Bo trzeba kochać, żeby dobrze żyć. Kochać i być kochanym. Niby to proste, niby to wiemy, niby to okazujemy, ale... ALE. Stawiamy warunki. Próbujemy nałożyć na miłość jakieś reguły gry, ustalić, kto ile czego daje, a ile bierze i usprawiedliwić to mądrą psychologią. Bo przecież równowaga musi być. Nawet kiedy nie ma czasu, ani zdrowia. Nawet kiedy ludzie są od siebie tak bardzo różni i po różnych 'szkołach' miłości. Moja mama codziennie dzwoni do babci lub babcia do niej, tak mają, to im potrzebne, tak sobie okazują wzajemną o siebie troskę. Jeszcze kilka lat temu dzwoniły też obie do mnie, dzień w dzień, z pytaniem 'co słychać?', a ja się irytowałam. Bo dla mnie to za dużo. Przesada. Przesyt. Brak powietrza. Bo mi wystarczy telefon raz na trzy dni albo jeszcze lepiej - wolę sama zadzwonić. Taka jestem. Taki jest mój tata. Może dlatego z nim było łatwiej 'wypracować system', a z mamą potrzebny był kompromis i długie rozmowy na temat tego, że miłość każdy okazuje inaczej i to wcale nie znaczy, że kocha mniej. Lub bardziej.
Tak samo w związkach. Przyjaciółka opowiadała mi, jak jej koleżanka podczas studiów pojechała odwiedzić swojego chłopaka w innym mieście. Ten czekał na nią na dworcu z bukietem róż. Ba! 50 tych róż było, wielkich, czerwonych i pachnących oszałamiająco. Taki romantyk! Problem w tym, że dziewczyna nie miała gdzie nocować, bo chłopak zapomniał załatwić pozwolenie na gościa w swoim akademiku. Ja - jak na poetkę przystało - mam praktyczną naturę i wolałabym nocleg bez kwiatów. Wolę też tulipany i żon-kille od róż, więc kiedy Pan Mąż kupuje róże, choćby kilkadziesiąt na raz w bukiecie, spotyka się raczej z fochem z mojej strony niż zachwytem. Bo wiem, że kupił je głównie dla siebie ;) A miłość to myślenie najpierw o kimś innym, o tym, kogo kochamy.
Tak?
Tak i nie.
Bo z miłością jest trochę jak z tą maską tlenową w samolocie. Najpierw nakładamy sobie, potem dziecku, choć serce dyktuje inaczej. Nie może być inaczej. To jest sprawdzone. To działa.
Dlatego najpierw trzeba się ze sobą poukładać, pogodzić, siebie pokochać - z całym arsenałem zalet i wad, żeby potem dobrze kochać innych. Dobrze, czyli dla nich, a nie dla siebie, dla uzupełnienia swoich braków, kompleksów czy lęków. Bo nikt nie może nas uszczęśliwić poza nami samymi. Z kimś innym możemy być tylko (i aż) szczęśliwsi (stopień wyższy) lub najszczęśliwsi (stopień najwyższy i lepiej z niego za często nie korzystać, bo jak coś jest naj, to reszta może być już tylko gorsza).
Ideałem byłoby, gdyby w takim momencie naszego życia pojawiały się dzieci - kiedy mamy już w głowach porządek. Ale bywa różnie. I dlatego, i tym bardziej trzeba nam nad sobą pracować. Nie nad dzieckiem. Nie w tej sprawie. Bo miłość do dzieci, jak żadna inna miłość, jest, powinna być, musi być BEZWARUNKOWA. To, jak ją okazujemy - czy powtarzamy 'kocham cię' do małego ucha tryliard razy dziennie, czy gilgoczemy, czy chichoczemy, czy biegamy, czy kupujemy 237. resoraka, czy ubieramy tylko w len i muślin, czy pozwalamy jeść banany na kanapie, czy na chodzenie po domu w butach pełnych piasku - to wszystko są sprawy drugorzędne. A może nawet jeszcze dalsze w kolejności. Nikomu nic do tego JAK, jeśli wiadomo ŻE.
Powiecie, że są sytuacje, w których rodzic miłością robi dziecku krzywdę - otóż nie. To nie w rodzaju miłości tkwi problem, ale w tym człowieku, który sobie w myślach nie zrobił porządku i właśnie dzieckiem próbuje sobie to czy owo kompensować. Krzywda to bicie, szarpanie, głodzenie, szantaż emocjonalny, poniżanie, warunkowanie miłości. Cała reszta - to pikuś. Pan Pikuś ;)
Dlatego kochajcie i dajcie kochać innym.
Ot, takie moje przesłanie na wiosnę :D
bluzka - Zezuzulla
jeansy z szelkami - po Karolu
czapa - Modny Syn
apaszka - Stinky Dog
buty - Zara %
fryzura (odpowiednio do bluzki) inspirowana Julową
Podpisuję się pod tym co napisałaś obiema rękami, nogami, i czym tam jeszcze!
OdpowiedzUsuńCieszę się, oby służyło!
Usuńo jaki piękny wpis!!!!! i piękny On :)))z tym śladem na nosie jeszcze bardziej zadziorny :)
OdpowiedzUsuńMówisz? On jest zadziorny i bez tego :P
Usuńdokładnie tak! świetny post, a Bruno do zjedzenia ♥
OdpowiedzUsuń, Hehehe, no nie powiem, że nie ;)
UsuńPięknie o tej miłości piszesz <3.
OdpowiedzUsuńŁatwo się pisze o miłości ;)
UsuńFajny wywod! :)))
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten look! Ta czape, te gacie i tego malego lobuziaka :*
Dzięki.
UsuńTeż uwielbiam ten look :D
Uwielbiam Twoje teksty! I podpisy n fotach! I ten fryz na "Jula" :)))))
OdpowiedzUsuńLove :***
Jeju, Aniu, dziękuję :* Tak miło to słyszeć. A Jul w kwestii fryzury wymiata, więc musiałam 'zgapić' :D
UsuńFantastyczne przesłanie...nic tylko pamietać o nim:))
OdpowiedzUsuńNiedźwiadkowa stylizacja <3 cała:))))
Oj, tak, Halinko, najtrudniej na co dzień pamiętać...
UsuńSama czasem zapominam :/
:*
Pięknie odpisałaś miłość. Należę do kochających jak twoja mama i babcia, za to moja siostra potrzebuję przestrzeni :-)
OdpowiedzUsuńBruno wygląda czadowo!
Chyba zauważenie tych różnic jest pierwszym krokiem do kompromisu. Ale w każdej relacji tak jest, że uczymy się innych całe życie i oni uczą się nas. To ma swoje plusy - nudno nie jest! :)
UsuńTo będzie lepszy dzień ... dzięki Tobie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, mam nadzieję :)
UsuńTak, tak, tak! A mały to widzę niezły kaskader ;)
OdpowiedzUsuńOj, kaskader, cyrkowiec i co tam jeszcze!
Usuńjak mi się podoba Twój dzisiejszy wpis :D love love love
OdpowiedzUsuńa i miłość się zmienia inaczej kochasz bobasa inaczej nastolatka, a jak miłość to dobrze jak i rozsądek:)
Masz rację, miłość przechodzi metamorfozy, to też niezłe wyzwanie!
UsuńAż przytulilam syna po przeczytaniu tego tekstu ..... dziękuję za kilka tych słów!
OdpowiedzUsuńDobrze zrobiłaś. Jakby się ludzie częściej przytulali, to by wojen nie było! :D
Usuńi nic więcej dodawać do tych słów nie trzeba:*
OdpowiedzUsuń