piątek, 24 marca 2017

dream a little



Wyobraźnia podsuwa dzieciom często nierealne obrazy, dopiero z czasem - kiedy dorastają - magiczne myślenie jest stopniowo zastępowane przez marzenia. Im są starsze, tym coraz bardziej świadomie snują plany, a ich wizje przyszłości bazują na tym, co uznają za prawdopodobne.
Dlaczego marzenia są takie ważne i jak stymulować dzieci do ich posiadania? 


"Papier toaletowy w kropki"

Mówi się, że aby móc realizować swoje marzenia, trzeba być odważnym i pewnym siebie. Myślę (choć nie mam na to żadnych dowodów naukowych, tylko własne obserwacje), że to działa też w drugą stronę - ta odwaga i pewność kształtuje się i rośnie wraz z liczbą zrealizowanych marzeń. Nawet tych najmniejszych. Odkąd zauważyłam tę prawidłowość, jak najczęściej zachęcam chłopaków do snucia takich mini-marzeń, np. o nowym Lego, korkach czy kinie plenerowym w naszym ogrodzie (zrobimy je na pewno!).
Jakiś czas temu, kiedy nie było jeszcze wiadomo, czy J.J. będzie mógł trenować na Legii (bo trenuje! #duma), a czekanie działało na niego deprymująco, przypomniałam mu o tym, ile drobnych marzeń udało mu się zrealizować, i jak ważne jest, by mieć w pogotowiu takie plany, możliwe do szybkiego wprowadzenia w życie.
- A ty o czym dziś marzyłaś, mamo? - zapytał. 
Ponieważ kilka minut wcześniej kupiłam papier toaletowy, odparłam bez zastanowienia:
- O papierze toaletowym w kropki. Zawsze chciałam taki mieć, a dziś go znalazłam.
Od tamtej pory ten "papier toaletowy w kropki" jest naszym hasłem-wytrychem - ma przypominać, że każdy dzień jest dobry na spełnienie marzenia i że te, po które możemy sięgnąć tu i teraz są równie wartościowe, jak te wielkie, o które trzeba powalczyć. Bo wszystkie uczą nas, że jesteśmy w stanie osiągnąć to, co chcemy.
Pamiętacie wpis o nadwrażliwcach? Pytaliście wtedy: jak pomóc takiemu dziecku zbudować pewność siebie? To właśnie jedna z metod, którą stosuję, i która rzeczywiście działa: zachęcać je do marzeń, małych i wielkich, i zauważać wszystkie ich realizacje.
- Zobacz, udało ci się uzbierać pieniądze na ten zestaw Lego, który tak bardzo chciałeś mieć. Możemy nawet zaraz pójść do sklepu, by go kupić!
- Jak było dzisiaj na treningu? Słyszałam, jak się cieszyłeś po obronionej bramce. Zrobiłeś swój ślizg?  
  
Nie musi być trudno, ale...

...nie musi też być łatwo! Jeśli chcemy nauczyć dziecko podejmowania prób realizowania własnych marzeń, nie możemy go oszukiwać. Chwalenie na wyrost, przekonywanie, że jest naj, kiedy doskonale wiemy, że ma silną konkurencję, albo co gorsza - zapewnianie, że ma talent, którego wcale nie ma, nie pomaga i nie upraszcza zadania. Wręcz przeciwnie. Rozczarowanie dziecka w razie niepowodzenia może być większe i bardziej bolesne, a jego obraz samego siebie - odklejony od rzeczywistości. Nie tędy droga! Konstruktywna krytyka, oparta na tym, że życzymy mu przecież jak najlepiej i szczerość ocen, poparta wiarą w nasze dziecko - taki pakiet tylko my-rodzice możemy mu zaoferować. I właśnie w tym tkwi nasza siła. Dlatego mówmy prawdę. Że inni także włożyli w to dużo pracy i może akurat tym razem to właśnie komuś innemu się uda i dobrze, bo inni też mają prawo do sukcesów, ale wciąż trzeba próbować, do skutku. Już samo niepoddawanie się to ogromne osiągniecie.
Nie wymagajmy doskonałości, geniuszu i fajerwerków.
Nie o to chodzi w marzeniach!
A o co?
O radość, satysfakcję i szczęście.
J.J. sporo trenował, czasami całymi godzinami i bardzo się denerwował, kiedy jakiś rzut nie szedł po jego myśli albo nie obronił choćby jednej bramki. Powtarzałam mu więc do znudzenia, że wcale nie musi być mistrzem, by dostać się do szkółki bramkarskiej. Że przecież idzie tam po to, by się uczyć, zdobywać nowe umiejętności, rozwijać. I że nawet ci najlepsi nie są aż tak dobrzy, by nie potrzebować więcej treningów. Ułożyliśmy też wspólnie motywacyjną rymowankę, którą teraz - trenując - ma ciągle w głowie (powiedział mi to) i która dodaje mu pewności siebie na boisku ("Gdy na bramce stoi Jonasz, nigdy Legii nie pokonasz") - to banalnie prosta, a przy tym w 100% skuteczna technika. Wypróbujcie ją koniecznie!

"Kod sukcesu"

Dziecięce marzenia to często pierwsze zwizualizowane (modne ostatnio słowo, hehe) potrzeby. To, że dziecko je ma, oznacza, że uczy się samego siebie i czegoś od siebie oczekuje. Jest to dość wymagająca lekcja, zwłaszcza dla małego człowieka, dlatego nie możemy się dziwić czy złościć, kiedy postanowi jednak zrezygnować lub zmieni zdanie w połowie drogi. Możemy mu oczywiście przypomnieć, ile już zainwestował czasu czy energii, zauważyć, jak blisko jest celu i ile już przeszkód pokonał, a w końcu - że on sam odpowiada za to, czy to marzenie się spełni, czy nie. Bo każda próba realizacji marzenia to nic innego jak nauka, że nasza przyszłość zależy od naszych działań. Dla dziecka to nadzwyczajnie ważne odkrycie i doświadczenie (zresztą dla kogo nie? sami wiecie, że i niektórzy dorośli nie potrafią tej kwestii ogarnąć). Jako rodzice nie możemy zapominać o tym, że dzielne i przebojowe dziecko nadal pozostaje dzieckiem, któremu to my mamy za zadanie dać poczucie bezpieczeństwa. A na poczucie to składa się nie tylko wsparcie w realizacji celu, ale też wtedy, kiedy ono tego celu realizować już nie chce. Wsparcie, dzięki któremu pomimo porażki wciąż będzie myślało o sobie dobrze i będzie chciało marzyć, tyle że o czymś innym. Mój mąż mówi, że takie sytuacje trzeba kończyć "kodem sukcesu". Napisano na ten temat kilka mądrych książek, po kilkaset stron każda, ale upraszczając: chodzi o to, żeby robić pozytywne podsumowania i w ten sposób wyrabiać w dziecku (czy też w sobie) nawyk dostrzegania przede wszystkim tego, co się udało. Powtarzanie tego sprawia, że z czasem mózg jakby programuje się na sukces, przy czym nie chodzi tu o nagrody czy pieniądze, ale właśnie poczucie satysfakcji, dobrze wykonanej pracy czy odebrania wartościowej lekcji od życia.

"Spróbuj"

Marzenia nie spełniają się same - to jedna z ważniejszych prawd, jakie warto przekazać dzieciom. Ale absolutnie nie po to, by je zdemotywować. To, że trzeba nad czymś popracować, oznacza przecież, że MOŻNA nad tym pracować, a zatem MOŻNA działać, by osiągnąć swój cel. Słowo "spróbuj" jest jednym z tych, które jako rodzic wypowiadam prawdopodobnie kilka- lub nawet kilkanaście razy dziennie. Na początku robiłam to całkowicie na czuja, teraz wiem na pewno, że instynkt słusznie mi taką drogę podpowiadał. W efekcie chłopcy są próbowaniem przesiąknięci, nawet J.J. - dotąd raczej "selektywny społecznie" - staje się coraz bardziej śmiały i odważny, ba! w poniedziałek wystąpi w kolejnym etapie konkursu recytatorskiego, co jeszcze pół roku temu byłoby w ogóle nie do pomyślenia! "Spróbuj" - z mojego doświadczenia - działa zatem jak kropla, która drąży skałę. Mówicie to swoim dzieciom jak najczęściej!   

płaszcze chłopaków - Zezuzulla
spodnie w borsuki- Mini Rodini via Tuliluli
bluza w pociągi - Maxomorra via Tuliluli
long w pszczoły - Raspberry Republic

4 komentarze:

  1. dokładnie po to są te marzenia. Aby się spełniały. Najpierw ukryte w naszym wnętrzu, a kolejnie na światło dzienne wyskakiwały. I o tym papierze w kropki i o klockach lego.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze opinie :)