środa, 9 listopada 2016

model

Korytarz pełen dzieciaków, wpatrzonych w ekrany telefonów. Zdenerwowane matki, które każą im powtarzać do znudzenia tekst z kartki. Poprawiające im włosy i obciągające koszulki. Żadna nie patrzy w oczy tej drugiej, bo z założenia są wrogami. I ich dzieci też. Nie daj boże, żeby się jedno do drugiego odezwało. Wychodzi ktoś z produkcji, podaje wstępną umowę. Matki wpisują dane, patrzą na kwotę dla dziecka. *00 zł, może *000. Będzie na te wszystkie modne ubrania, które śmigają na Instagramach i zbierają lajki - oby tych lajków, było chociaż tyle, co zer...

Taką macie mniej więcej wizję "modelowania", co?

Obiecywałam Wam ten post już od dłuższego czasu, ale zebranie - że tak brzydko powiem - do kupy wszystkich Waszych pytań, uwag i sugestii wcale nie było łatwe. Pozowanie dzieci do nie od dziś budzi skrajne emocje. Jedni uważają to za piękną pamiątkę i rodzaj młodzieńczej przygody, inni za wykorzystywanie nieświadomego dzieciaka do własnych celów, niektórzy traktują ten temat z "pewną taką nieśmiałością", drudzy bez żadnych skrupułów pchają swojego modela - na siłę wręcz - wszędzie. Co człowiek, to historia.

Tak, są takie scenki jak ta opisana wyżej. Są takie matki, ba! babcie takie są! Zepchnęłyby twoje dziecko ze schodów, gdyby mogły. Nazywają to ambicją, chociaż myślę, że działa tu zupełnie inny mechanizm. Jedno też wiem na pewno: nie ma takich dzieci, które chcą modelować, przy czym mówię tu o małych dzieciach, powiedzmy do lat 10, bo modeling to ich pasja. Okej, bywają takie dziewczynki, ale to jest nabyte i niejednokrotnie wiąże się przy okazji z "księżniczkowaniem". Z moich obserwacji wynika, że stosunkowo to właśnie dziewczynki mają najgorzej, ich mamy faktycznie nierzadko wytwarzają wokół modelowania presję co najmniej nieadekwatną do potrzeb, a tym bardziej zainteresowań dziecka. Z drugiej strony to również dziewczynki są same z siebie jednak znacznie bardziej chętne do współpracy niż chłopcy. Pomimo kilku lat prowadzenia bloga, pełnego zdjęć, a może właśnie ze względu na to, mogę Wam wciąż powiedzieć o moich chłopakach to samo, co na początku: oni nie pozują, nie pozwalają się przebierać i zdecydowanie nie są zainteresowani modą, w żadnym aspekcie. Nie rozmawiamy o tym. Rozmawiamy za to o grafikach na ubraniach, o tym, że ktoś się napracował, żeby stworzyć ten czy inny wzór. A także o wygodzie. J.J. jest już na tyle duży, że muszę (a przede wszystkim chcę) liczyć się z jego zdaniem, więc kiedy się na zdjęcia nie zgadza - trudno. Czekam, aż się zdecyduje, będzie miał humor, wenę czy coś go zainspiruje. Nie owijam w bawełnę i za każdym razem mówię mu szczerze, jak to działa: że dostał fajną rzecz w zamian za zdjęcia. Nie oszukujmy się, chłopaka najbardziej cieszą zabawki, gadżety, słodycze czy książki, wtedy transakcja jest dla niego atrakcyjna. A ciuchy?

Nuuuuuuuuda! ;) Ale to nie znaczy, że tych ciuchów nie lubi. Od zawsze ma w tej kwestii swoje zdanie. Zakłada tylko to, co mu się podoba, a jak podoba mu się bardzo - to pstrykamy. Przy okazji innych aktywności. 
Tak to wygląda ze mną.
Tym, co Was ostatnio najbardziej elektryzuje, są sesje dla różnych marek, w których J.J. - pomimo powyższego - bierze udział. Od razu jednak prostuję: J.J. nie jest modelem, nie wiąże z tym swojej przyszłości i nie jest to jego pasja. Nie mam także w planach zgłaszania go do żadnej agencji (choć bywa, że z kimś luźno współpracujemy), a tym bardziej biegania z nim po castingach. Brał udział w kilku (dwóch czy trzech) i zdecydował, że to nie jego bajka. Już nawet nie chodzi o to, że to stres i 90% czekania na tym korytarzu. J.J. nie rozumie, dlaczego nie może sobie pogadać z chłopakiem obok lub potarzać się z nim z nudów pod ławkami, które świetnie się nadają na tunel, ani tego, że ma być od kogoś lepszy. Mógłby być lepszy w piłkarzyki albo kapsle, ale mieć "lepszy" wygląd czy dykcję to dla niego abstrakcja. Zwyczajnie nie dzieli ludzi w tej sposób.
 
Jak więc trafia do kampanii? Głównie na zaproszenie. Nie uwierzylibyście jednak, ilu markom odmawiam. Bo J.J. nie ma ochoty, bo (no, sorry, bywa) nie podobają mu się ubrania, bo zwyczajnie nam się to nie opłaca. Tu dygresja: trochę mnie dziwi, że większość marek uważa za normalkę wynagradzanie dzieciaków wyłącznie ciuchami, nawet kiedy musiały na sesję przyjechać z innego miasta. Małe firmy, startujące w branży, handmade'y - te mogę zrozumieć, ale reszta - wstyd! Serio. Kiedy przekazuję mu propozycję, J.J. pyta mnie wprost: a co będę z tego miał? I nie uważam tego za nietakt. Wręcz przeciwnie. Cieszę się, że jest świadomy swojej wartości i tego, że wkłada w to pracę, którą trzeba cenić. Najlepszym motywatorem są oczywiście pieniądze. Przy czym wszystko, co J.J. zarobi, trafia do jego skarbonki. To jest jego kasa (nie róbmy też z tego mitu: niewielka!), o której przeznaczeniu sam decyduje i nie ma od tego wyjątków. Bywa, że pertraktujemy z jakąś marką i zamieniamy barter na gotówkę, bywa też, że J.J. godzi się na inną formę wynagrodzenia, bo np. chce mieć dane ubranie. Ostatnio zaskoczył mnie kompletnie, przystając na niekomercyjną sesję dlatego, że chciał wyjechać tylko ze mną do Gdańska.

Niezależnie jednak od impulsu pozowanie jest dla J.J.'a wyzwaniem. Bo jest nieśmiały, nie cierpi makijażu i układania włosów, potrzebuje czasu na rozruch, nie przepada za robieniem słodkich min (za to groźne owszem - chętnie) i za każdym razem przeżywa rozczarowanie, kiedy na planie nie ma innych chłopców. W chłopięcym towarzystwie staje się za to niemal wilkiem scenicznym. 

Nie znaczy to, że na sesjach, na które się dzieci zaprasza, nie trafią się osoby z "innej bajki". Jednak to rzadkość. Te zmanierowane dzieciaki i matki, które każą im kategorycznie stawać na rzęsach w zamian za - najczęściej - barter i (uwaga: to NAPRAWDĘ jest argument, który "chwyta" matki, ale dzieci obchodzi tyle, co zeszłoroczny śnieg) zdjęcia od znanego fotografa. Bywa i wciąż dziwi.   

Każda sesja to dla J.J.'a krok naprzód w budowaniu samoakceptacji. To on decyduje. To on świetnie wygląda. Ja mówię tylko: - Ale ładnie wyszedłeś na tym zdjęciu! Albo: - Dziewczyny mówią, że masz piękne usta. - A mam? - A ty jak uważasz? - Są okej - odpowiada i wzrusza ramionami. Bo wiecie: co tam usta! Najważniejsze, że genialnie wykonał ślizg i nie wpuścił gola, kiedy grali z kumplem na trawniku przed domem. To go obchodzi.





 
Niedźwiadek:
bluza - Mini Rodini via Flamingo 

Kod: KOLOROWO daje 15% zniżki, także na outlet

czapka - Kidscase via Groshki
Trwa wyprzedaż!

J.J.:
bluza - Filemonkid via Happy Go Lucky
 Kod: AUTUMN daje aż 30% zniżki!

6 komentarzy:

  1. Dokładnie Tak! Czasami zdążą się, ze mamy da takie ;) jednak w większości dobrze się wraz z dzieckiem bawią!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie Tak! Czasami zdążą się, ze mamy da takie ;) jednak w większości dobrze się wraz z dzieckiem bawią!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kod dla Filemon Kids nie działa :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Aha, chyba, ze nie jest na przecenione rzeczy, zgadza się?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, działa na rzeczy nieprzecenione. Część kolekcji jest już objęta zniżką.

      Usuń
  5. Ja ost.usłyszałam od życzliwej osoby, że fanaberią rodzica jest,gdy pozwala dziecku zdecydować co będzie nosić. Jeśli mam świadome dzieci,które potrafią wybrać sobie ciuch, który im się podoba i jeszcze w nim chodzą, czy to takie złe? Nie kupuję drogich rzeczy, nie używam nazw marek, więc nie czuję się iż robię coś złego.
    Twoje zdjęcia uwielbiam, wpisy również:-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze opinie :)