środa, 15 kwietnia 2015

social life

Pisałam ostatnio kilka tekstów do poradnika dla rodziców przyszłych przedszkolaków (na prośbę kilku czytelniczek zrobiłam już skany, więc jak jesteście zainteresowani, zostawcie mi swoje maile). Zawarłam w nich rady, które wydawały mi się oczywiste, ale i takie, które sama chciałabym usłyszeć, zanim wybraliśmy przedszkole, a których nikt mi niestety nie udzielił. Przy okazji natknęłam się na z pozoru banalne spostrzeżenie, by nie przymuszać dzieci do wspólnych zabaw z rówieśnikami, nie tylko dlatego, że presja może wywołać odwrotny efekt niż byśmy chcieli, ale także - i tu uwaga! - dlatego, że nie każde dziecko MUSI BYĆ towarzyskie. Niektóre po prostu nie są i możliwe, że nigdy nie będą, bo mają taką, a nie inną osobowość. Dało mi to do myślenia.


Żyjemy w czasach, w których się od nas poniekąd wymaga jak najwyższego poziomu socjalizacji: liczby znajomych na FB są czasami wręcz absurdalnie wysokie, nie istniejemy bez telefonów i wifi, które mają nam zapewnić kontakt z innymi 24h, i chociaż wg zasad savoir-vivre na maila wypada odpowiedzieć w ciągu 72 godzin, oczekujemy, że nastąpi to błyskawicznie, podobnie jak odpisanie na wiadomość na portalu społecznościowym. Bo zakładamy, że bycie online to oczywistość, że bycie non stop społecznie dostępnym takie jest i dla naszych dzieci też będzie lub być powinno. Jako zaletę postrzegamy więc to, że dziecko jest towarzyskie, że zaczepia, garnie się do ludzi, że inicjuje zabawy, że ma grono kolegów i koleżanek, że ma talent do zaskarbiania sobie sympatii wszystkich wokół. O takim dziecku myślimy, że poradzi sobie w życiu. Przebije się. Przeniesie góry.
Ale czy nie da się aby tych góry przenosić również w samotności?
Tak, w pewnym sensie osobom towarzyskim jest łatwiej. Bo nie muszą się zbytnio wysilać, żeby nawiązać relacje. Bo szybciej znajdą w kimś wsparcie, poproszą o pomoc lub nauczą się czegoś poprzez naśladownictwo. Ale to wcale nie znaczy, że samotnicy, introwertycy są gorszym gatunkiem ludzi, prawda? Są tylko inni.

Sama nie jestem zbyt towarzyska. Pisałam o tym nieraz. Nie lubię tłumów, nie lubię zagadywać do obcych, nawet jeśli mam zapytać o drogę - kosztuje mnie to sporo wysiłku, nie zapamiętuję nazwisk, ani twarzy, nie odzywam się pierwsza, nie wykłócam się z obcymi, nawet jeśli wiem, że mam rację (wystarczy mi właśnie to, że WIEM). Do czasów liceum nie czułam się wśród rówieśników, tj. w przedszkolu, a potem szkole zbytnio na miejscu, a mimo to uczyłam się świetnie i miałam swoje kółko bliskich przyjaciół, ba! nawet kółko teatralne. Wśród osób, które dobrze znam, w małym gronie potrafię być wręcz duszą towarzystwa. Jakby ktoś poobserwował to z boku, powiedziałby, że zmieniam się nie do poznania, ale to nie byłaby prawda. Pozostaję wciąż tą samą osobą, zmienia się tylko moje poczucie komfortu. Dziś dostałabym pewnie łatkę dziecka z pewnym stopniem autyzmu. I chociaż piszę to, uśmiechając się, pół żartem, w sumie nie uważam tego za śmieszne. Bo widzę, jak łatwo się teraz takie diagnozy stawia i jak mało zostawia się dzieciom miejsca na bycie, jakimi chcą, czują, potrzebują być. Na bycie sobą po prostu. Bez tej całej prospołecznościowej presji.
 
I może będę teraz głosić herezje, a Wy spróbujecie mnie nawrócić, ale uważam, że introwertyczne dzieci nie wymagają stwierdzania wydumanej choroby i pomocy psychologicznej (a dobry psycholog czy raczej psychiatra powinien doskonale odróżniać, co jest "tylko" osobowością samotnika, a co czymś więcej), ale wsparcia i akceptacji rodziców oraz - i w tym też nasza głowa - pedagogów w placówkach. Powinny czuć, że mają pełne przyzwolenie na zabawę w pojedynkę, że nie muszą udawać na siłę, że kogoś lubią, że nie muszą spędzać czasu z kimś, z kim nie chcą i że nie ma w tym absolutnie nic złego. To nie jest nieosiągalne, uwierzcie mi. Także w państwowych przedszkolach (jak jest w szkołach, jeszcze nie wiem) macie prawo tego wymagać. Możecie porozmawiać z dyrekcją i z wychowawcą, rzeczowo zobrazować sytuację i wyjaśnić swoje poglądy. Jasne, że możecie trafić na beton, ale nie zakładajcie z góry, że tak będzie. Panie mogą Was zaskoczyć swoim podejściem, otwartością i chęcią współpracy. Poza tym bądźmy szczerzy: pozwolenie dziecku na chwilę izolacji nie będzie szczególnym wysiłkiem z ich strony. Równocześnie inne dzieci w grupie dostają sygnał, że wolno im wyrażać swoje potrzeby, choćby wydawały się nietypowe.
Tym, na czym - moim zdaniem! - warto się skupić, będąc rodzicem outsidera, nie jest przymusowe uspołecznianie go, ale nauka norm i zasad zachowania wobec innych, kindersztuby, bycia zwyczajnie, ale nie ponad jego siły uprzejmym dla innych. Oraz zaszczepienia w nim świadomości, że ludzie są po prostu fajni. Jak to zrobić? Udowadniając to własnymi czynami, dotrzymując słowa, mówiąc dobrze (czy może raczej z szacunkiem), ale szczerze o innych, o członkach rodziny, o przyjaciołach, o sąsiadach, o pani w warzywniaku i o fryzjerce, a ponadto - co wydaje mi się niezwykle istotne i skuteczne (z autopsji) - zwracać uwagę i nazywać motywy działań oraz emocji innych osób - to naprawdę pomaga w tym, by ich rozumieć i polubić. Szczególnie dzieciom. Jeśli mamy możliwość, fajnie jest też prowadzić tzw. otwarty dom, w którym goście nocują, gotują i bawią się z naszymi dziećmi, a nie tylko z nami.
Być może okaże się, że aktualna "aspołeczność" naszego dziecka to tylko taka faza.

Być może będzie to dominująca sfera jego osobowości.

Niezależnie od tego, naszym zadaniem jest zapewnić mu komfort i wiarę w to, że sobie poradzi i że może się doskonale rozwijać. Nie, żeby pocieszyć. Ale dlatego, że może i że sobie poradzi. Bo ma swój wyjątkowy zasób tzw. kompetencji miękkich, na które warto zwrócić i jego uwagę (dostrzegając je i chwaląc!): umie się skupić, jest samodzielne, często bystre i spostrzegawcze, potrafi doskonale panować nad chaosem, organizować czas, nigdy się nie nudzi, a nierzadko nadaje się rewelacyjnie na lidera. Ma więc dokładnie takie same szanse na sukces jak inni. Zawsze. Pozostając sobą.




















Niedźwiadek:
t-shirt - Zara (dział dziewczęcy)
legginsy - Nosweet
wiatrówka - Next (po J.J.'u)
czapka (ten wzór!) - Awesome
szalik - taty
kalosze  - Bernstein via Groshki
  
J.J.:
bluza - Efvva
jeansy - Dudley Denim
kamizelka - F&F
czapka - Macacoshop + diy
trampki - Zara (dział dziewczęcy)

10 komentarzy:

  1. Bardzo potrzebny wpis. Moje dziecko od początku swojego życia było mało społeczne. Dziś jest już trochę lepiej. Niemniej wizja przedszkola od września mnie lekko przeraża, choć wierzę że sobie tam poradzi.
    Jeśli chodzi o autyzm jest to obecnie ogromny problem. Najgorsze jest to, że ilość dzieci zwiększa się z każdym rokiem.
    poproszę o skany.
    Bardzo chętnie zapoznam się ze skanami: joanaros@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ilość "autystycznych" dzieci się powiększa, bo są coraz gorzej diagnozowane, gorzej w tym sensie, że pospiesznie, nierozważnie lub - niestety nierzadko - dla zysku.
      Aspołeczne dzieci też sobie radzą w przedszkolu, jeśli nikt ich nie szykanuje dlatego, że lubią/wolą być same.

      Usuń
  2. Ciężki temat poruszyłaś. Nie raz zastanawiałam się dlaczego mój syn jest takim towarzyskim i rozgadanym stworzeniem. Nie byłoby nic w tym dziwnego gdyby nie to, że ja i mąż nie należymy do zbyt towarzyskich. Jako dzieci byliśy bardzo nieśmiali, o jakichkolwiek występach, odezwaniu się do nieznajomego itp.nie było mowy. W gronie bliskich nam osób czujemy się jak ryby w wodzie, ale poza tym kręgiem jest lekki dramat ;) A Mateusz prawie wszędzie czuje się dobrze. I zdałam sobie sprawę, że główną przyczyną tego jest chyba sposób w jaki go wychowujemy. Nie straszymy, że pan go zabierze, nie mówimy źle o ludziach, od małego zachęcamy (chociaż tak naprawdę nawet nie musimy) do odezwania się do obcych. I efekt jest taki, że jako czterolatek potrafi sam zrobić proste zakupy, zagadać do pijaczka pod blokiem czy poprosić o pomoc kogoś obcego. I chyba nieświadomie, by nie powielał naszych lęków nauczyliśmy go tej otwartości i tego, że dobrze czuje się sam ze sobą.
    I jest tak jak napisałaś. Musimy przede wszystkim wspierać nasze dzieci i budować w nich poczucie własnej wartości. Żeby wiedziały, że w porządku jest nie tylko wtedy, gdy bawi się w grupie,ale także wtedy, gdy chce być samo. Bo co innego samotnik, któremu dobrze jest z samym sobą, a co innego ktoś, kto pragnie towarzystwa a nie potrafi przebić się przez skorupę swojej nieśmiałości.

    Ps. Zazdroszczę ci łatwości z jaką piszesz o trudnych tematach ;) I proszę o materiały na maila: domowybajzel@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zrobiliście kawał roboty, jeśli nauczyliście go pokonywania Waszych lęków. Brawo! Serio. Jestem pełna podziwu. Ja też się staram łagodnie "przerabiać" lęki chłopaków, ale często mówię (nie do nich), że natury nie da się oszukać i że nie mogę oczekiwać, że pokonają same siebie. Myślę, że tu wskazówką jest intuicja :)
      Budowanie poczucie wartości jest właśnie naszym zadaniem. Niezależnie od tego, jakie mamy dziecko. To ważne ponad wszystko.
      :)

      Usuń
  3. Outsider - jedno z moich ulubionych słów.
    I jeden z moich ulubionych typów osobowości.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja bardzo rozumiem przesłanie. Zgadzam sie całą sobą:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do autyzmu - nie chciałam pisać na FB ale mam chrześniaka który ma orzeczenie o niepełnosprawności z uwagi na autyzm ale... ja uważam ze to asparger ale... ja nie jestem specjalistą. Po 2 m- cach od jego urodzenia widziałam że coś jest nie tak - ale jego mama nie przyjmowała tego do wiadomości. Nie płakał - w ogóle. Mógł w jednej pozycji oglądać telewizję kilka godzin gdyby mu pozwolono ( tak między nami - pozwalano)Mógł patrzeć na same "mrówki" w TV. Ale po 2 wizytach w Gdańsku stwierdzić że dziecko ma autyzm to chyba słabo? Dla mnie to psycholog/psychiatra powinien przyjechać do domu/ przedszkola poobserwować dziecko a nie na podstawie 2 wizyt i 1 filmiku stwierdzić autyzm. Ma swoje "triki" w sensie udaje że śpi jak coś nie idzie po jego myśli, wykręca ręce jak się denerwuje, nie lubił kontaktu z innymi dziećmi-wręcz uciekał, nie znosi nawet kropli wody na ciuchach, nie cierpi chodzić po łące w gołych nogach kiedy trawa go "smera" po łydkach ale.. jest uzdolniony matematycznie że ho ho. Udało mi się zorganizować Panią terapeutkę z ośrodka pomocy społecznej, ma Panią wspomagającą w szkole - jest w I klasie i .... ma same piątki a nawet czasem 6.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie napisałaś o czymś bardzo ważnym: o tych aspektach, które są bezapelacyjnie "nie tak" i to po prostu widać. Bo to one są przesłanką do szukania choroby. Ale to muszą być właśnie konkrety, a nie rzeczy, co do których nie ma pewności, czy nie wynikają po prostu z bycia dzieckiem, wychowania lub jeszcze czegoś innego. 2 wizyty do zdecydowanie za mało. Moim zdaniem zresztą wielu jest "naciągaczy", którzy zmyślili całe to "spektrum autystyczne", żeby nabijać sobie kieszenie, bez myślenia o dzieciach i konsekwencjach takich łatek. Albo ktoś ma autyzm, albo nie. Jest cała masa innych zaburzeń psychicznych, w których pomocne może się okazać wsparcie terapeuty. Często odpowiednie pokierowanie rodzicami wystarczy, by po kilku miesiącach okazało się, że problem został rozwiązany.

      Usuń

Dziękuję za Wasze opinie :)