Nie mam w zwyczaju modzenia takich postów. O zapleczu pisania bloga. Czyli właściwie z d**y. Choć niektórzy na tworzeniu całych blogów o blogowaniu zbili swój "majątek" (taaa;)). Może z początkiem roku włączyła mi się nostalgia za czasami, kiedy my-blogerki byłyśmy koleżankami po piórze, a raczej klawiaturze, marzycielkami, trochę wizjonerkami, ale przede wszystkim mamami, kochającymi swoje dzieci. Może dało się zauważyć, że jakiś czas temu zrobiłam jednak krok w bok i bardzo mi się tu podoba.
Nigdy się nie ścigałam i ścigać się nie planuję. Nie zabiegam o tytuły, świadomie ignoruję wszelkie konkursy i rankingi. Nie tworzę mitów na swój temat, choć czasami - z literackiej potrzeby - mnie kusi. Nie celebrycę. Blogerki to żadne gwiazdy i nie zna ich nikt, kto się tematem nie interesuje. Gwiazdą jest Danuta Stenka albo Janusz Gajos. My-blogowe mamy jesteśmy jak przewodniczące kół gospodyń wiejskich. Decyzyjne takie, opiniotwórcze, takie strasznie ważne na tych zebraniach, w tej naszej wsi (to znaczy: w internetach), i świetnie. Ale to zaledwie ułamek naszej rzeczywistości, może 5, może 10%, i trzeba mieć w sobie dość pokory, by tego nie przegapić, by tych 90% nie spiep**** w imię jakichś wyimaginowanych fleszy czy kwot, wziętych z kosmosu. Nie zdeptać w biegu po jakieś pseudotrofeum naszych dzieci, partnera, nieblogującej kumpeli czy... siebie samej.
Nigdy się nie ścigałam i ścigać się nie planuję. Nie zabiegam o tytuły, świadomie ignoruję wszelkie konkursy i rankingi. Nie tworzę mitów na swój temat, choć czasami - z literackiej potrzeby - mnie kusi. Nie celebrycę. Blogerki to żadne gwiazdy i nie zna ich nikt, kto się tematem nie interesuje. Gwiazdą jest Danuta Stenka albo Janusz Gajos. My-blogowe mamy jesteśmy jak przewodniczące kół gospodyń wiejskich. Decyzyjne takie, opiniotwórcze, takie strasznie ważne na tych zebraniach, w tej naszej wsi (to znaczy: w internetach), i świetnie. Ale to zaledwie ułamek naszej rzeczywistości, może 5, może 10%, i trzeba mieć w sobie dość pokory, by tego nie przegapić, by tych 90% nie spiep**** w imię jakichś wyimaginowanych fleszy czy kwot, wziętych z kosmosu. Nie zdeptać w biegu po jakieś pseudotrofeum naszych dzieci, partnera, nieblogującej kumpeli czy... siebie samej.
Czego jeszcze nie robię? Nie linkuję i nie proszę o linkowanie (ba! bywa, że proszę o nielinkowanie). Nie publikuję listy moich ulubionych blogów, na której i tak u WSZYSTKICH są zawsze TE SAME pozycje (tak, tak, to na pewno przypadkowa zbieżność gustów albo... zbiorowa halucynacja ;)). Nie cykam sobie fotek z innymi blogerkami, nawet tymi, które dobrze znam i bardzo lubię. Nie pędzę przez pół Polski, żeby chociaż jedną taką fotkę mieć w swoim blogerskim dorobku, a jak się spotykamy przypadkiem, to podajemy sobie ręce, a nie aparaty. Nie włażę nikomu w d*** i pilnuję własnej. Nikogo nie udaję, nikogo nie naśladuję, nikomu nie zazdroszczę. Nie opowiadam o swoich zarobkach i o tym, na co je wydaję. To tylko blog, nie Big Brother! Nigdy nie kupiłam sobie ani jednego lubiacza. W dodatku mam strasznie bezlitosną manierę blokowania niektórych "fanów", głównie tych, co do których sobie nie życzę, żeby podglądali moje dzieci. Średnio miesięcznie usuwam z towarzystwa kilkadziesiąt takich osób na fejsbuku i na instagramie. Możecie policzyć, ile straciłam przez ostatnie miesiące w statystykach ;) Sen mi to z oczu spędza :P Mam mgliste pojęcie o liczbie słynnych UU (wiem, co to jest w teorii, ale w praktyce nawet nie wiem, gdzie tego szukać). Więc tak właściwie to blogerka ze mnie jak z koziego tyłka trąba.
Sęk w tym, że bardzo mi z tą nieprofesjonalnością fajnie.
Między innymi dlatego, że stojąc z boku NIE MUSZĘ robić wszystkiego tego, co wymieniłam powyżej. Za to MOGĘ część z tych rzeczy zrobić, kiedy NAPRAWDĘ poczuję, że mam na to ochotę i mieć też pewność, że ta masa świetnych babek, które poznałam dzięki blogowaniu, to nie małpy w czyimś zoo, ale szczere, dobre kobiety (nie będę linkować, one wiedzą, o kim mówię :***). Nawet jeśli wyjedziemy kiedyś razem na weekend i upijemy się na tyle, żeby sobie zrobić wspólne selfie, to też będę miała 100% gwarancji, że przynajmniej wyretuszują mój wielki czerwony nochal, zanim to wrzucą do sieci ;)
Co jeszcze mogę? Mówić "nie, dziękuję", kiedy nie pasuje mi współpraca. Pisać takie posty, jakie chcę, a nie jakie mi ktoś dyktuje. Pisać prawdę. Jestem w miejscu, w którym chcę być, także dlatego, że marki/sklepy/firmy, z którymi współpracuję, prowadzą osoby, które dają się lubić. Miłe i pełne entuzjazmu. Czasami znamy się osobiście, czasami dzieli nas ocean lub dwie przesiadki, ale kiedy dobrze się gada - to nie ma żadnego znaczenia. A ja lubię gadać, wiecie. O niebo bardziej lubię gadać niż prowadzić zawodową konwersację. Poza tym polecam tylko rzeczy sprawdzone i takie, które faktycznie mi się podobają, okazały się praktyczne, solidne, warte swojej ceny albo... bardzo smaczne ;) Polecam to, co wpada mi w oko, zawsze starannie wybieram produkty, a jeśli wiem, że chłopcy z czegoś nie skorzystają, to nawet jeśli jest dużo warte - odmawiam. Wiele razy usłyszałam, że jestem głupia, bo mogłabym potem sprzedać daną rzecz z zyskiem. Mogłabym. Razem z częścią mojego kręgosłupa moralnego. Raz czy dwa obeszło by się może bez kaca. Ale potem?
Pewnie, że czasami żałuję, że ten kręgosłup mam! Ale nic na to nie poradzę. Dostałam taki w genetycznym spadku, a jakoś głupio mieć teraz pretensję do dziadków. Zwłaszcza w okolicach ich święta ;)
Żeby było jasne: to nie jest pamflet na profesjonalne blogerki, które dobrze wykonują swoją pracę, mają cel, albo misję, albo coś ważnego do przekazania. To raczej apel o opamiętanie dla tych, co pędzą na ślepo i "chwila prawdy" dla co naiwniejszych, które jeszcze wierzą w mity, imaginacje i bezinteresowne przyjaźnie, okraszone drogami na skróty. Nie idźcie nimi. Jeśli chcecie dokądkolwiek dojść, weźcie raki i toporki, i wytyczajcie własne szlaki. Jeśli wypadną gdzieś z boku, z dala od głównej trasy, nie szkodzi! Nie ma nikogo lepszego od Was. Nie ma nikogo takiego jak Wy. I to jest Wasze bogactwo!
To mówiłam ja: Kung-Fu-Matka ;)
fot. J.J.
Najlepszy post jaki ostatnio czytałam... matka jesteś the best
OdpowiedzUsuńBa!
Usuń:*
napisałaś jakbyś siedziała w moich mysśach, niedawno w swoim poście napisałam - odniosłam sie do zawoalowanych, może troszkę uszczypliwych pytań z ig i wiadomości fb po 5 minutach skasowałam, bo złapałam się na tym, że zrobiłam coś czego nigdy na blogu robić nie chciałam, czyli tłumaczyć się i mądrzyć w zasadzie pod czyjeś dyktando, a już w żadnym razie dopuścić do dyskusji w tym temacie, w moim kole gospodyń, choć wiem, że to one nakręcają staty :) no bardzo mi się to twoje porównanie podoba :)
OdpowiedzUsuńJak na nie wpadłam, też pomyślałam, że trafne :)
UsuńJuż na zdjęciu widać, że równa z Ciebie... gospodyni :) Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńHahaha, następne wrzucę w fartuszku :D
UsuńSuper tekst... właśnie dlatego lubie tu zaglądać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńNo cóż zabrakło linków, a raczej linczu, zachodzę w głowę o kim mowa, co Cię tak poirytowało. To o oczywiście wszystko prawda, ale blog to człowiek, jedni tworzą dla kasy, inny dla misji, jeszcze inni dla sławy. Mnie boli najbardziej kiedy ktoś, kto niewiele ma do powiedzenia szczeka najgłośniej, najbanalniej i najrozpaczliwiej, a i tak wszyscy uważają, że to prawdy objawione. Ba nagle się okazuje, że to nadzieja blogosfery! Fuj!
OdpowiedzUsuńAga, wiesz co, to jest wypadkowa wielu doświadczeń i zachowań wielu osób, nie jednej konkretnej. Pewne zjawiska opisane powyżej obserwuję od miesięcy. Raz mnie dziwią, raz irytują, raz śmieszą. Nie piję tu kompletnie do tego, po co ktoś tworzy bloga. Motywacja to inna bajka. Jak napisałam na fejsie: blog może być z założenia dojną krową, to mnie nie razi, ale uważam, że nawet doić można z klasą i kulturą osobistą. Myślę, że iskra poszła, kiedy wyskoczyły te wszystkie rankingi, ulubione blogi, konkursy, podsumowania i wyszli ze swoich dziupli ci wszyscy mitomani, którzy zaczęli się sami sobą podniecać albo podniecać podnieconymi, licząc na feedback itd. Codziennie miga mi przed oczami naście takich i chyba po prostu "mi się zebrało" ;)
Usuńhahahaha! dobre, uwielbiam <3
UsuńZgadzam się w zupełności i tak jak napisałaś nawet doić można z klasą. Oto chodzi. Niestety z tym trzeba się chyba urodzić, niektórym słoma aż wysadza sandały ;)
cha cha właśnie ta nadzieja blogsfery! Ciągle te same twarze, ciągle te same blogi. Układy i układziki. A te prawdziwe nadzieje siedzą na swoich blogach. Na blogach prawdziwych i tworzonych z pasji. Zdecydowanie nie dla hajcu i celebryckiego życia.
UsuńI dzięki temu, że "stoisz z boku", tak bardzo lubię tu zaglądać. Zmęczyło mnie czytanie topowych blogów, bo wszystkie stają się jednakowe. Zaglądam na nie czasami i wszystko zlewa mi się w jedną całość. Przestaję rozpoznawać autorów tych tekstów, bo wszędzie czytam to samo. Mam kilka swoich ulubionych i ich się trzymam. Sama piszę głównie dlatego, by zapamiętać niektóre chwile z naszego życia. Blog staje się głównie książkowo-zdjęciowy z niewielką domieszką DIY, ale dobrze mi z tym ;) A w jakim kierunku pójdzie? Tego jeszcze nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńPisz dalej, bo świetnie się Ciebie czyta :)
Tak, o tym, że wszystko zaczyna być takie samo, pisałam w którymś z poprzednich postów. Jakoś ciężko mi uwierzyć, że tak absolutnie wszystkim się to samo podoba... Efekt jest też taki, że właśnie nie rozróżniam, a potem przestaję zwracać uwagę. Ciekawa jestem, czy reklamodawcy wiedzą, że tak to działa: że jak się pokaże 100 rzeczy w jednym miejscu to ludzie nie zapamiętają żadnej, bo to miejsce będzie się kojarzyło z reklamą ogólnie, nie z konkretną marką... Ale to tak bajdełej ;)
Usuńbo to takie typowe, takie polskie, aby tylko się nachapać i jeszcze na tym zarobić.. a inni im przyklaskują i podbijają staty utwierdzając w przekonaniu, jacy to są zaj**iści.. też miałam ostatnio kilka fajnych pogaduch głównie o d**ie marynie (a jak wykręcałam nr miało być o wyprzedażach), i było fajniej niż przypuszczałam :)
OdpowiedzUsuńwrzucam Was w zakładki, które ogarniam, lepij późno niż wcale :P
Dzięki, Karolina!
UsuńTowarzystwa wzajemnej adoracji bawią mnie niezmiernie. Od razu mam przed oczami końcową scenę z "Pachnidła" :P
I właśnie za to Was lubię i od lat czytam, oglądam, podziwiam :)
OdpowiedzUsuńBlogi pełne sponsorowanych wpisów, ochów i achów w komentarzach już dawno przestałam odwiedzać i nawet piękne zdjęcia czy konkursy mnie nie skuszą ;)
Monika, bardzo ci dziękuję za te lata :) To jest moje bogactwo :)
UsuńSponsoring mi nie przeszkadza - uważam go za "kolej rzeczy", ale z tych ochów i achów to rechoczę na głos. Zawsze. Najbardziej wtedy, kiedy jakieś "wowy" i "superowy" stoją pod kiepskimi fotami, marną stylówą lub tekstem naszpikowanym sloganami, jakby go naćpany copywriter pisał :D No, beka!
super :) brawo
OdpowiedzUsuńI tego się trzymajmy! ;) :*
UsuńFajnie że ty taka jesteś
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńUwielbiam Cię nie od dziś...i wiem, że mogę napisać do Ciebie a Ty mnie nie olejesz:))))
OdpowiedzUsuńJeju, do głowy by nie przyszło, żeby olać! Niby dlaczego?
UsuńAgato nie masz pojęcia jak bardzo Twoje słowa chodzą za mną. ..mam od pewnego czasu wrażenie, że większość blogerów pisze po to by znaleźć się na tablicy Mądrzy rodzice :-) sama tam byłam aż raz a i tak była z tego afera, te wpis już stary a ma mają być z przed 7 dni :-D co druga matka blogerka sypie złotym i radami wychowawczymi, same expertki :-) od wszystkiego. No i podróż na drugi koniec Polski by zrobić sobie sefi ze "sławną" blogerka nie podnieca mnie. Ciebie dążę wielką sympatią bo mam nosa do ludzi... tych "swoiskich" i "normalnych"
OdpowiedzUsuńOdnośnie znalezienia się na tablicy mr się zgadzam ;) Ale w sprawie tych wyjazdów na koniec Polski. Jest tak, serio? Kurde. Ja jeżdżę. Z Gdańska do Wrocławia pojechałam. Bo chciałam, no... Bo ja lubię się spotykać z ludźmi. Tak po prostu.
UsuńDziewczyny, ja Mądrych rodziców znam tylko ze słyszenia. Chyba nawet nigdy nie byłam na tym fanpejdżu. Ale rozumiem, że jest opiniotwórczy i to może imponować. Jeśli ktoś robi coś takiego w zgodzie ze sobą... To jego sprawa :) Cel jak cel. Wrażenie bycia ekspertką od wszystkiego to się chyba nabywa przy porodzie ;) Internet tylko to uwypukla, hehehe. Zresztą z tymi ekspertkami jest trochę jak z odkrywcami - jak po naszej myśli gada, to geniusz, a jak nie - to wariat ;)
Usuń@mama mniej zapracowana Fajnie jest jeździć, poznawać ludzi, pewnie, jest wiele świetnych ludzi w blogosferze, których warto poznać, ale dla niektórych celem nie jest miło spędzony czas, tylko właśnie to selfie i nawet się nie reflektują, jak przedmiotowo traktują tę osobę, do której się szczerzą w podlizach.
W blogowaniu fajne jest to, że daje nam ono mnóstwo możliwości. Ja niedawno odkryłam, że frajdę sprawia mi tylko świadomość tego, że piszę, bo lubię, a nie dlatego, że inni czegoś ode mnie oczekują. I po części również dlatego naszło mnie na "blogowe rewolucje" - w starym miejscu coraz mnie czułam się sobą.
OdpowiedzUsuńBlogowe "sukcesy" są miłe, lubię wiedzieć, że ktoś mnie czyta albo zarabiać na tym, co sprawia mi przyjemność, ale... najważniejsza jest w tym wszystkim świadomość, że nic nie robię wbrew sobie :)
Ostatnie zdanie - esencja :)
UsuńA wiesz, ci co by mogli takie rankingi publikować, na złość nie publikują - weszłam tu, bo żorżeta dała znać, że to lubi, a tu takie cuda! Zostanę sobie trochę, rozejrzę się.
OdpowiedzUsuńOch, jak mi miło :) Sama uwielbiam Żorżetę :D
UsuńA co do tych rankingów - w moim przypadku to wynika też z szacunku. Uważam, że każdy ma takie samo prawo istnieć lub zaistnieć, i że wszelkie rankingi są w związku z tym krzywdzące.
Dzięki Agata za ten tekst. Daje do myślenia. Mam wrażenie, że cokolwiek bym teraz nie napisała, wyjdzie nie tak, jak miało wyjść. Mam jednak wrażenie, że ostatnio jakoś tak przestałam czytać sporą część blogów, na które niedawno jeszcze zaglądałam. Znowu zaczęłam czytać książki :)
OdpowiedzUsuńHa! Dobry deal: zamienić kilka dupnych blogów na porządną książkę!
Usuń:)