piątek, 5 grudnia 2014

home

Jest pierwsza w nocy. Właśnie wyszłam z kąpieli. Długiej, ciepłej, z pachnącą pianą, branej w świetle choinkowych lampek, które od wczoraj zastępują nam łazienkowy halogen. Nie, nie zepsuł się. Robimy nastrój. Chyba nigdy się nie polubię z prysznicem, nawet kiedy już doczekamy się nowego domu i takiego udogodnienia. Będę się upierać przy wannie. 
Przy zasłonach, i przy kanapach z Ikei, i przy dziesiątkach zdjęć. Chociaż właśnie sobie po raz setny przypominam, że znów nie znalazłam czasu na wybranie tych kilku najfajniejszych do wywołania z mijającego roku. Ale znajdę na to czas. Na pewno. 
Wczoraj byłam kłębkiem nerwów. Chory Niedźwiadek marudził z byle powodu, a ja miałam do napisania dwa artykuły na cito. Bałam się, że nie zdążę. Zdążyłam. Skończyłam o 3.20 w nocy, ale zdążyłam. Za to dziś nadrabiałam wczorajszą złość, siedząc z Niedźwiadkiem na dywanie w salonie i budując wielkie prywatne zoo z Duplo. Takie z ruchomą kładką dla małych lwiątek, wybiegiem dla strusia, karuzelą dla słonia i... z monitoringiem. Ja budowałam, a Niedźwiadek przywoził swoim polarnym braciom ryby... koparką. 
Patrzę teraz na to zoo i się uśmiecham. W pokoju jest dość ciemno. Jedyne światło to to z monitora i z zielonych lampek, okręconych wokół choinki, którą J.J. zrobił z Panem Mężem dwa dni temu: z kartonowej rury, udającej teraz pień drzewa i rolek papieru ksero, udających gałązki. Na choince wiszą bombki i łańcuch z kolorowych pasków papieru. Pamiętacie te łańcuchy z zajęć plastycznych w szkole? Robiliśmy je co roku. Całość wieńczy wielka papierowa gwiazda. 
Choinka stoi na stole, a pod stołem... śpi J.J. Taką miał fantazję, więc wyciągnęliśmy materac z jego łóżka i przyciągnęliśmy pod stół. Ledwo go tam wepchnęłam na szerokość, ale udało się. Na długość wystaje co prawda ponad połowa, ale jest to ta połowa z nogami, więc można uznać, że się śpi pod stołem. W każdym razie J.J. tak uznał i był przeszczęśliwy.

Jest 1:30. Może to grudzień, a może się starzeję, ale coraz mniej mi potrzeba do szczęścia. No, tak, tego domu nowego. Nie z siana i patyków, ale z cegły. Budynku. Ale to jest TYLKO tyle, nie AŻ, bo AŻ - ten DOM: ten z miłości, z ciepłej kąpieli, z zapachu herbaty z miodem albo kaszki ryżowej z żurawiną, z hałasu i wybuchających co pięć sekund dziecięcych awantur, z tych klocków i twórczego recyclingu, z tego spania prawie pod stołem - ten DOM już mam, i to jest najwspanialsza rzecz-nierzecz na świecie.



Niedźwiadek:
bluzka - Zara
spodnie - Kidsmuse
kurtka - Urban Rascals
szara czapka - Czesiociuch
czarna czapka - babcia
malinowa arafatka - no name
szalik - sh
rękawiczki - Pepco
buty - Timberland
trampki - Coccodrillo

J.J.:
bluza - Kidsmuse
spodnie - Nosweet
parka - Zara
czapka - moja
arafatka - no name
rękawiczki - F&F
buty - CCC 

4 komentarze:

  1. Pięknie to napisałaś, u nas tez już lampki wprowadzają w swiąteczny nastrój. Bardzo lubię ten czas, pomimo komercyjnej otoczki, jakoś tak nastraja melancholijnie.
    Tym razem Niedźwiadek skradł moje serce; piękna czapa.
    PS: podobnie jak Ty marzę o domu ( wiadomo ten własciwy już mam, ale taki z cegieł tudzież z bali przydałby się oj przydał... )

    OdpowiedzUsuń
  2. TEN dom jest najważniejszy:) Na ten z cegieł przyjdzie czas. A wieczorem zapalę latarenkę, żeby przywołać święta. Niech będą jak najszybciej...

    OdpowiedzUsuń
  3. W piękny nastrój mnie wprowadziłaś. Dom jest tam gdzie są ludzie , którzy tworzą tak wspaniałą rodzinę jak Wy.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze opinie :)