wtorek, 12 lutego 2013

home sweet home

Wróciliśmy. Jesteśmy.
Ostatniego posta na moją prośbę opublikowała Zuzia (moja siostra). Drukowała mi potem Wasze komentarze i przynosiła do szpitala. W tych trudnych chwilach bardzo podnosiły mnie na duchu i dodawały wiary, że całe to zamieszanie mimo wszystko dobrze się skończy. DZIĘKUJĘ WAM OGROMNIE!
Brunek jest jeszcze żółciutki, ale już zdrowy. Dziś byliśmy jeszcze na zleconej przez pediatrów konsultacji kardiologicznej, ale na szczęście i ta okazała się wyłącznie profilaktyką.   
Uspokajamy się więc po początkowym stresie, uczymy się siebie i oswajamy nową codzienność. Ja po raz pierwszy poznaję zachowania niemowlaka, bo J.J.-owy miesięczny pobyt w CZD mnie tego doświadczenia pozbawił. Podobnie jak karmienia piersią, którym zamierzam się teraz nacieszyć. J.J. ma oczywiście najtrudniej, tym bardziej, że przechodzi okres burzy i naporu, negując z założenia absolutnie WSZYSTKO od jedzenia twarożku po obcinanie paznokci, ale staramy się być dla niego wyrozumiali. Przytulamy go znacznie więcej niż zwykle (w efekcie chodzę "obwieszona" dziećmi przez większość dnia ;) i powtarzamy, że go kochamy, jakkolwiek nie dawałby się nam we znaki. Póki co jego stosunek do Niedźwiadka, choć naznaczony pewnym niepokojem o swoją pozycję, jest bardzo fajny i pełen czułości. J.J. obserwuje braciszka, komentuje wielkość jego noska, długość włosów, pomrukiwania, ale przede wszystkim dba o to, bym przypadkiem nie zapomniała zmienić mu pieluszki lub dać mu mleczko. Najbardziej jednak rozczula mnie to, że głaszcze go i całuje, kiedy nie patrzymy. Jakby się tego trochę wstydził. 
Niedźwiadek jest z kolei najgrzeczniejszym dzieckiem świata. Jest cichutki i słodziutki, a przy tym żarłoczny i bardzo przytuliński. W tym tygodniu mam do pomocy mamę, która wprost nie może wypuścić maluszka z rąk, więc przy takiej babci jego umiłowanie dla przebywania w kochających ramionach po prostu kwitnie ;)

Tak przywitała nas Zuzia:

Pierwszy posiłek po powrocie. J.J. karmi się sam, ale musi być blisko. Ja jeszcze w szpitalnym outficie i z tłustymi włosami.

Pierwsze "stylówy" Niedźwiadka ;)
Gondolka wózka z powodzeniem pełni funkcję tzw. kosza Mojżesza. Ponieważ jednak J.J. nadal wozi we wspomnianym pojeździe swoje zabawki i raczej nie jest w tym temacie otwarty na negocjacje, gondola stoi zwykle na kanapie. Na szczęście Niedźwiadkowi jest póki co wszystko jedno. Byle by miał mięciutko, cieplutko i spokojnie. 




jeansy i bluza - po J.J.-u, H&M
sweterek - no name
spodenki polarowe - moje dziełko; średnio udane, prawdę mówiąc, ale "pierwsze koty za płoty" ;)    

wtorek, 5 lutego 2013

reality bites

Nasz Mały Niedźwiadek urodził się zgodnie z planem w piątek 1. lutego. Ważył 3480 g i mierzył 53 cm. 
Na tym jednak wypełnienie planu się skończyło. Stale rosnąca żółtaczka, prze którą Brunek spędza kolejną dobę pod lampami inkubatora, to według lekarzy najmniejszy z naszych problemów. Mały ma bowiem infekcję i choć wiadomo już na pewno, że nie jest to ta sama infekcja, przez którą przeszedł J.J. oraz prawie na pewno, że reaguje na antybiotyki, wciąż powtarzane są badania i nie ma jednoznacznej diagnozy. Nie ma więc także jasnych prognoz terapeutycznych, ani konkretnego terminu powrotu do domu.
Proszę więc Was o kciuki, modlitwy i ciepłe myśli. Przydadzą się Niedźwiadkowi. I mnie.