poniedziałek, 28 listopada 2016

board games

Wszyscy lubią planszówki. Trudno zresztą nie lubić. Ich wybór jest przeogromny, każdy z łatwością znajdzie coś dla siebie. My mamy ich w domu sporo (choć marzę jeszcze o kilku, m. in. o EGO i 5 SEKUND), dziś pokazuję Wam wyłącznie te, w które mogą grać wszyscy - i dorośli, i dzieci - i które się u nas sprawdziły. Wybaczcie stan pudełek - niektóre są u nas od kilkunastu lat!

Kupiłam je kilka lat temu, kiedy się po raz pierwszy pojawiły w Empiku. Wtedy do wyboru były 3 komplety, dziś jest ich kilkanaście, podzielonych tematycznie, a nawet z postaciami z ulubionych filmów czy bajek. Zestawy można ze sobą mieszać, co jest ogromnym plusem tej gry. O co w niej chodzi? Rzucamy kostkami i opowiadamy historię na podstawie obrazków, które nam na nich wypadły. Nikt nie wygrywa, nie ma presji, tylko pole do popisu do wyobraźni i zajęcie na długie wieczory. Słuchanie zawiłych i niezwykłych opowieści, snutych przez chłopaków to bezcenne doświadczenie. Poza tym pudełko na kostki jest małe i idealne do zabrania na wakacje. Z nami jeździ zawsze.



U nas w domu funkcjonuje pod nazwą "Pierdzący koń" (jednym ze stworów, które trzeba odnaleźć na planszach, jest koń, za którym unosi się dymek). W zestawie jest dziewięć dwustronnych plansz, karty z hasłami lub obrazkami, kostka i klepsydra. Grając z dziećmi, nie używamy jednak klepsydry i nie punktujemy sobie ilości znalezisk. Stawiamy na ich spostrzegawczość i wspólną zabawę. O co w tej grze chodzi? Rzuca się kostką i bierze kartę w kolorze, który wypadnie. Na kartach są polecenia, co należy odnaleźć na planszach. Nawet jeśli gra się w to codziennie, i tak można dostać oczopląsu od ilości szczegółów, a odnajdywanie nie staje się szczególnie łatwiejsze. No, i zawsze znajduje się coś nowego. 
Gra bywa dostępna w niektórych sklepach, ma nawet nowsze edycje i wersję mini, najprzyjemniejsze ceny są jednak na Allegro.


Warcaby francuskiej marki Les Jouets Libre są piękne, eko i w ogóle naj, naj. Nie są tanie, ale za to niezniszczalne (nasze mają kilka lat, a są wciąż w idealnym stanie) i naprawdę robią wrażenie. Na drewniane pionki przykleja się naklejki z buźkami, można je nawet nazwać. Planszą jest woreczek. O co chodzi w grze? Tak samo jak w klasycznych warcabach zbija się pionki przeciwnika i blokuje te, które ewentualnie zostały na planszy. Tylko wrażenia estetyczne nieco inne i większe emocje, kiedy każdy zbijany lub zbijający ma wyjątkową osobowość.  

4.MEMORY
Memo nigdy nam się nie nudzi. Mamy kilka różnych, ale te dwa są naszymi ulubionymi. Filcowe kupiliśmy dawno temu, kiedy J.J. był bardzo malutki - to idealna, bo bezpieczna wersja dla najmłodszych. To z flagami to świeży nabytek z Tiger'a. O co chodzi w tej grze? Karty układa się na stole obrazkami lub wzorami w dół. W swojej kolejce każdy może odsłonić dwie - jeśli nie ma pary, zasłania je z powrotem, jeśli ma - zabiera parę dla siebie. Wygrywa ten, kto zgarnie najwięcej par. Nie uwierzycie, ale w tej z flagami Niedźwiadek ogrywa nas wszystkich równo!

Gra ta ma kilka wersji i wielu producentów. Jest bardzo uniwersalna, podobnie jak statki i naprawdę wciąga. Ta z Janod jest u nas od trzech tygodni i póki co - sam zachwyt. Niedźwiadek gra zawsze w parze z kimś starszym, ale J.J. świetnie sobie radzi sam. O co chodzi w tej grze? Każdy z dwóch przeciwników losuje jedną postać spośród kilkudziesięciu, nie pokazując jej temu drugiemu, tamten zaś zadając pytania o szczegóły wyglądu, próbuje odgadnąć, co to za stworzenie. W wersji Janod są dwa poziomy trudności, my gramy na razie tylko na tym niższym (chłopcy mówią, że gramy "w pieski i kotki"). Póki co bezapelacyjnie mistrzem tej gry w naszym domu... jestem ja. 




Obok Scrabble to moja ukochana gra z młodości. Graliśmy w nią rodzinnie, całymi godzinami. Nie nudzi się nigdy! Miłość do niej zaszczepiłam w Panu Mężu, a potem w J.J.'u. Spora plansza to mapa Londynu z siecią połączeń komunikacyjnych. O co chodzi w tej grze? Jeden z graczy zostaje Mr X-em, tajemniczym i sprytnym przestępcą, którego pozostali - jako policjanci ze Scotland Yardu - wytrwale ścigają po całym mieście. Każdy gracz dostaje swoją pulę biletów na metro, autobusy i taksówki, i wykorzystuje je pojedynczo w swojej kolejce - Mr X ma tę przewagę, że nie tylko przejmuje bilety policjantów, ale też ujawnia swoją pozycję tylko co kilka ruchów, więc przez zdecydowaną większość czasu nie wiadomo, gdzie się znajduje (nie może jednak oszukiwać i nawet te nieujawnione ruchy zapisuje na planszy). Trzeba główkować, kombinować i planować. Z pewnością nie jest to rozgrywka na 5 minut, ale jak się już raz wciągniecie, ciężko przestać. Adrenalina, że hej! 

Linkuję Wam do Allegro, bo tam kupicie najtaniej. Chyba że - jak my - traficie na nią przypadkiem w markecie. Mamy ją mniej więcej rok i uwielbiamy. To zresztą ten rodzaj gry, która nie może się znudzić, bo jest niepowtarzalna. O co w niej chodzi? Rzut kostką pokazuje, z jakiej kategorii budowlę należy wykonać: pojazd, budynek, element przyrody czy jeszcze inną konstrukcję, następnie wybiera się kartę z jednego z trzech poziomów trudności - gracz decyduje sam z którego i przystępuje do dzieła. A pozostali zgadują, co powstaje. Poziomy trudności i szybkość zgadywania ma znaczenie, kiedy gra się na punkty, ale my tego nie robimy (tak, znowu). Nie chcemy się ścigać, tylko mieć radochę i rozwijać kreatywność swoją i dzieciaków. Gorąco polecam, nie tylko fanom Lego.






4 komentarze:

  1. Uwielbiam gry w jesienne i zimowe wieczory!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam gry w jesienne i zimowe wieczory!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja polecam jeszcze gry z Purple Cow (są np w sklepie: W małym świecie, ale w innych też). Są ładne i zamknięte w niewielkich, płaskich, metalowych pudełeczkach, które łatwo zabrać wszędzie ze sobą (http://bamadoo.pl/userdata/gfx/6104304a27164b3fa87c8d9bc0a6ba24.jpg).

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne gry pokazałaś! A Ego podarowałam w zeszłym roku siostrzencowi na gwiazdkę i święta upłynęły na grze ��

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze opinie :)