sobota, 15 marca 2014

little balloon

Niedźwiadek czuje się coraz lepiej, w słoneczne dni spędzamy na dworze coraz więcej czasu, żeby jego odporność powoli się odbudowywała. Chodzenie na 'świeżym' terenie sprawia mu ogromną frajdę. Radzi sobie już całkiem nieźle na tych swoich małych nóżkach i jest przeszczęśliwy, kiedy pozwala mu się na coraz większą samodzielność. Wiem, że na tym etapie ciężko jeszcze określić charakter dziecka, ale mam niemal całkowitą pewność, że Niedźwiadek będzie odważnym i walecznym chłopcem. Żebyście zobaczyli, jak dyskutuje z J.J.-em! Jak staje na palcach i wypina pierś, żeby mu dorównać i udowodnić wszystkim, jak bardzo jest ważny! Ten maluch nie da sobie w kaszę dmuchać, o nie! Nawet swojemu starszemu bratu. J.J. też już zresztą przeczuwa, że tak łatwo to mu nie będzie być bohaterem. Choć oczywiście próbuje ;)

A Wy jakie cechy obserwujecie u swoich dzieci i kiedy zaczęły się one ujawniać?

Od niedawna naszą codzienność możecie podglądać też na Instagramie -> TU
Nie jestem w tym jeszcze za dobra i robię beznadziejne zdjęcia telefonem, ale obiecuję poprawę. 
Tymczasem ałtficik, który tam już zapowiadałam, a który skradł moje serce. Kiedy zobaczyłam tę bluzeczkę z balonikiem marki Organic ZOO, wiedziałam, że musi być nasza (dziękuję, Gałązki :*). Tak wspaniale pasuje do Niedźwiadka, do tej jego radości i swobody. Motyw balonika z pewnością jeszcze u nas powróci. Uważam go za trafną, a przy tym nienachalną i nieprzesadzoną metaforę dzieciństwa. 


środa, 12 marca 2014

feels like summer

Pomimo tego, że czeka nas jeszcze kilka tygodni w izolacji, a może właśnie dlatego zaczęłam tęsknić do lata. Tym bardziej, że za oknem taaaaaaaaaaaaaakie słońce. A propos ostatniej motywującej notki: czasami wystarczy się ucieszyć, że słońce mocno i jasno świeci, żeby cały dzień był lepszy, prawda? ;) 
Dziś mam dla Was garść letnich inspiracji. Unisex, choć bardziej jednak chłopięcych. Te zdjęcia i wiele innych możecie sobie podejrzeć na naszym Pintereście. Nie wszystkie są najnowsze, ale moim zdaniem doskonale oddają tendencje w dziecięcej modzie na właściwie już rozpoczęty sezon, a na pewno oddają to, co subiektywnie podoba się mi (nam).
Ponadczasowość, klasyka: paski, beż+szarość, czerń+biel, prostota - to wyznaczniki dobrego look'u. Brzmi nudno, ale nudno być nie musi. Sami popatrzcie:




poniedziałek, 10 marca 2014

follow your dreams

Daje się nam ta ospa we znaki, oj daje, ale przy okazji ten czas w domu, to zmęczenie, ten strach sprawia, że się zmieniam. I to zupełnie inaczej niż mogłabym się sama po sobie spodziewać. Zresztą nie tylko choroba przewartościowuje nasz mały kosmos, ale to ona przede wszystkim pozwala na nowo docenić to, co dzisiaj. 
Bo jeszcze wczoraj po raz pierwszy od zdjęcia szwów po cesarce sięgnęłam po proszki przeciwbólowe. Byłam na skraju wyczerpania, na szarym końcu własnych możliwości fizycznych i psychicznych. Pewnie wyglądałam jak zombie. A dzisiaj zdjęłam z półki bransoletkę z czterolistną koniczyną, którą tato podarował mi na imieniny i założyłam ją. Poszłam na spacer i kupiłam sobie ukochaną Chai Latte. 
Jeszcze wczoraj płakałam razem z Niedźwiadkiem, nie potrafiąc już ulżyć mu w bólu. Nosiłam go, bujałam i tuliłam dwusetną i szóstą godzinę, kąpałam pięć razy dziennie, odkażałam każdą kropeczkę z osobna, zbijałam gorączkę. Jednocześnie wkładając gigantyczny wysiłek w to, żeby krzyczącego i domagającego się mojej uwagi J.J.'a nie zamknąć w jakimś dźwiękoszczelnym pomieszczeniu. 
A dzisiaj całą trójką gotowaliśmy rybę w piaskownicy i oglądaliśmy Grand Prix ciężarówek Wadera z trybun z odwróconej skrzyni po jabłkach. Wieczorem ja i J.J. poszliśmy na spacer, na stację kolejową. Jak kiedyś, kiedy czas wydawał się płynąć wolniej. I jeszcze ten pędzący piętrowy pociąg, który zrobiliśmy po powrocie: ja z Niedźwiadkiem, a Pan Mąż z J.J.-em na barana. Takiego zmęczenia prawie nie czuć. W ogóle już prawie nie czuć zmęczenia.
Jeszcze wczoraj było mi przykro, że to czy tamto. Gniewałam się na kogoś, choć od dawna nie mam w zwyczaju się gniewać. Dziś pytam siebie: co ja mogę? Jeśli nic, szkoda mi na to nerwów. Ale jeśli mogę...
pora zacząć działać!
Są rzeczy, których nie zmienię: nie będę ważna dla kogoś, kto ma inne priorytety, nie cofnę czasu, nie mam wpływu na godziny pracy Pana Męża, nie przeprowadzę się jutro do innego miasta, nie wymyślę lekarstwa na wszystkie wirusy świata, ba! nawet na jeden wirus nie wymyślę. No, trudno.
Ale mogę policzyć do dziesięciu, do stu, do tysiąca, jeśli trzeba, wyjść na dwór i wziąć kilka naprawdę głębokich oddechów (a pachnie wiosną, że ho ho! otumania :)), uspokoić się, poczuć grunt pod stopami, że jestem - tu i teraz, i mam kogoś, kto jest moim priorytetem. Mogę zadzwonić, kiedy zatęsknię. Mogę włożyć więcej starań we wspólną kolację. Chociaż nie mam siły. Ale mam w zanadrzu jaśminową herbatę z amarantusem i nagietkiem, która w szklance rozwinie się w piękny kwiat. Tyle wystarczy, żeby celebrować małe chwile razem. Mogę sobie przypomnieć, że zanim się obejrzę, chłopcy dorosną i pójdą swoimi drogami. Nie będą biegać i krzyczeć, nie będą mnie potrzebować tak jak teraz, nie będę ich nosić aż do bólu łopatek, ani leczyć kolejnych guzów buziakiem i kolorowymi plastrami. Wtedy to, co teraz mnie wykańcza, stanie się tym, o czym pomyślę z największą nostalgią. Więc niech mnie wykańcza! Niech się uzbiera tych wspomnień!
Dzisiaj jest dobre. 
Tyle mogę!
Wy też możecie :)


środa, 5 marca 2014

bears of March

Brązowy to zdecydowanie topkolor Niedźwiadka, co było zresztą do przewidzenia ;) Wiosną i latem będziemy go pewnie uzupełniać jaśniejszymi barwami, ale pozostanie bazą niedźwiadkowej szafy. Niezależnie od tego, co dyktują trendy. Muszę Wam się zresztą z czegoś zwierzyć. Im dłużej 'siedzę w temacie' dziecięcej mody, tym mniej mnie ona obchodzi. Oczywiście śledzę tendencje co do kolorów i wzorów, przeglądam nowe kolekcje, oferty sieciówek itd. Lubię wiedzieć, co jest na topie, lubię oglądać coraz lepsze kampanie, genialne sesje zdjęciowe, inspirujące blogi, wpadać w zachwyt nad tym, jak bardzo się ta mała moda zmienia i jak coraz więcej w niej luzu i zabawy. Sprawia mi to przyjemność, stanowi swego rodzaju pasję, ale nie zmienia faktu, że za modą nie podążam, a może nawet nie nadążam - a co więcej: wcale się nie staram. Po tylu latach zdążyłam już poznać swoje upodobania, które kiedyś odzwierciedlałam w sposobie ubierania J.J.'a, a teraz - raczej Niedźwiadka. Upodobania J.J.'a stały się w międzyczasie niemal niezależnym bytem i mogę z całą pewnością powiedzieć, że i ja, i mój starszak po prostu dobrze wiemy, co nam się podoba i tego się trzymamy. To nasze serca i poczucie estetyki są drogowskazami w modowych wyborach. Oczywiście czasami się w jakimś punkcie spotkają z tym, co proponują sklepy czy media (tak realnie gdzieś muszą się spotkać, bo wiadomo, że dzieci rosną i w końcu przychodzi pora na ciuchowy płodozmian), ale jeśli się nie spotykają - nie sięgamy po to na siłę. I wy znacie mnie już na tyle, by wiedzieć, że raczej tworzę, wymyślam, kombinuję coś innego, niebanalnego, niepowtarzalnego, a przez to jeszcze bardziej naszego. Tak było właśnie z tym kubraczkiem, którego pomysł zrodził się z marzenia, a marzenie to trafiło na podatny grunt i wenę Mabibi. W efekcie powstało prawdziwe cudeńko, którym się za każdym razem tak samo zachwycam i co do którego mam pewność, że nie tylko 'wyraża' Niedźwiadka, ale i na długo mu posłuży.
Spodenki Miszkomaszko wpadły mi w oko już dawno. Chociaż wiedziałam, że muszą być nasze, cierpliwie poczekałam na wyprzedaż. Przyznaję, że robię tak z większością ubrań, które sobie upodobam. Jeśli mam pewność, że coś jest świetnej jakości i że idealnie pasuje do szafy któregoś z moich chłopaków, nie ma dla mnie znaczenia, z którego pochodzi sezonu. A - jak chyba każdy - wolę kupić taniej. Oczywiście istnieje ryzyko, że podczas wyprzedaży już na daną rzecz w odpowiednim rozmiarze nie trafię, ale zdarza mi się to niezwykle rzadko. Bywa za to, że po sezonie jakiś ciuch nie podoba mi się już tak, jak wcześniej i wtedy wiem, że niekupowanie go za 100% ceny było dobrą decyzją, skoro teraz nawet za 50% go nie chcę. Ot, taka filozofia.

A jak Wy podchodzicie do sezonowości w modzie?
 

niedziela, 2 marca 2014

in love with Kukukid

Nie dało się nie zauważyć, że rozpoczęłam współpracę z nową polską marką Kukukid. Od samego początku byłam oczarowana grafiką, kolorystyką i pomysłowością tych ubranek, więc nie musiałam się zastanawiać nad propozycją. Ale kiedy przyszła do nas paczuszka z ciuszkami dla chłopaków - oniemiałam z zachwytu. Ba! Oniemiała też moja teściowa, która akurat u nas była, a jej stosunek do dziecięcej mody jest co najmniej sceptyczny. Materiały przyjemne w dotyku i bardzo dobrej jakości, perfekcyjne szycie, kroje, dzięki którym nie ma opcji, żeby się źle ułożyły. Jednym słowem (cytując Olgę): LOWAM! ♥♥♥
Już teraz nie mogę się doczekać wiosny, a nawet lata. Nie mogę się doczekać końcówki marca, kiedy ruszy sklep i kolejnych odsłon tej nieziemskiej kolekcji. Za to już prawie na pewno mogę Wam obiecać, że jak ruszy, to będziecie w nim mogli zrobić zakupy z rabatem :D :D :D
Ponieważ wbrew prognozom pogody i opisom innych mam na ich fejsbukowych profilach u nas pochmurno i zimno, i ponieważ dziś ujawniły się ospowe kropeczki u Niedźwiadka, więc najbliższe dwa tygodnie 'mamy z głowy', a ja nie należę do osób szczególnie cierpliwych (patrzcie zdania powyżej!), dziś zdjęcia z - o zgrozo! o opieko społeczna! tfu! tfu! - centrum handlowego. Jakby tego było mało, na sporej części z nich Niedźwiadek wsuwa - ludzie! ratujcie to dziecko! - podpłomyk ze Sphinxa. Co gorsza - ze smakiem! 
:P