że przy nas szał się tylko zaogniał.

      Usuń
  4. U nas nie ma bicia, ale pojawiają się już histerie w stylu wielki ryk + rzucanie po podłodze np. na hasło idziemy do domu, bo pora się umyć i spać (jesteśmy na placu zabaw)... w domu czekam aż jej przejdzie i nie zwracam uwagi ale na ulicy nie mam pojęcia jak ją ogarnąć, bo jak bym grochem o ścianę waliła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielki ryk+rzucanie się na podłogę przerabiamy od buntu dwulatka ;) Raz tego rzucania było tyle, że spadły wszystkie igły z choinki, pod którą J.J. się rzucał ;)
      Też przeczekuję. A w miejscach publicznych mówię coś w stylu: "poczekam chwilę, aż się uspokoisz, a potem idę; jeśli chcesz, chodź ze mną, ale możesz też zostać i płakać dalej". Czasami działa, czasami nie i ta chwila musi trwać dłużej ;)

      Usuń
    2. Gdzies czytalam, ze ktos polecal, zeby dziecko mocno przytulic. Tak chwycic w ramiona i przytulac, az sie uspokoi.
      Tylko sprobuj takiego najpierw zlapac, jak sie po ziemi tarza :D

      Usuń
  5. Wychowanie jest ciężką (czasem) drogą i ogromną pracą, ale przede wszystkim nad nami samymi. Prosto jest krzyknąć, zakazać czy (o zgrozo) dać klapsa. Czasem nie da się nie ponieść emocjom. O ile trudniej jest natomiast tłumaczyć po raz setny jak powinno nasze dziecko coś zrobić, dlaczego tak a nie inaczej i uczyć na każdym kroku właściwych zachowań. Ja miałam okazję wziąć udział w fajnych zajęciach w przedszkolu u Kuby Pt. Szkoła dla rodziców (na podstawie książki Jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły jak mówić, żeby dzieci nas słuchały). Dużo ciekawych rzeczy się dowiedziałam i choć nie powiem, że teraz jestem idealną Mamą, ale wiele z tych rzeczy, których się tam dowiedziałam stosuję i pomagają. No ale nie oszukujmy się dzieci nie są cały czas takie same i nie zawsze wszystko działa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Jedno zdanie, które bardzo mi się spodobało i które staram się mieć cały czas w pamięci to to że "dzieci nie robią niczego przeciwko nam".

      Usuń
    2. Otóż to, że nie wszystko działa, a nawet jak działa, to nie zawsze. Stąd i u nas ciągłe zmiany repertuaru. Staram się dostosowywać do sytuacji. Z różnym skutkiem. Warto pamiętać o tym, że nie przeciw nam. Ja bardzo zwracam na to uwagę. Dlatego dobieram zawsze słowa tak, żeby nie raniły. Nie używam żadnych emocjonalnych argumentów, typu "zrób to dla mnie" albo straszne "nie kocham cię już" (słyszałam wielokrotnie, jak mamy tak karały swoje dzieci za nieposłuszeństwo). A kiedy J.J. mówi np. że był zły albo ktoś był zły, to od razu poprawiam, że nie zły, tylko w danej chwili nieposłuszny albo rozgniewany. No i pierwsze, o co pytam, to "dlaczego?", chociaż J.J. nie potrafi jeszcze na to pytanie odpowiadać.

      Usuń
    3. O rany, jak można powiedzieć dziecku nie "kocham Cię już". No właśnie trzeba pamiętać aby mówić przymiotnikami a nie rzeczownikami. To już połowa sukcesu.

      Usuń
  6. wychowanie - temat rzeka! co rodzic to teoria, co dziecko to metoda - nie da się tak łatwo wychować, człowiek się stara a i tak nie ma pewności, że nasza droga jest właściwa. Jedyne co mozemy to starac się nie krzywdzić. Żebyś wiedziała ile razy mam wątpliwości czy dobrze wychowałam Nastolatka, jaki będzie jak dorośnie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak. To wszystko trochę "na wodzie pisane". Dzieci są nieszablonowe, to i sposób ich wychowywania musi taki być. Plastyczny. I tej pewności nigdy nie ma. Dlatego nie stawiam na jakiś konkretny cel, tylko na to, żeby J.J. był dobrym człowiekiem i żeby wiedział, że ma we mnie oparcie. Nic ponadto właściwie.

      Usuń
  7. Idealnie postępujesz według mnie.. U nas Filip ma dwa lata i też czasem 'potrafi'. Jak krzyknę pod wpływem emocji On od razu zaczyna płakać i widzę że się boi (a ja idiotka myślałam że to coś da). Jak zaczyna bez powodu ryczeć, płakać i lamentować to moje ciśnienie od razu wzrasta maksymalnie i zamiast po prostu dać Mu się wypłakać to gadam i gadam żeby przestał, przestał, przestał przez co sama się wnerwiam jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, idealnie to chyba nikt nie postępuje :D
      Uśmiałam się z tego "gadam i gadam". J.J.'a po prostu zagadywałam do znudzenia. On już błagał, żebym przestała. Zwłaszcza, że nie słuchał po 20 sekundach i niewiele rozumiał. Teraz przy dwójce nie ma tyle czasu i trzeba działać szybciej. Poza tym gadanie działa teraz na J.J.'a raczej jak płachta na byka ;)

      Usuń
  8. Świetnie , obrazowo opisałaś te wszystkie nasze dylematy wychowawcze.... Bo ja mam wrażenie, że jednak nie da się postępować według wskazówek książkowych. Niedawno przeczytałam bardzo dużo pozycji na temat pozytywnej dyscypliny. Wszystko ładnie, pięknie....ale w praktyce nie umiem zastosować. Zatem zostaje mi intuicja. A dyscyplina, kary, nagrody to najlepsze metody wychowawcze. Tylko trzeba wiedzieć jak je stosować.
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeczytałam żadnej książki o wychowaniu, więc trudno mi się wypowiadać, ale myślę, że wychowanie jest sprawą tak indywidualną, że nie da się tego zamknąć w żadnej teorii. Pewnie dla każdego to jest po prostu jakiś zmieniający się w czasie repertuar metod. Poradniki mogą tylko podsuwać kolejne pomysły, ale z pewnością nie są wyczerpujące i wystarczające.

      Usuń
  9. U nas też zdarzają się ataki krzyku, histerii i bicia tylko tak przynajmniej raz w tygodniu - Fifi jest bardzo upartym i charakternym dzieckiem i stąd te jego napady złości... Przyznam się, że na prawdę czasem brak mi cierpliwości i krzyknę na niego, a metodą sprawdzoną i efektywną u nas jest przede wszystkim właśnie chwila wyciszenia w pokoju i później rozmowa i przeprosiny... Boli mnie bardzo jak on tam siedzi taki samotny ze swoimi emocjami, ale nic innego nie działa więc to dla nas jedyne wyjście...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to boli, ale też nic innego nie pomaga. Próby rozmowy tylko bardziej J.J.'a nakręcają i komunikacja staje się zupełnie niemożliwa. Nie wiem, czy to jest do końca samotność ze swoimi emocjami. Wydaje mi się, że on jest za mały, żeby "przerabiać" sobie te emocje. Po prostu płacze, aż się zmęczy. A wtedy siadamy i dopiero "przerabiamy" emocje razem. Próbujemy nazywać. Zobaczyć, co się stało. Bardzo często te histerie są o rzeczy niebyt istotne i wtedy staram się wytłumaczyć, co jest ważne, a co nie, np. że podarta kartka to nie tragedia, bo można ją skleić i dobrze, że np. się nie spaliła, bo wtedy nic by z niej nie zostało. Chciałabym, żeby J.J. widział ten "bigger picture" ;)

      Usuń
    2. W sumie to masz rację... Emocje to za dużo powiedziane, bo Fifi też płacze i krzyczy póki się nie zmęczy, a po uspokojeniu słucha uważnie i da sobie wytłumaczyć co się stało i dlaczego mi się takie zachowanie nie podoba, itp. No cóż... nikt nie powiedział, że macierzyństwo jest proste, ale za to jak przyjemne i nadające sens w życiu!! :)

      Usuń
  10. A ja Wam powiem co jak kiedyś zrobiłam. Do tej pory nie wiem, czy to było dobre czy złe, ale wiem jedno skuteczne. Ktoś mi kiedyś powiedział, o takiej powiedzmy "metodzie", na początku myślałam, ze to głupota i w ogóle jak można, ale jak kiedyś już nie wytrzymałam .... ale od początku. Moje dzieci nie urządzają histerii w miejscach publicznych, nigdy tego nie robiły, jak im mówię że im czegoś nie kupię, to one mówią " to ja sobie to schowam i kiedyś mi kupisz, ok?" "OK" no i chowają daną rzecz np. misia pomiędzy inne misie na sklepowej półce (najdalej jak się da), wychodzą ze sklepu i misiu zapominają na zawsze. Nigdy nie dostały od nas klapsa, nigdy, ale czasami zdarza mi się krzyknąć. Zwykle jak wpadną w jakąś histerię wyprowadzane są do swojego pokoju na przemyślenia i po chwili jak się uspokoją zaczynamy rozmowę. Tłumaczymy, wyjaśniamy, przytulamy się i jest OK. (chociaż ostatnio Polka wpadła w taką histerie i była na mnie tak zła, że rozmową z nia była mozliwa dopiero następnego dnia, ale ja nie nalegałam, dałam jej czas na przemyślenia i na drugi dzień na spokojnie wszystko przegadałyśmy).
    Ale jak była mała .... miała ok. 4 lat (tak jak Klara teraz) lubiła urządzać płacze w domu. Takie bez powodu, takie o wszystko i tak długo, ze można było zwariować! Np. idziemy się myć - ona nie chce i beczy i tak przez kolejna godzinę lub dłużej, wymyślała i histeryzowała coraz bardziej. Prosiliśmy przestań, tłumaczylismy, staraliśmy się rozmawiać a ona buczała, buczała i buczała, później już nawet nie wiedziała o co, ale buczała, a mi ciśnienie się podnosiło i podnosiło i podnosiło! I tak codziennie! I któregoś wieczoru przypomniałam sobie o tej "metodzie" co na wstępie. Polega ona na wylania na głowę histeryzujacego dziecka szklanki wody - na głowę (nic nie zaboli, ale na pewno zszokuje). No i jak ona tak buczała, a ja chciałam wyskoczyć z okna, a klaps lub zamknięcie w ciemnej łazience nie wchodziło w grę, nalałam 3/4 wody do szklanki postawiłam na blacie kuchennym i zastanawiałam się co zrobić. Podeszłam i poprosiłam "uspokój się bo wyleję Ci tą wodę na głowę" ona spojrzała na mnie zdziwiona, na chwile przestała beczeć i dalej wycie. "czemu płaczesz? nie ma powodu! uspokój się" ona beczy, ja patrze na szklankę. Ostrzegłam ją po razy kolejny i kolejny. Nic. Wzięłam wodę i wylałam jej centralnie na głowę. Nigdy nie zapomnę jej miny, miny męża mego i wyrzutów sumienia jakie miałam natychmiast. Wydawało mi się, że zrobiłam coś strasznego, ona zaczęła łapać powietrze, loki jej się rozprostowały, piżama cała mokra - to był szok. Nie wiem dla której z nas większy. Natychmiast przestała płakać i z wyrzutem spytała "dlaczego mi to zrobiłaś????" Przestała płakać, ale obraziła się na mnie. Powiedziałam, ze chciałam, żeby się uspokoiła, że płacze i lamentuje bez sensu, bez powodu i ze tak nie może być. Powiedziałam jej też wtedy, ze będę robiła tak za każdym razem, kiedy wpadnie w histerię. Od tamtego pamiętnego dnia histerie w wydaniu Poli skończyły się. Z dnia na dzień. Za to ja do tej pory nie wiem, czy to co zrobiłam nie było złe. Ona nie ma traumy z tego powodu, nawet tego nie pamiętała, sama jej to opowiedziałam kiedyś i czasami mnie prosi "opowiedz mi o tym jak mi wylałaś wodę na głowę" ja jej opowiadam i obie się z tego śmiejemy, ale wtedy śmieszne to nie było wcale. Na pewno nie na każde dziecko to zadziała, na moje akurat zadziałało. To taka metoda szokowa. Nie wiem czy polecam ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak się uśmiałam :D Nie tylko dlatego, że to świetna historia, a to, że twoja córka chce o niej słuchać, stanowi świetną puentę, ale dlatego, że kiedy J.J. tak płacze (a też potrafi robić to bez powodu przez godzinę!), to sama mam ochotę wylać mu wiadro zimnej wody na głowę. Nigdy nie słyszałam o takiej metodzie. Pierwszy raz pomyślałam o tym dlatego, że było gorąco, a obok mnie stała konewka z wodą ;) Któregoś dnia pewnie w końcu wypróbuję i to :D

      Usuń
  11. jejku, ale sie rozpisałam ... sorry

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem mamą 2latka (okres buntu u nas jest na porządku dziennym). Do niedawna stosowałam metodę 'wszystko Ci wolno bo kar i zakazów i tak nie zrozumiesz, bo jesteś za Mały' ale ostatnio staram się mu tłumaczyć że tak i tak nie wolno się zachowywać bo...choć potrzebuję multum cierpliwości gdy po raz milionowy robi coś czego mu nie wolno a ja po raz trylionowy tłumacze że tak 'nie wolno'! Kar cielesnych nie stosuje bo jestem ich przeciwniczką..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech. Chodziły mi takie myśli po głowie, żeby się nagrać na płytę i puścić ją na okrągło. Takie lecące non stop w tle "nie wolno, uważaj, nie rób tego, gorące, zimne, mokre, trujące, spadniesz"...

      Usuń
    2. Oj przydałaby się taka płytka :D ale wkońcu dziecko się przyzwyczaja że na wszystko co robi jest jedna i ta samo odpowiedź..

      Usuń
  13. istotny temat poruszyłaś, szczególnie w kwestii zmiany zachowania w wieku przedszkolnym, ale nie mam wiele więcej do dodania niż napisałaś. u mnie jest lajt i laba z wyraźnie zaznaczoną granicą. bywam hitlerem, trzeba to przyznać, ale bywam też bardziej niż ugodowa. staram się to wyważyć. niestety, zbyt mało czasu spędzam z dziećmi, żeby pewne sprawy traktowały jako pewnik, tata wychowuje je inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze inna kwestia to różnica w podejściu taty i mamy, ale o tym również można by godzinami...

      Usuń
  14. Boże daj mo tyle cierpliwosci i samodysctpliny co ma Agata ;) Amen!

    OdpowiedzUsuń
  15. Temat kar jest niezwykle trudny i kontrowersyjny, zastanawiam się dlaczego? Wydaje mi się, że my rodzice karząc nasze dziecko cierpimy trochę razem z nim, jednak z drugiej strony nie widzimy alternatywy dla kary. W naszym domu kary cielesne nie wchodzą w grę, staramy się nie krzyczeć. A najbardziej staramy się akceptować emocje a ograniczać nie chciane zachowania, tak chyba mogę to ująć. To niestety nie oznacza, że nie krzyczę nigdy, bo niestety zdarza mi się czasami częściej czasami rzadziej. Wszystko zależne jest również od moich emocji i od tego w jakim ja jestem stanie. Ale tak samo jak staram się być wyrozumiała dla siebie samej i utrzymywać swoją przestrzeń osobistą, tak samo staram się być wyrozumiała dla mojego rozhuśtanego(przechodzącego akurat falę "buntu dwu i połlatka" o ile istnieje coś takiego:P) emocjonalnie syna. I wydaje mi się, że jednak nasze dzieci od samego początku przeżywają EMOCJE, nie płaczą bez powodu i nie wpadają w histerie bez powodu. Wydaje mi się, że jednak ten powód zawsze gdzieś się znajduje, tylko my po prostu nie jesteśmy wszechwiedzący i nie wiemy i nie rozumiemy wszystkiego. I nie wiem czy zawsze jest sens dociekać. Tzn. łatwiej jest znosić wrzask jeśli wiem że młody zmęczony i już za siebie nie może po prostu, a dużo gorzej idzie mi kiedy nie mam bladego pojęcia o co mu teraz chodzi. Ale doświadczenie (nie zbyt długie) mówi mi, że nie zrozumiem wszystkiego, a dziecko zmienia się szybko i intensywnie. Dobra ale nie o rozwoju dziecka miałam pisać :P. Generalnie chodzi mi o to, że życie dziecka którego emocjonalność się buduje(a trwa to naprawdę długo) jest ciężkie i jego zachowania i odczucia są totalnie często dla niego niezrozumiałe, a my rodzice jesteśmy po to aby pokazywać dziecku, że może i ono nad tymi emocjami nie panuje, ale jest ktoś kto zawsze je wesprze i pomoże pomimo tego trudu. Dlatego nadal jestem zdania, że (W GRANICACH BEZPIECZENSTWA) kary i nagrody nie nauczą mojego dziecka, tego co mają za zadanie go nauczyć. Kurcze, bardzo przemawia do mnie kwestia poruszona w książce Mazlish i Faber. Do czego wychowuję moje dziecko? Do tego żeby było empatyczne, kochające, potrafiło kochać, znało swoją wartość, potrafiło odmawiać itd(można wymieniać godzinami), a czym chcę to osiągnąć ? Grożeniem, karaniem, przekupstwem, straszeniem itd :P. To jest oczywiście hiperbola, bo nie opieramy się tylko i wyłącznie na tych narzędziach, ale jednak, w takich najtrudniejszych sytuacjach kiedy nasze nerwy ledwo wytrzymują, a poziom stresu rośnie to są rzeczy które najszybciej przychodzą do głowy. Bez sensu:/.
    Jeśli chodzi o samą treść posta to faktycznie nie jesteśmy od siebie wcale daleko ;). Jedyne co mnie nie przekonuje to ta izolacja już wcześniej wspominana w komentarzach, bo też mi się wydaje, że pozostawienie dziecka samego w takim stanie sprawia, że jego stres nadal rośnie, a ono po kolejnej takiej sytuacji, wie co musi zrobić, żeby wrócić na łono rodziny. Ale to, że wie co zrobić nie jest jednoznaczne z tym, że uporało się ze stresem i złością, bardziej "zamiata pod dywan" trudne emocje. Jestem za izolacją i sama ją stosuję, ale wychodzę razem z młodym. Kiedy jest super nakręcony, a otoczenie działa pobudzająco to je zmieniam razem z nim. Pozwalam się wykrzyczeć czy wyszaleć, i przypominam że jestem obok jak już będzie chciał się przytulić. W sytuacjach kiedy młody mnie uderzy w złości to mówię tylko, że mnie to boli i nie chcę żeby tak robić. Jak trzeba to przytrzymuję rękę, ale on jest jeszcze mały i dużo słabszy niż ja. Więc nie wiem jak zachowam się ze starszym dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Nie wpadłabym na to, żeby wychodzić z J.J.-em, ale teraz z pewnością tego spróbuję :D

      Usuń
  16. Jak to dobrze, że są jeszcze blogi na których:
    a. jest co poczytać
    b. matka się przyznaje, że jej dzieci potrafią być niegrzeczne
    c. autorka-matka nie jest wszechwiedząca

    Gratuluje dystansu i życzę sukcesów wychowawczych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, a mnie się wydaje, że tylko takie blogi są, ale pewnie tylko takie czytam :D

      Usuń
  17. Ja chyba wielkich zwycięstw na tym polu nie odnoszę :( Przez jakiś czas sprawdzało się odstawianie w to samo miejsce żeby się wyciszyła. Była w tym samym pomieszczeniu co któreś z nas ale tak jakby osobno. Jednak tak jak tu dziewczyny piszą nie jest to najlepszym pomysłem. Ja to pod skórą czułam ale skoro się sprawdzało... Potem na spokojnie próbowałam tłumaczyć dlaczego, sprawdzałam ile zrozumiała, przytulałyśmy się i ja z wyrzutami sumienia kończyłam dzień. Może by to skutkowało do dziś ale ja byłam za miękka i szłam po nią coraz wcześniej i wcześniej, (co do dziś mam wypominane przez męża). Teraz przeczekuję "szał" i pilnuję tylko żeby nic się nie stało. Ale to nie metoda. Traktuję to jako swoją porażkę, bo zwyczajnie nie mam pomysłu. Dużo staramy się jej tłumaczyć ale w domu wielopokoleniowym, gdzie jak tylko za nami zamkną się drzwi Hania zostaje z dziadkami trudno jest wychowywać dziecko wg jakichś ściśle ustalonych zasad :( Takie akcje są sporadyczne na szczęście ale czasem się zastanawiam co bym zrobiła w miejscu publicznym i martwię się czy gdyby to się zdarzało częściej to, czy zawsze potrafiłabym nad sobą zapanować (ja z tych, co to klapsa by chyba do końca życia na sumieniu mieli). Kurcze trudne to wszystko :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano trudne, a z wychowaniem jak z gotowaniem: "gdzie kucharek sześć..."
      Chyba trzeba by najpierw wychować dziadków :P

      Usuń
  18. Pięknie rozmawiasz ze swoimi dziećmi. Na pewno dzięki temu J.J. czuje, że jego problemy są ważne, że on jest ważny. Ja też staram się rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać... Różnie wychodzi i też bywają ataki histerii i agresji. I też tłumaczę, że boli, że jest mi przykro... I czasem rękę przytrzymam i bajek zakażę. Fajnie, że poprawiasz pewne określenia, nie zły, a zagniewany... Dzieci często słyszą epitety, że są niedobre, niegrzeczne i zrastają się z nimi. A one nie są złe, tylko czasem źle się zachowują.To strasznie ważne, żeby rozmawiać, ale trzeba to robić umiejętnie, a od tego nie ma żadnych szkół...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, zwracam uwagę na słowa, bo mają tendencję do stawania się etykietkami. A to szkodliwe.
      Mam nadzieję, że J.J. tak to czuje, ale jak jest - dowiem się dopiero za naście lat.

      Usuń
  19. Świetną mamą jesteś, bardzo mi się podoba sposób w jaki rozmawiacie po.
    Super temat, mój Tymek na szczęście nigdy nie robił mi żadnych histerii, nie jest też agresywny w stosunku do innych, więc w tych kwestiach niestety nie pomogę, ale już wiem z komentarzy w jaki sposób w razie czego reagować :) Szklanka wody na głowę brzmi ciekawie :) Czasem zdarza mi się krzyknąć, kary również są, na początku to Tymek nawet się cieszył, że ma karę i musi iść do swojego pokoju :D Teraz spędza kilka minut u siebie, a my na dole słyszymy jak dyskutuje ze sobą i opowiada co się wydarzyło :D Myślę, że Twój sposób - rozmowa, dyskusja i tłumaczenie musi się sprawdzić, wydaje mi się że to najlepsza metoda żeby nasze dzieci wyrosły na fajnych,mądrych ludzi :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę, że ta metoda, że rozmowa to dobra droga, ale też widzę, że J.J. niejako "zna to już na pamięć" i że go to męczy.

      Usuń
  20. Wychowywanie dzieci to ciężka praca.
    Nie ma jednej recepty, jednego rozwiązania, każde dziecko jest inne...
    Przy pierwszym dziecku działa to, przy drugim coś innego...
    Lubię Cię czytać :)
    Jest w Tobie taki spokój....

    OdpowiedzUsuń
  21. Temat wielowątkowy i nie do wyczerpania... mam na koncie mnóstwo porażek... aktualnie ze starszą (6,5r) przerabiam pyskowanie, wzruszanie ramionami, teksty "i co z tego", histerie z placem zabaw itepe jakoś przechodzą trochę, jakby "bardziej rozumne" to dziecko się zrobiło? :) No ale w zamian wchodzimy w okres "i co z tego", "oj przestań mamo już mi gadać", "nie wiem", "nie pamiętam", "i tak zrobię na złość". Czasem stosujemy izolację, wtedy przeważnie Hania wraca z jakimś rysunkiem z pokoju w ramach przeprosin... przeprosiny zazwyczaj są obopólne, chociaż jeśli nie krzyczałam, a odizolowałam, to nie przepraszam - bo nie mam za co, ja nie zrobiłam nic złego, Hania zrobiła, Hania przeprasza - czasem mam wrażenie, że rodzice (mamusie) aż nazbyt bardzo nadskakują dzieciom i mam wrażenie, że może to być źródłem postaw roszczeniowych potem... może źle dobieram słowa, ale mam takie poczucie czasem, że nasza Hanka np to wykorzystuje - "niech tata mnie przeprosi, bo..." podczas gdy źródłem problemu w danym momencie jest jej własny prywatny foch... mówi sie, że z miłością nie można przesadzić - racja, ale miłość to nie tylko przytulanie i głaskanie po głowie... tu widzę ogromny problem - wyważenie kiedy czego sypnąć, kiedy skarcić, kiedy rzeczywiście pochwalić... tak teraz myślę - jak można pokazać dziecku, że robi źle, jak skarcić, głaskając po głowie? to jakby kiwać głową na tak a mówić nie... tego bym się wystrzegała, przesady w tych pozytywnych tylko gestach... sama nie wiem, czy to wszystko dobrze rozumiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nikt nie rozumie i każdy zalicza porażki. Ważne, żeby nie ustawać i pozwolić się prowadzić instynktowi też trochę. Bo w naszym instynkcie jest miłość :)

      Usuń

Dziękuję za Wasze opinie :)