piątek, 29 czerwca 2012

4 mm of love

No i się wyjaśniło, skąd moje fatalne samopoczucie. Fizycznie nie jest ani trochę lepiej, ale psychicznie - Dolce Vita :D


poniedziałek, 25 czerwca 2012

Warsaw Fashion Street 2012

Wybraliśmy się w niedzielę na prawdziwe wydarzenie modowe Warsaw Fashion Street i muszę Wam powiedzieć jedno: zawsze kręciła mnie dziecięca moda, ale teraz porobiło się jeszcze tak, że ta dorosła zeszła na bardzo daleki plan, dalszy niż zwykle. Oglądając dziecięce pokazy, miałam dosłownie łzy w oczach, ze wzruszenia i ze śmiechu. Dorosłe pokazy nie ruszyły mnie wcale i bez żalu wyszłam sobie z nich po 15 minutach na przechadzkę po Krakowskim Przedmieściu. Co prawda moda na przebieranie dziewczynek za Barbie i to dość tandetne nieco mnie przeraża, ale i wśród tych stylizacji dało się wyłowić perełki, np. legginsy w kolorowe kropki i świetną futrzaną kamizelkę w kolorze fuksji. No i smoki - chłopcy byli the best. Zwłaszcza najmłodszy model :D Z wielką przyjemnością obejrzałam także charytatywny pokaz Zaradnej Mamy. Nie dość, że był piękny, to jeszcze w szczytnym celu. Na pewno napiszę o nim w "P."

A jak sobie radził J.J.? Całkiem nieźle. Wybieg bardzo mu się spodobał i zdjęcie go z niego w porę, tj. przed przemarszem modeli, wymagało naprawdę sporo umiejętności przekupno-akrobatycznych. Potem było oczywiście duuuuużo biegania, lody, obiadek (tak, w tej kolejności) i słodkie spanie w umorusanym ałtficie ;)






  T-shirt - familove
ale po spotkaniu z moimi szalonymi nożyczkami
kamizelka - H&M (sh), 
teoretycznie dwa rozmiary za duża
spodnie z regulowaną długością - Lindex, 
prezent od babci, która ma to szczęście, że mieszka w mieście, w którym jest sklep stacjonarny :)
sandały - pro pedo (allegro.pl), 
zakup wielce przypadkowy, ale udany jak żaden. J.J. po prostu uwielbia te buty i chce je nosić bez przerwy; nie dość, że mają profilowaną, wygodną podeszwę, to jeszcze skórka jest od środka podklejona cieniutkim, mięciutkim polarkiem
przypinki - endo
lina zamiast paska - pasmanteria




środa, 20 czerwca 2012

friendships

Przyjaźnie - nowe i stare - są człowiekowi niezbędne do życia, niezależnie od tego, ile ma lat i jak bardzo samodzielny sam się sobie wydaje. Przy okazji sesji do nr 2 miałam okazję spotkać się ze swoją przyjaciółką-od-zawsze, z którą z racji dzielącej nas odległości od czasów studiów mam kontakt głównie internetowy (no, w pierwszych latach listowy - bo tak, tak, obie jesteśmy takie stare, że jeszcze pisałyśmy do siebie listy i teraz uwaga - RĘCZNIE!). Ostatni raz widziałyśmy się ponad dwa lata temu, kiedy świadkowała po raz drugi na moim drugim ślubie (z tym samym mężem, żeby była jasność). Karolina jest fotografką, a sesja (a właściwie kilka sesji) była świetnym pretekstem do ściągnięcia jej w moje pielesze. Jak łatwo się domyślić, był to uroczy, spokojny, ogrodowy weekend ;) A jak wyszły zdjęcia (oczywiście, że świetnie!), będziecie mogły ocenić już w lipcu :) 

Dla J.J.'a, który oczywiście wszędzie nam towarzyszył, największą atrakcję stanowiło zawieranie nowych znajomości. Podczas, gdy ja odkurzałam swoje stare koleżeństwo z mamami modelek i modeli, a Karolina dzielnie pracowała, próbując ogarnąć towarzystwo słowem i obiektywem, mój syn zainteresowany był przede wszystkim odwróceniem uwagi rówieśników od pozowania i zwróceniem jej na siebie. Z różnym skutkiem.

Dzień pierwszy: sesja w sadzie.
J.J. uważnie obserwuje rekwizyty, znaczną część z nich zagarniając dla siebie.
 

A niektóre nawet konsumując...

W końcu zaś porywając modelkę do zabawy w berka i w chowanego. Chyba nie ma na to lepszego miejsca niż sad.



 sandałki - allegro.pl/ szorty - Zara/ T-shirt - kupiony w sh, cięcia i gruszka by mama ;)


Dzień drugi: sesja na plaży.
J.J. zajmuje łóżko, które miało służyć za plan zdjęciowy. Oczywiście będąc okupowane, nie bardzo już posłużyło. 

Na szczęście miejscówką dzielił się chętnie. 
Tym bardziej, że dzieci XXI w. zawsze znajdą wspólny temat ;)



szorty - H&M plus łatki by mama/ T-shit - znacie i jak widzicie w końcu znalazł się na nim ananas :)

wszystkie zdjęcia: Karolina Brzuchalska

P. S. Bywam na blogu rzadziej nie tylko ze względu na nawał pracy, ale przede wszystkim dlatego, że mój organizm w końcu się zbuntował i nie pozwala mi już nie spać. Doszło do tego, że zasypiam na stojąco albo w trakcie rozmowy, nawet jeśli jest szalenie interesująca. Cóż, widocznie przegięłam. Przez jakiś czas muszę się więc podporządkować swojemu zdrowiu, a nie ono mnie.