czwartek, 1 października 2015

art nearby

Blogerki czy nie, my-mamy często wariujemy na punkcie ciuchów dla dzieci. To wypadkowa tego, że wariujemy na punkcie dzieci w ogóle. Same sobie śrubujemy standardy i wieszamy poprzeczkę często znacznie wyżej niż pozwala na to stan konta. Fajnie, jeśli robimy to, bo faktycznie troszczymy się o to, z czego i w jaki sposób powstała dana rzecz, jakie niesie za sobą wartości, ale mam wrażenie, że dotyczy to zaledwie garstki osób. Reszta po prostu "szpanuje", i to głównie w internetach, bo na co dzień mało która mama zwróci uwagę na metkę, jeśli nią nie dostanie po oczach. Zresztą - bądźmy szczerzy - dzieciom też jest absolutnie wszystko jedno, jaki znaczek mają tu i ówdzie przyszyty. Ba! Najlepiej jak od razu obetniemy metkę, bo uwiera. Prawda? 
Powiecie zaraz: hej, ale u ciebie też pojawia się logo tej czy innej lansiarskiej marki. Tak. I nie będę tego wcale tłumaczyć próbą zbawiania świata. Jeśli mogę kupić coś, co się chłopakom podoba, coś niemal identycznego jak z Bobo czy Mini, to pewnie, że kupię. Ale nie kupię tego, choćby wyglądało kropka w kropkę tak samo, jeśli się nie podoba. I w końcu kupię to Bobo czy Mini, jeśli mogę je mieć za ułamek ceny wyjściowej i jeśli oczywiście mogę sobie na to w danej chwili pozwolić (bo u freelancerów jak ja nigdy nie wiadomo ;)). To wypadkowa blogowania, więc wypadkowa czasu i energii, jaki wkładam w to miejsce. 
Bywa, że wraz z danymi markami u kogoś po prostu "widać pieniądze". I spoko. Czyjaś kasa, czyjeś dziecko - nic nam do tego. Ale czasami widać też bezrefleksyjny, stadni bieg za jakimś must-havem, który wcale nie zawsze jest ładny. Być może jest tak, że wyrobiona marka sprzeda wszystko, także to, co brzydkie. Być może ktoś nie wie, co mu się podoba, nie ma swojego stylu i w naśladownictwie znajduje bezpieczne wyjście. Być może social-media zrobiły nam takie pranie mózgu, że nawet nam się szukać nie chce innych, własnych rozwiązań. Być może. Ale wiecie co? Nie musimy się na to godzić. Nie musimy kupować dla logo, rozpieszczać zamówieniami tych, którzy się nie starają, a już tylko "jadą na opinii", nie musimy mieć tego, co wydaje się, że mają wszyscy i nie musimy wszystkiego obfocić na ten czy inny portal. Nawet jeśli jesteśmy blogerkami.
Sama lubię podpatrywać wszystko to, co jakoby konieczne. I iść w drugą stronę. I wybrać coś innego. Wtedy wiem, że to NASZE i dla NAS. Że robimy SWOJE. Lubię, jak ubranie jest małym dziełem sztuki, albo pełni jeszcze jakąś dodatkową funkcję, coś wyraża, o czymś opowiada, daje pretekst do zabawy, rozmowy. Lubię, jak żyje, a nie tylko wygląda.
A Wy co najbardziej lubicie?








Niedźwiadek:
bluza - Efvva
jeansy - H&M
czapka - no name
chusta - You n'Me
buty - Nosweet&Mrugała

J.J.:
bluza - Nadadelazos via Flamingo
jeansy - Bobo Choses via Lion in the Wardrobe
czapka - Bobo Choses via I dream Elephants
buty - Feiuye

1 komentarz:

  1. Droga Matka, pewnie niespecjalnie Cię to wzruszy, ale jesteś jedyną blogerką piszącą o ciuchach (i nie tylko!), którą obeserwuję :D Na codzień niespecjalnie "przykładam się do metek i "meinstrimu modowego", ale Ciebie lubię śledzić właśnie dlatego, że nie tylko o ciuchy i nie tylko o metki Ci chodzi. Fenomenalne zestawienia printów i niebanalne połączenia kolorów wychodzą Ci zarębiście i przy pomocy Bobo i przy pomocy Pepco ;D Masz dar i tyle. Do tego niesamowite ujęcia, świetne zdjęcia i ta miłość, która płynie zza aparatu w stronę Twoich synów. Piękne i tyle! Pozdrawiam. To pisałam ja - matka trzech córek, inspirująca się matką dwóch synów ;D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze opinie :)