Pokażcie mi ten idealny świat, ten blog, który pieje nad wszystkim z zachwytu i lśni czystością nawet pod łóżkami. Pokażcie mi, bo ja tego cholera nie widzę. Nie dostrzegam tych wypindrzonych matek, wypoczętych i wyperfumowanych, o których się tyle mówi, że jakoby wpędzają pozostałe grono we frustrację. Gdzie one są?! Serio pytam. Wy je znacie? Widziałyście na własne oczy taki wymuskany, błyszczący jak wybielone zęby blog albo taki czyjś real life? Zamieście link, adres, nazwisko - niech i ja zobaczę.
Ale jak blog, to taki z słodkopierdzącą treścią mi pokażcie. Bo ładne zdjęcia to chyba nie wszystko...
W każdym razie, kiedy WIDZĘ rzeczy równo ułożone na półce, WIEM, że na tym zdjęciu jest tylko jakiś wycinek rzeczywistości albo uchwycona chwila pomiędzy jednym pierdzielnikiem a drugim, bo na przykład dzieci akurat zasnęły. Albo ta półka jest naprawdę wysoko, a grzdyle dopiero raczkują. Żeby tego nie rozumieć, trzeba nie być matką lub... wierzyć w bajki, co jest - no, sorry - głupotą. Czy naprawdę, by być wiarygodna, muszę fotografować bałagan, plamy i kurz, sklejone śpiochami rzęsy i pomalowaną ścianę? A może mam wyciągać dyktafon lub nagrywać i publikować filmiki z ataków histerii i prób wymuszeń? Dzielić się każdym "kurwa" J.J.'a, żebyście mieli pewność, że nie piszę postów z wyimaginowanego świata i żeby nie być posądzana o tworzenie nierealnej wizji, która się dobrze sprzedaje?
Tylko po chu* mi takie zdjęcia?
Przecież nie na pamiątkę.
***
Mam świetnych synów i jestem z nich dumna. Wyrzucam ich w myślach drzwiami i oknami po kilka razy dziennie, ale w niczym to nie umniejsza mojej macierzyńskiej miłości. Poza tym przez wiele lat ciężko pracowałam nad sobą, żeby dziś czuć się szczęśliwa i silna, niezależnie od sytuacji. Potrafię to i uważam to za swój sukces. Mam się tego wstydzić? Mam za to przepraszać? Bo jak próbuję się z Wami dzielić sposobami na osiągnięcie takiego stanu, to cześć odbiorców (mam nadzieję, że raczej przypadkowych) zamiast spróbować, wziąć się w garść i wziąć się za swoje myśli, woli mówić, że bzdury opowiadam, udaję i opisuję utopię. Gdzie? W którym miejscu opisałam utopię (pomijam, że po co ona komu - wiemy, jak się ta historia skończyła)? TU? TU? A może TU? Czy TU?
***
Prawdziwość i szczerość w internecie to temat trudny, bo nawet jak się chce, to nigdy nie będzie ich 100%. Nie ma takiej opcji. Możemy się tylko starać pisać to, co czujemy, jak najwiarygodniej opisać, ale już na etapie doboru słów zaczyna się przecież kreacja. W mniejszym lub większym stopniu.
I wiecie co? Mamy do tego prawo. Do prezentowania swojego kawałka podłogi w takim świetle, w jakim chcemy, jaki jest nam najbliższy. Oczywiście, jeśli potrzebujemy porządnie go wyretuszować, to problem pewnie jest głębszy i wymagałby refleksji lub interwencji specjalisty, ale w większości przypadków ta autoprezentacja nie wykracza poza takie porządki "z grubsza", jakie robimy także w naszym domu przed przyjazdem gości. Podstawy kurtuazji sprawią, że rozsypane po podłodze puzzle zgarniemy pod dywan, a okruchy ze stołu wrzucimy do zlewu. I co? Czy to oznacza, że oszukujemy swoich gości? Bo nie pokazujemy im prawdziwego stanu naszego domu, nie przewijamy im dziecka pod nosem, nie dłubiemy przy nich w nosie. Może powinniśmy, prawda? Po co nam te ugrzecznione maski? Kultura jest narzędziem marketingu, a marketing to manipulacja! A fe!
***
Paranoja polega na tym, że dajemy się zwariować temu odidealnianiu, tej jakoby szczerości, a jest to przecież zjawisko równie mityczne jak znienawidzony perfekcjonizm. Te kiepskie (niby we własnym mniemaniu) matki, zmęczone, wnerwione, rzucające bluzgami, leniwe, płaczące po kątach - one także nie są prawdziwe, choć się takimi mianują. Dlaczego? Bo one także są takie na chwilę, nie non stop. Uwierzcie mi: gdyby były takie non stop, żadna by słowem o tym nie wspomniała. Bo taki stan permanentny to albo depresja i wtedy nie ma także sił na pisanie, albo... patologia. Po prostu.
***
Apeluję więc: czytajcie, nie tylko patrzcie, a jak patrzycie, to z szeroko otwartymi oczami, także tymi wewnętrznymi. Z empatią. Z matczyną perspektywą. I pamiętajcie, że nie tylko ludzie się dzielą na tych, którzy widzą szklankę do połowy pustą lub do połowy pełną. Tak samo dzielą się nasze dni. A czasami nawet nasze godziny.
Dziś pokazuję Wam moich roześmianych chłopaków. Bo tacy właśnie są. I to chciałam uchwycić. Robiłam te zdjęcia zaraz po ich chorobie. Po. Nie w trakcie. W trakcie pisałam do kilku firm: "dzień dobry, dziękuję za propozycję, ale nie damy rady, przepraszam". Miałam ręce i głowę zajęte zupełnie czymś innym. Na zdjęciach nie zobaczycie tego, co przeżywaliśmy od kilku tygodni w związku z dziwnymi objawami u J.J.'a i naszego smutku, gdy zapadła decyzja o konieczności włączenia mu leku na astmę. Bo nie noszę po przychodniach aparatu. Bo nie ten trudny czas, ten lęk jest dla mnie wspomnieniem, wartym uwiecznienia - on się i tak wryje w pamięć, i tak zrobi swoje, może czegoś nauczy - ale właśnie te momenty, kiedy się chichrają, udając duchy, kiedy biegają jak wariaci lub urządzają na naszej ulicy posterunek straży miejskiej (tak, tak, ze skrzyni i poduszki).
Mam w dupie, czy to idealizowanie. Zwyczajnie lubię te zdjęcia.
poducha, koce, przytulanka-świnka, skrzydełka pod głowę - La Millou
P.S. Nawet cholera szyba w oknie samochodu nie jest brudna, tylko właśnie polewana z zewnątrz wodą, bo pstryknęłam to zdjęcie podczas postoju w myjni :P
P.S. Nawet cholera szyba w oknie samochodu nie jest brudna, tylko właśnie polewana z zewnątrz wodą, bo pstryknęłam to zdjęcie podczas postoju w myjni :P
pokłony!!!!! oooooo to to właśnie! trzeba być dojrzałym, żeby po prostu bawić się tym całym blogowaniem i nie popadać w skrajności. kurcze, niech se matki mają ten swój kawałek świata, nawet jeśli na blogu jest tak idealny i być może inny niż w realu, bo chcąc nie chcąc, tak jak piszesz, no 100% nie da się pokazać choćbyśmy się skichały. jeśli ktoś ma z tym problem to jest to osoba, która odczytuje i nie ma do tego dystansu. zdrowego rozsądku. zdrówka :*
OdpowiedzUsuńDystans i zdrowy rozsądek - marzenia ściętej głowy ;)
Usuńhehe :D a to już problem kogoś innego ;)
Usuńdostałam nowy aparat, który robi, no lepsiejsze fotki, gdzie nawet syf wygląda obłędnie, ale chyba go wyrzucę bo komuś się może zrobić przykro, że mam taki ładny syf. do tego zdradzę prawdę, o tym, że J to mały diabeł. nie wiem jak można pomyśleć, być tak naiwnym i uważać, że albo innych świat jest naprawdę idealny, albo kreowany jest ciężką pracą na taki. jak wchodzę na blog kulinarny to nie chce oglądać realiów powstawania, syfu (ja przynajmniej robię taki w promieniu kilometra gotując makaron:P), tylko chcę apertyczne fotki! a zrobienie takich na pewno kosztuje troszkę pracy. i co mam się załamać, że u mnie gotowanie wygląda inaczej ? hehe. kurcze, wtf. a w ogóle jeśli weną do twojego wpisu był pewien post na pewnym blogu, to ja chcę się wyglądać jak jego autorka. zawsze z zachwytem oglądam i zazdroszczę. ale tak pozytywnie. chyba napiszę manifest jakie to te matki ładne, aż się rzygać chce. no niech się oszpeca czymś no. będzie mi easier. ;) sorry, za bełkot, ale głodna jestem, a jak głodna to zła. bardzo zła. idę konsumować :) baj :)
Kalesony JJ fantastyczne! Skąd?? :D
OdpowiedzUsuńW sensie te zielone spodnie? Agatha Cub. Aktualnie na wyprzedaży :) I są w homary! :D
UsuńNie raz już widziałam, jak blogerki się tłumaczą przed czytelnikami, a to bez sensu, bo każdy przy zdrowych zmysłach wie, że lukier, miód i liryczne cudo, to tylko na zdjęciach. Na blogu pokazuje się tyle ile się chce. Mało kiedy wymsknie się coś więcej, co najwyżej w przypływie jakichś bardziej stężonych emocji czy czegokolwiek innego pojawi się kilka słów, których się potem żałuje ale i to jest do usunięcia. Blog to nie życie (nawet ten wsparty kilkunastoma fotkami dziennie na instagramie), a życie to nie blog.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że nie :)
UsuńTylko, że ja nie znam blogów, gdzie tylko ten lukier i miód. Jakoś nie trafiłam.
Ja uwielbiam Was czytać i dla mnie jesteście tak prawdziwi jak nikt inny. Nigdy przez myśl by mi nie przeszło, że idealizujesz. Wręcz przeciwnie. Jeśli szukać szczerości, to u Was. I jest jeszcze wiele innych wartościowych rzeczy, które właśnie u Was można znaleźć. To jak piszesz, radzisz, pokazujesz relacje rodzinne.. Osobiście uwielbiam. A Twoi Chłopcy są fantastyczni!:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Naprawdę liczę na to, że właśnie to widać i słychać.
UsuńKocham cię!
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy konkretnie do Noemi pijesz, ale bardzo pasuje, więc wkleję tu komentarz, który u niej zostawiłam:
"Chyba jakieś inne internety oglądamy, bo ja gdzie nie spojrzę wszędzie „ciemniejsza strona macierzyństwa”;> A u mnie wprawdzie nawet bez dzieci czysto nie było nigdy, taki lajf, ale za to wiecznie muszę się wstydzić, bo oba (no, półtora, Druga się jeszcze nie za bardzo liczy) NAPRAWDĘ są grzeczne, usłuchane, śpią po dwanaście godzin, ząbkują tak, że natykam się na te nowe zęby przypadkiem i nawet głupiego zastoju pokarmu nie miałam. I o czym tu pisać?;>"
No rili, serio mam wrażenie, że czasem coś ze mną jest nie tak, bo mi się wydaje, że jest nawet bardziej niż ok...
:D
UsuńNie, nie piszę do Noemi, ani o niej. Uwielbiam kobietę i traktuję jej sztandarową "chujowość" jak kreację właśnie. Myślę, że to tak działa.
Postów o podobnym wydźwięku antyperfekcyjnym pojawiło się ostatnio kilka na różnych blogach i jakkolwiek nic do nich nie mam, bo sama też nie raz pisałam, że nas się próbuje wepchnąć w jakiś schemat, jakieś z dupy oczekiwania się nam stawia itd., to w kilku komentarzach pod tymi postami ewidentnie parę osób "piło" do naszego bloga. Stąd reakcja.
Wierzę - tak jak napisałam - że nawet te "marudzące" matki, są przez przygniatającą wręcz większość czasu zadowolone ze swoich dzieci :)))
matka no zaje....y post, że tak powiem <3
OdpowiedzUsuńKażdy ma prawo do tworzenia wirtualnej rzeczywistości pod własną nazwą. Ale jak dotąd nie trafiłam jeszcze na blog gdzie jakakolwiek kobieta stylizuje się na perfekcyjną matkę z nieskazitelną dzieciarnią grzecznie pozującą do zdjęć. W całej tej zalewie lukru zawsze wypłynie jakiś żal, jakaś gorycz i rozczarowanie. Podryfuje sobie chwilę po wierzchu odetchnie głęboko normalnością, bo nie wierzę w te poukładane na baczność zabawki i uśmiechy. Noż przecież jestem matką i dobrze wiem co innym matkom w głowie siedzi, gdy dziecko rozbryzguje barszczyk na jasne ściany, wykładzinę i nasze spodnie:)
OdpowiedzUsuńZarzuty jakoby żyjecie w bańce mydlanej i żywicie się watą cukrową są niedorzeczne. Już od dawna podglądam Was z ogromną przyjemnością zarówno na blogu jak i FB i jesteście najprawdziwszą prawdą z jaką spotkałam się w tej blogowej krainie. Jesteście cudowni, dzięki tym niedoskonałościom, dzięki Twoim sposobom na gniew J.J., dzięki Waszym rymowankom. Uwielbiam Was i stanę murem za każdym słowem, które napisałaś dziś i w przeszłości:)
Czy mógłby powstać post o przygotowaniu 6-latka do szkoły? Targają mną sprzeczności i zaczynam wątpić w moją trzeźwość oceny sytuacji. Chętnie przeczytałabym Pani refleksje na ten temat.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ps. post jak zwykle nie rozczarowuje treścią :)