środa, 19 lutego 2014

mother shouldn't, mother should

Nie rozumiem potrzeby wychowywania cudzych dzieci, jak chyba większość z nas (czy nie?!). Ani to dobre i zdrowe dla tych dzieci, ani dla wszechwiedzących, pełnych samych najlepszych intencji Zbawiaczy Świata. Oczywiście są wyjątki (i nie mam tu na myśli wyłącznie sytuacji drastyczno-patologicznych), np. kiedy cudze dziecko próbuje wychowywać moje lub mu w jakiś sposób zagraża. Zdarzyło nam się natknąć na chłopca, który wszelkie konflikty z J.J.-em (i zapewne nie tylko z nim) rozwiązywał metodą Czynu. Rękoczynu. Ponieważ miało to miejsce podczas większego przyjęcia i nie bardzo dało się uniknąć towarzystwa tegoż delikwenta, liczyliśmy na wsparcie ze strony jego rodziców. Po pierwszym popchnięciu zwrócili mu uwagę w dwóch słowach i wrócili do konsumpcji, po kolejnym... zaczęli nas unikać! Serio! Podejrzewam, że sami byli nieźle sterroryzowani przez swojego syna, ale jakoś nie potrafiłam odnaleźć w sobie nawet odrobiny współczucia dla nich. Cóż, chłopcu uwagę zwróciłam sama, choć było mi z tym szalenie źle. Poprosiłam też J.J.'a, żeby się bawił z innymi dziećmi. Tyle mogłam. 

Wychowywanie cudzych dzieci to jedno, ale wychowywanie rodziców...
Może się nie znam, może się mylę, zwodzi mnie intuicja społeczna i takie tam, ale mimo wszystko nie potrafię i nie czuję potrzeby wskazywania bądź co bądź dorosłym ludziom właściwej drogi. Po pierwsze dlatego, że to, co właściwe dla mnie, dla innych już takie być nie musi. Po drugie dlatego, że oni na pewno mają swoje powody, żeby postępować tak, a nie inaczej i należy je uszanować - hipokryzją byłoby tego nie robić, skoro właśnie takiego szacunku oczekuję dla siebie i swoich wyborów. Po trzecie i chyba decydujące TO NIE JEST MOJA SPRAWA. No, bo nie jest! Więc 'chill out'. Tym bardziej, że zmarnowana wątroba i wrzody na żołądku już by moją sprawą były ;)

Dlaczego o tym piszę? Bo bycie mamą i prowadzenie bloga, a tym samym prezentowanie własnych metod, wyborów, poglądów dla niektórych (głównie innych mam) oznacza otwarcie drzwi przed każdym. Poniekąd tak, ale jednak nie. Bo to, że jestem gościnna, że ugotowałam obiad i upiekłam ciasto, nie znaczy, że wolno wejść do mojego domu w zabłoconych butach albo poprzestawiać mi książki na półkach.
Bo mówię, co myślę, ale nie mówię, co inni mają myśleć.
Bo dzielę się dokonanym wyborem, ale nie każę nikomu robić tego samego.
I pewnie, że zapraszam do dyskusji, że lubię i oczekuję opinii odmiennych od mojej, bo przyjemnie jest otwierać swój umysł w rozmowach na argumenty. Ale nie wtedy, kiedy są to argumenty emocji, albo - co obserwuję coraz częściej - szantażu emocjonalnego.
Wiecie o czym piszę, prawda?
Ile z Was usłyszało, że jest ZŁĄ matką, bo za długo karmi/za krótko karmiła piersią, na za dużo/za mało pozwala, stresuje/nie stresuje dziecka, sprząta, więc nie można się swobodnie pobawić, nie sprząta, więc jest śmierdzącym leniem, truje hamburgerami, katuje marchewką itd., itp.? Wiem, że to znacie. 
I nie chodzi mi tu o hejterstwo, o tych, co się nudzą albo co na morzu, ale właśnie o Świata Zbawicieli, tych 'w dobrej wierze' i tych 'z miłością'. Bywamy tacy my wszyscy, mamy takie dni, mamy takie zapędy, ale MUSIMY nad tym pracować. O - patrzcie - jaki paradoks: próbuję Was ZMUSIĆ do zwolnienia siebie z prób ZMUSZANIA innych ;)
Może się uda :P














































fot. by Zuzanna & me (te, na których jest Zuzanna)

 bluza - Gro via stylepit.pl
portki - Zezuzulla
parka - Next via allegro.pl
czapa - sh 
apaszka/szaliczek - Fluffy Colours
butki - Chicco



Post powstał we współpracy ze sklepem internetowym 
- liderem wśród sklepów internetowych na rynku skandynawskim, obecnie podbijającym z sukcesami również inne kraje. Wśród marek oferowanych przez sklep znajdują się m.in. Esprit, Pepe Jeans, Converse, New Balance, Vans, Hunter, a w dziale dla dzieci np. CeLaVi, Ej Sikke Lej, Funky Legs, Gro Company, H.J.O.R.T.H, Little Pieces, Mini Rodini, New Generals, Petit by Sofie Schnoor, R.e.b.u.s, Smafolk i wiele innych.

Niektóre marki odkryłam właśnie dzięki Stylepit (Little Pieces, R.e.b.u.s) i zauroczyły mnie na dobre. Na pewno będę do nich wracać. Wybór jest w sklepie ogromny, co zaspokaja moją potrzebę buszowania. Tym jednak, co kusi mnie najbardziej, są wyprzedaże i promocje. Niejednokrotnie zdarzyło mi się już kupić tu luksusowe ubranka w przystępnej cenie. Na dodatek coś, co wszyscy lubimy najbardziej - darmowa i szybka (ja swoje ostatnie zamówienie dostałam w ciągu 4 dni) wysyłka.

P.S. Linki do marek/sklepów, z którymi współpracowałam/współpracuję/będę współpracować znajdziecie w nowej zakładce 'Partnerzy'. Postanowiłam to uporządkować, bo trochę się ich już nazbierało :D

29 komentarzy:

  1. Tak, tak znamy to... Najgorsze, że mimo iż się wie ile wysiłku sie wkłada w to całe matkowanie, człowiek i tak się gnębi po każdej takiej "życzliwej" uwadze. Ja tak mam. Nie umiem, olać, odpowiedzieć, a już zupełnie nie umiem być asertwna w takich sytuacjach. Jedyne, co mi wtedy wychodzi, to niezdarne próby tłumaczenia, licytowania się, a potem zawsze mam do siebie o to pretensje, że wdałam się w dyskusję na temat, który nikogo postronnego obchodzić nie powinien. Dystansu mi brakuje do siebie samej chyba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Magda, chyba przydałaby się jeszcze instrukcja, jak reagować na takie uwagi.
      Na tę chwilę myślę tylko o jednym: uprzejmie podziękować i na tym zakończyć.
      Dyskusja faktycznie mija się z celem.
      A dystans do siebie i to jak głęboko w nas takie uwagi zapadają to kolejny temat-rzeka. Pomyślę, jak to ugryźć :)

      Usuń
  2. Ja to chyba jednak mam "szczescie" bo ja takich pouczajacych nie spotykam, czy znajomi czy na spacerze nieznajomi czy gdziekolwiek nikt mnie nigdy nie pouczał a czasem to ja bym chciała zeby mna pokierowano i nic, Zdjecia naprawdę cudne . Czapa mi sie bardzo spodobała, szybko na dol skad ona i ... moze wiesz gdzie podobną dostane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kinga, poszukam i dam znać. A awaryjnie mam pewien pomysł :)

      Usuń
  3. Wiesz, jedna sprawa to takie niegroźne style życia - np. jeden sprząta codziennie, drugi raz na tydzień albo ma panią do sprzątania. Pal licho jak kto co robi - nikogo to nie boli. W takie sprawy się nie wtrącam, bo nic mi do tego.
    ALE jestem taka jedza, ze jak sprawa dotyczy dziecka bezpośrednio, to już trudniej mi gębę na kłódkę trzymać. Taka przywara nauczycielska ;o)
    I tak - upominam obce dzieci, jak rodzic nie potrafi. Bo to już wg mnie nie sprawa typu "nie moja sprawa", jeśli jakieś dziecko terroryzuje inne dzieci. Albo zachować się nie potrafi i np. śmieci w parku czy na ulicy. Zarówno dzieci jak i rodzice dość głupio się patrzą, ale gdzieś to mam. ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczyciele to wyjątek. Oni mają w obowiązku zachowania, które innym nie przystają. I właśnie o takich dzieciach pisałam, które przekraczają nasze granice. Wtedy wyjścia nie ma. Najlepiej byłoby, żeby rodzic zareagował, ale skoro nie reaguje, trudno - muszę ja. Tylko, że nie jestem pedagogiem i boli mnie to, że muszę. Ty jesteś przyzwyczajona :)
      W rodzinie obserwuję często zrzucanie odpowiedzialności za swoje dzieci podczas imprez na gospodarza lub co gorsza na dzieci gospodarza. To mnie przeraża i wnerwia, ale nie umiem powiedzieć rodzicowi: 'weź dupę w troki i zajmij się swoim dzieckiem, bo wychowałeś je źle i teraz komplikuje życie innym'. Nie czuję, że mam prawo to powiedzieć, nawet jeśli to ja jestem gospodarzem. Myślisz, że mam?

      Usuń
    2. Trudno wyczuć ta granice. Być może to ja ja przekraczam? Mialam taka fazę, ze było mi głupio zwrócić uwagę obcym dzieciom, nawet jeśli dziecko przewracało mi dom do góry nogami, a rodzicom się wydawało, ze jest ok, bo gospodarz (czyli ja) nic nie mówi.
      Wydaje mi się, ze szczególnie jako gospodarz trzeba zwrócić uwagę, żeby wyznaczyć pewne granice. Nie trzeba od razu ostro - można dziecku poddać inny pomysł na zabawę, wyprowadzić do innego pokoju - wszystko tak mało agresywnie ;o) Jeśli nic nie da, można stanowczo upomnieć i powiadomić dziecko o panujących w domu zasadach. No i ew. poprosić rodzica o pomoc w egzekwowaniu. Jeśli nic nie pomoże - mam gdzieś gościnność - jeśli ktoś dewastuje mi dom.... Biore dziecko na stronę (niekoniecznie na widoku, w obecności rodzica) i mowie dziecku, co mam do powiedzenia - tak, żeby zrozumiało, ze mowie serio. Ale to już przypadki ekstremalne. Zwykle kończy się na pokojowym załatwieniu sprawy. Wiesz, niektórzy rodzice po prostu nie wiedza, co dziecku wolno w czyimś domu. Czasami wystarczy po prostu powiedzieć, czego się oczekuje i sprawa jest jasna.
      Na placu zabaw zaś nie mam obiekcji czy upomnieć czy nie. Te (niewychowane) dzieci często latają same, gdzie popadnie, tak ze nawet nie ma kto im zwrócić uwagi. A jeśli nikt nie reaguje, to czują się bezkarne.

      Usuń
    3. Mnie jest głupio zwracać dziecku uwagę, bo mam wrażenie, że często to nie jego wina, że zachowuje się tak, a nie inaczej. Ale mówię tu o konkretnym dziecku, w którego przypadku to wiem. Innym dzieciom zwracam uwagę, kiedy muszę - jak wyżej opisałam. Dla mnie ekstremum jest już to, że muszę :)
      Problemem są niestety rodzice. Obcy rodzice to jednak prosta sprawa, bo kontakt jest jednorazowy i po sprawie. Ale rodzice, z którymi spotykam się notorycznie (koneksje) i o których wiem, że nie reagują, bo tak jest wygodniej, bo chcą mieć spokój, bo przyszli się pobawić itd. - z tym nie wiem, co zrobić :/

      Usuń
    4. Majac kiedyś taki przypadek, zaczęłam proponować spotykanie się poza moim domem. Bo rodzice właśnie nie upominali....
      Tak, to nie wina dziecka. No ale jeśli nikt, absolutnie nikt temu dziecku uwagi nie zwróci, bo to "nie jego sprawa", to to dziecko nigdy nie zaczai, ze źle robi. Ty przynajmniej możesz ustalić zasady, jakie panują w twoim domu i poprosić rodziców o egzekwowanie. Masz do tego prawo, bo to twój dom. Poza domem niech się dziecię zachowuje, jak mu się podoba. Ale u ciebie - na twoich zasadach.
      Wiem, wiem.... trudno jest upomnieć, bo w sumie głupio nam za tych rodziców, którzy tych oczywistych spraw nie widza....

      Usuń
    5. To prawda, że ktoś musi w końcu uwagę zwrócić i dziecku. Tylko kto? I dlaczego ja? Rozumiesz?
      U nas opcji poza domem nie ma, z różnych względów. Niestety. Bo wolałabym czasami takie rozwiązanie.
      Obiecuję sobie, że rodziców upomnę, ale potem - znowu, setny raz! - gryzę się w język. Ech, słaba wola!

      Usuń
    6. To ty nieasertywna jesteś :D Nie daj sobie robić z domu pobojowiska! :D

      Usuń
  4. Jejku jaki cudny chłopczyk!
    Ja często oceniam inne mamy i ich sposoby wychowywania, ale w życiu nie zdarzyło mi się zwrócić żadnej uwagi... Oczywiście milion razy słyszałam je od swojej mamy, ale moja metoda to udawanie, że nie słyszę :D
    Ale też muszę Ci powiedzieć, że jako nauczyciel, którego rolą jest wychowywanie, mam ogromny problem ze zwracaniem uwagi moim uczniom. Uczę w szkole policealnej, czyli osoby dorosłe i wydawałoby się, że tacy ludzie nie potrzebują więcej wychowywania, a jednak... są takie sytuacje, że ręce opadają, że w głowie się nie mieści, że osoby pełnoletnie, ba! nawet po trzydziestce, czy czterdziestce... i trzeba takim osobom zwracać uwagę i przypominać np. że istnieją takie słowa jak proszę, dziękuję, przepraszam, że nie można wyjmować rzeczy (nawet swojej) z torebki nauczyciela (!)
    Ach, temat rzeka :)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak! Kto ma wychować dzieci niewychowane, z których wyrosną niewychowani dorośli? Kto ma wychować tych niewychowanych dorosłych potem? Oto jest pytanie!
      Ja nie wiem!

      Usuń
  5. Ja niestety należę do tych co ,,wtrącają" się w życie innych dzieci/mam. Związane jest to z moją pracą. Nie raz widziałam dzieci bite, nie szanowane, nieodpowiednio ubrane (mam na myśli np. letnie buciki w zimie) czy zaniedbane. Większość to oczywiście z rodzin patologicznych, ale i z ,,normalnych" się zdarzały. Koleżanki w pracy ciągle mi powtarzały ,,nie odzywaj się", ,,nie wtrącaj", ale ja tak nie potrafię kiedy widzę krzywdę dziecka. Teraz z racji wychowywania synka siedzę w domu, ale podobnie zachowuję się w parku czy na placu zabaw. Reaguję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dramat dziecka, krzywda, patologia - to WYMAGA reakcji. Ale może właśnie takie osoby jak Ty, które widzą takie rzeczy na co dzień, potrafią odróżnić prawdziwą krzywdę o tej wyimaginowanej. Bo właśnie jest ogromna różnica między nieszanowaniem dziecka a kupowaniem mu np. niewłaściwej w czyjejś subiektywnej ocenie zabawki czy książki.

      Usuń
    2. Zgadza się. I tak do tego podchodzę. Są sprawy, które WYMAGAJĄ reakcji. Najbardziej boli mnie tylko to, że jestem rzadkim przypadkiem reagowania w takich sytuacjach :-(

      Usuń
  6. Popieram w pełni ale cóż tacy już jesteśmy,że u innych najdrobniejszy szczegół zobaczymy i koniecznie musimy to skomentować,ocenić!!! widzę wiele ale milczę bo to np nie moja sprawa jak ktoś dziecko ubiera,wychowuje ! skoro nie chce aby mnie inni krytykowali to i ja tego nie robię...ale ale wiadomo,że czasem takie sytuacje ze musimy zareagować i wtedy uważam to za słuszne a nie wchodzenie z butami w cudze życie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że życie innych ludzi widzimy jakby przez lupę.
      Na pewno krzywda dziecka powinna być tą granicą, której nie wolno przekraczać i kiedy reakcja osób trzecich nie jest niczym niewłaściwym. Ale krzywda wymierna, nie ta rozumiana subiektywnie.

      Usuń
  7. ..eh..też usłyszałam, że jestem złą matką - prosto w twarz, bo nie karmiłam córki piersią, gryzłam się tym kilka dobrych miesięcy mimo, że nie karmiłam bo miałam chore dziecko, decyzją położnej i lekarza, tylko, że nie "chwaliłam" się tym, na pytanie dlaczego nie karmie, odpowiadałam "bo nie", właśnie dlatego, że nie chciałam wdawac się w dyskusje, ani nie czułam potrzeby opowiadania całemu światu o chorobie mojego dziecka. Mimo wszystko siedziały mi te słowa w głowie i bardzo mnie to bolało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Pisałam właśnie o krzywdzie dziecka, która powinna być granicą nieprzekraczalną. Ocenianie długości czyjegoś karmienia jako zła w tę czy inną stronę jest tak subiektywne, że aż warto się ugryźć w język.
      Przykro mi, że cię to spotkało.

      Usuń
  8. Boże, jaki On cudny ♥
    a teraz notka: wspaniale napisane! mnie strasznie wpienia, jak na reakcję co do hejterów, słyszę: Twój blog jest otwarty! Wszyscy tu mogą wszystko! a guzik prawda!!! tak jak napisałaś-gościnność nie oznacza, że nie chcianego nie możemy wypędzić za drzwi,
    Zgadzam się z Tobą w 100%. nie znoszę bezczelnych uwag pod adresem moich metod wychowawczych (co innego odmienne zdanie, każdy ma prawo je mieć) i nie czynię uwag innym, uważając się za alfę i omegę, bo mam doświadczenie. Można mieć dzieci jak igieł w lesie, a i tak człowiek nie będzie wiedział wszystkiego. Jak to ostatnio powiedziałam, gdy Gai dreszcze gorączkowe, o mało mnie nie przyprawiły o zawał:"piąte dziecko, a ja nadal głupia"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że to jest kwestia osobowości. Doświadczenia każdy ma swoje, własne, indywidualne, ograniczone, ale faktycznie są tacy, którzy przeżywając coś lub poznając, od razu stają się omnipotentni ;)
      Znałam takie osoby, które nazywały się poetami, bo napisały w życiu dwa-trzy wiersze. I to nie jest liczba symboliczna, tylko faktyczna :)

      Usuń
  9. Mnie ZMUSZAĆ nie musisz :-) Raczej nie jestem z tych pouczających. W głowie czasami powstaje "no nie, jak ona tak może", ale szybko się upominam. Bardzo dużo weryfikuje też drugie dziecko. Widzę to po sobie. Zasady, które sama sobie wprowadziłam przy pierwszym, w łeb wzięły przy ogarnięciu dwójki. Gdy aktywnie prowadziłam macierzyńskiego bloga, to nie komentarze najbardziej mnie wkurzały, bo całe szczęście gości miałam dobrze wychowanych. Denerwowały mnie blogi tych mam, które we własnych wpisach oceniały innych. Bo teksty typu "to WINA" rodziców, że trzylatek nie jest odpieluchowany, są dla mnie nie do przyjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie komentarzy tego typu też jak na lekarstwo. Aż się boję, że gdzieś kiedyś nieświadomie porozstawiałam czytaczy po kątach ;)
      A tu ważny temat poruszyłaś jeszcze: wpędzanie innych w poczucie WINY. To jeszcze stopień wyżej od zwrócenia po prostu uwagi. Ten model to się chyba z domu wynosi. Wydaje mi się, że niektóre osoby mają taki wzorzec po prostu. I to jest smutne.

      Usuń
  10. Niedzwiadek taki duży się nagle zrobił:))) Dotąd na tych "siedziących" zdjęciach jeszcze taki słodziutki maluch, a teraz ... kawaler:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja osobiście nienawidzę jak mi ktoś dziecko próbuje wychować...czy to moja mama, teściowa czy ktoś obcy! Rekacja jest taka sama do każdego - i na pewno nie jest przyjemna!
    A jak mam gatunek dziecka, co mi terroryzować Karola zaczyna - nie mam litości ani dla brzdąca ani dla rodzicó∑! Kończy się bardzo porządnym pouczeniem, a dzieciak często ląduje w kącie. Skoro rodzice pozwalają na takie zachowanie, uważam że ktoś powinien zareagować. Skoro rodzona matka nie potrafi zdarza mis ię przejąć"ten obowiązek".
    Nie uznaję puszczenia dzieci w "samopas" ale też nie uznaję pouczania i mądrzenia się rodziców.

    Ciężki ze mnie przypadek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Silna z ciebie kobieta, i waleczna. Dobrze, że bronisz swego i jesteś pewna swoich działań i metod. To wielka zaleta. Bo dzięki temu Karol będzie miał jasny, jednolity przekaz, a ty pokażesz mu, że własne zdanie jest czymś, o co warto walczyć.
      A odwagę w prostowaniu innych rodziców mogę tylko podziwiać.
      :*

      Usuń
  12. Tekst super 😊 mam taka sytuacje u siebie. Moi chłopcy lubią się bawić z sąsiadem 2lata starszym od mojego pierworodnego. Sąsiad przeklina, źle sie zachowuje, rozrzuca papierki gdzie popadnie, niszczy zabawki... U siebie na podwórku za każdym razem go upomnę i w razie potrzeby wyproszę (zdarzyło sie nie raz nie dwa). Sąsiad w przedszkolu szepta do ucha moim "idź uderz...". Wytłumaczyłam moim chłopakom ze nie mają go słuchać bo to oni zostaną ukarani a nie owy sąsiad. Poskutkowało. Pierworodny powiedział mu że jak chce to ma sobie sam iść pobić, oni już go nie będą słuchać. Bylam dumna ze sie mu postawili. Ale nie mam odwagi upomnieć rodziców, bo sie przyjaźnimy. Ich wychowanie daje dużo do myślenia. Szkoda mi ich dzieci. Ale zawsze zwrócę grzecznie uwagę jeśli w mojej obecności robią coś nie tak

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze opinie :)