Lubię zgrywać heroskę. Mam taką przypadłość, wiem o niej - i to jest pierwszy stopień do pracy nad sobą, ale fakt, że darzę ją znaczną akceptacją, pracę tę odsuwa na tak zwane 'wieczne nigdy'. Jak pewnie większość z Was pamięta, długo byłam ofiarą i to chyba właśnie tak działa, że jak się nagle poczuje ten power, tę moc w sobie, to ciężko z tego zrezygnować choćby na moment. Bo tak fajnie mieć kontrolę, takie to przyjemne - wszystko wiedzieć, nad wszystkim czuwać i wszystkim sterować. Ehe. Do czasu.
Moja najbliższa rodzina (rodzice, rodzeństwo, dziadkowie itd.) mieszka 500 kilometrów ode mnie. Podobnie jak większość przyjaciół. Więc choćby tylko z przyczyn geograficznych pomocą służyć nie mogą. Tu, na miejscu zaś chłopaki moje nie posiadają cioć, nawet przyszywanych, które mogłyby się nimi w razie konieczności zająć (jedna z sióstr Pana Męża pracuje, druga - ma półrocznego synka). Nigdy nawet przez 2 minuty nie byli pod opieką niani, ba! nie byli nawet pod opieką pani w placówkach paraprzedszkolnych czy na salach zabaw. Zdarza się, choć niezmiernie rzadko (po części wynika to z mojej decyzji, a po części z tego, że jestem - logicznie - na szarym końcu za córkami, rodzicami i siostrami), że zostają z babcią (mamą Pana Męża), ale nie jest to sytuacja komfortowa. Pomimo całej mojej miłości fajnej synowej do fajnej teściowej nie potrafię zachować wówczas spokoju. Bo mama Pana Męża zrobi w domu wszystko: pranie, prasowanie, podlewanie i podcinanie kwiatków, obiad itd., a chłopaki w tym czasie - samopas. I to mi nie odpowiada. Ale uwagi też zwrócić nie wypada. Bo przecież teściowa pomaga. I jest de facto JEDYNĄ osobą, którą do tej pomocy mam.
Gdzie jest Pan Mąż spytacie? Ano tam, gdzie większość mężów. W pracy. I chwała mu za to! Dopóki chorują chłopcy i ogarniam w pojedynkę ich terminy wizyt i badań, rozpiskę dawkowania lekarstw, diety, humory, potrzeby i zachcianki od świtu do późnego wieczora (ogarnianie domu, pracy zawodowej w domu oraz - a jakże - rzeczy Pana Męża pominę tu z grzeczności wobec niego milczeniem), sytuacja nie jest lekka, ale do zniesienia. Kiedy choruję ja - zaczyna się dramat.
Na szczęście ja nie choruję. No, gdzie?! Po części pewnie dlatego, że lubię być heroską. Może też trochę dlatego, że sama sobą doskonale manipuluję (z tytułem magistra retoryki to nietrudne :P). Ehe. Do czasu. Vol.2.
'Ciało zna odpowiedź', taka prawda. Nawet jeśli się sto razy skutecznie oszukam, to ono mi te wszystkie razy przy sto pierwszej próbie wypomni. Przegrzeją się styki, przebierze miarka. I coś, co powinno być zwykłym przeziębieniem, zamieni się nagle w Najgorszą Grypę Świata. I co wtedy? Ano wtedy okazuje się, że 'being a hero sucks'! I to jak! Bo przecież nadal nie mam NIKOGO do pomocy, teściowa pomaga tak jak zawsze, czyli W DOMU, nie PRZY DZIECIACH, chociaż ja zdychająca właśnie PRZY DZIECIACH pomocy potrzebuję, a Pan Mąż jest nadal w pracy. A że jeszcze akurat teraz intensywnie szykuje się do wykładu i opracowuje temat potencjalnego doktoratu, to mu wybitnie NIE PASUJE zwolnienie mnie z obowiązków matki nawet tymi bardzo późnymi wieczorami. Bo skoro dałam radę do tej pory, przez tyle lat...
Wiecie co? Ma rację.
Nie mogę mieć do nikogo pretensji.
Sama sobie przyznałam status 'bohaterki w swoim domu'.
Chciałam? Mam.
I może piszę teraz w gorączce ;), ale myślę sobie, że to dobrze, że moje mądre ciało upomniało się w końcu o rozsądek, o równowagę. Pora zacząć pracę nad sobą. Teraz. Dziś. Odsłonić swoje słabości. Pokazać je. Przyznać się. Pozwolić sobie.
Lepiej późno niż za późno!
bluza (obłędny wzór!) - Dream Nation (w sklepie on-line jeszcze poprzednia kolekcja, o nową możecie pytać przez fb)
jeansy, komin - Zara
kurtka - Urban Rascals
czapka - Brooklyn Boutique
skarpetki - Smyk
buty - F&F
Ja się jeszcze nie odważyłam i dźwigam to wszystko sama, mąż wraca ok 19-20 po czym siada dalej do pracy, babć, cioć, niań - brak
OdpowiedzUsuńa jak mnie angina rozłożyła to już po pierwszej dawce antybiotyku musiałam wstać i robić...
ale masz rację to nasza wina
mi jest głupio prosić o pomoc bo on przecież haruje jak wół dniami i nocami...
Mój też tak wraca, a bywa, że i o 22 :( I teraz jeszcze ta uczelnia, do której sama go pchałam, ofc!
UsuńI tak, on haruje, nad nim się wszyscy roztkliwiają, więc gdzie by tam jeszcze o coś prosić.
Ale jak się ma przez cztery dni 39 stopni gorączki, to nagle człowieka oświeca: przecież ja też nie jestem CYBORGiEM? I - zaraz, zaraz- dlaczego nawet w sytuacji awaryjnej, jak ta, NIKT się MNĄ nie zajmuje? Bo tak ich wszystkich przez lata nauczyłam!
No właśnie! My Zosie- Samosie, zwane domowymi CYBORGAMI, same nauczyłyśmy towarzystwo takiego zachowania, eh czas na zmiany!
UsuńMatko..ja mam tak samo...chora z gorączką ale daję radę...echhh...my matki tak chyba mamy..to powinno się leczyć.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie powinno!
Usuńoj, podpisuję się wszelakimi kończynami!
OdpowiedzUsuńTeraz mam mamę (pierwszy raz pozwalam sobie na chorowanie odkąd jestem matką!). I wiesz co? wstaję i ogarniam, gdy nie widzą! ja już nie umiem być człowiekiem!!! tak, cyborg to dobre określenie:/
zdrówka ♥
Tego się właśnie obawiam: czy ja jeszcze umiem? Czy gdyby się marzenie ziściło i bym mogła sobie fizycznie pozwolić, to psychika by to zniosła? czy zeżarłyby mnie jednak wyrzuty/wizje/wymogi względem tego co i jak być powinno? NADKONTROLA jak nic! My-matki jesteśmy jednak rąbnięte! ;)
Usuńnie umiesz - gwarantuję!
Usuńgorzej niż rąbnięte...jak nie mam możliwości i ganiam z bolącą głową, to narzekam i marzę o łóżku. Jak mam możliwość, ganiam również, bo wyrzuty sumienia (bo jak to??? ja leżę???), bo musi być po mojemu!, bo moje dzieci wolą mój obiad, bo.....
ratunkuuuu!!!
Wyrzuty sumienia pożarły by Cię po pierwszych 5 minutach leżenia :P
UsuńZałamujecie mnie! A miałam takie ambitne plany strzelenia focha i zakopania się pod kołdrą ;)
UsuńTo chyba większość matek tak ma, w tym ja-matka dzielnej, żywiołowej trójki. No i dodatkowo ta sytuacja, kiedy rodzice daleko, a dla mamy męża jest się, jak napisałaś, ostatnią za córkami, itd. Moje ciało protestuje średnio raz do roku. Wtedy choroba rozkłada mnie totalnie, nie mam siły ruszyć ręką ani nogą i to dosłownie. Wszystkie pozostałe grypy, anginy da się jakoś znieść. No cóż... Życzę zdrowia.
OdpowiedzUsuńZnam matki, które w pełni sił i zdrowe jak rydze, bez mrugnięcia okiem poświęcają czas wyłącznie sobie. Ale masz rację - większość z nas udaje silniejsze i bardziej ogarnięte niż to w ogóle możliwe. Od kilku dni się pytam: po co?
UsuńJak mężczyzna chory to choruje i leży w łóżku i na nic nie ma siły, a my i z gorączka czasu na schowanie się pod koldra nie mamy ...
OdpowiedzUsuńJa zawsze słyszę, że on MUSI wyleżeć chorobę, bo MUSI być jutro zdrowy, żeby iść do PRACY. Ja nigdzie nie idę, TYLKO zostaję z dziećmi, więc MOGĘ chorować ;)
UsuńJakbym słyszała mojego męża słowo w słowo on MUSI bo przecież idzie do pracy...
UsuńA ja cały czas się zastanawiam jak to robią takie bohaterki, jak Ty, że ogarniają milion tematów, związanych z dwójką dzieci, co ma być koszmarem, dom, robią dwa miliony zdjęć,fotografując pięć milionów stylówek, wieczorami rękodzieła, publikują tysiące postów tygodniowo i jeszcze tryskają pozytywną energią...Ha! Czyli, że Ciebie też dopada zmęczeniówka! Czuję się pocieszona. I tak nadal podziwiam i zazdroszczę, ale trochę mi jednak lżej;-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ulżyłam :D :D :D
Usuń:*
Zdrówka dużo, ja też z tych co mało chorują, a raczej wcale. A ja zostawiam od czasu do czasu mojej mamie dzieciaczki. A JJ chyba do przedszkola od września co?
OdpowiedzUsuńJ.J. chodzi do przedszkola drugi rok, ale nie wtedy, kiedy jest chory, czyli aktualnie od niemal dwóch miesięcy!
UsuńJa to mam jednak raj, bo i mama pod ręką i praca blisko i dziecko jedno do ogarnięcia. Ślubuję już nie marudzić, bo wstyd!
OdpowiedzUsuńMasz raj! :D
UsuńAle planuję powiększenie rodziny o dwa osobniki (o dzieciach mówię). Żeby nie było, że tak zawsze po rajsku będzie ;)
UsuńCyborg to dobre określenie;) Bardzo dobre!
OdpowiedzUsuńJa nie umiem już chorować. Nic w domu nie zrobić? Sama chyba sobie winna teraz jestem.
Z chorą nogą sama wszystko robiłam. Z wyrwanymi trzema zębami, chora + dwójka chorych dzieci też wszystko sama.
Przeczytałam ostatnio mądre zdanie - Nie pokazuj,że potrafisz.
A ja wszystko sama. Bo lepiej, bo po co mam czekać, bo nie wiem co...
Prawda też taka, że my faktycznie - co by się nie działo - robimy wszystko LEPIEJ. A że chcemy mieć lepiej, a nie gorzej, to siłą rzeczy wychodzi na to, że MUSIMY zrobić to SAME ;)
UsuńJak ja BARDZO dobrze Cię rozumiem...był taki czas, że zaczęłam na mężu wieszać odpowiedzialność za to, że ja to ja tamto, że ja nie mogę bo on może, że ja tylko wieczorem, on w dzień...i wiele innych. A prawda jest taka, że to JA odpowiedzialna jestem za swój stan obecny i to do mnie należy decyzja. Trzymam za Ciebie kciuki i wspieram Cię! Dbaj o Siebie, wtedy zadbasz dobrze o bliskich. Taki banał na zakończenie:-)
OdpowiedzUsuńa to dupy z tym wszystkim...mam takie same odległości jak Ty, męża w domu brak, pracuje jak wraca sam wymaga opieki jak male dziecko, jedzonko, ukochać, tak mamusia ich nauczyła chociaz masz teściową, mo u mnie wszyscy bardzo daleko chociaz mam teraz moje kolezanki ktore mi pomagaja, pod warunkiem, ze oich dzieci są zdrowe ale odpukac moje chorują juz coraz mniej.... trzymaj się dzielnie, za rok będą chorowac duzo mniej :))))
OdpowiedzUsuń