Dawno nie było tu postu zdjęciowego. Zatem nadrabiam. Majówkowa pogoda dała mi mnóstwo okazji do sięgania po aparat i chociaż nie robiłam tego często, bo znacznie częściej potrzebowałam wolnych rąk, by łapać tych moich łobuzów nad przepaścią, to udało mi się zatrzymać w kilku kadrach niemal wakacyjny klimat ostatniego tygodnia. Bierzcie i czerpcie z niego dobrą energię!
Co robiliśmy? Nic. Celebrowaliśmy to wolne WOLNO. Włóczyliśmy się. Jak włóczykije.
Zawsze Wam to polecam, ten nieśpiech, i oddech, i bezcel. Nie tylko od święta. Często pytacie mnie, szczególnie na Instagramie, czy u nas trwają nieustanne wakacje, bo tak to wygląda na zdjęciach. Nie. Po prostu chodzimy. Dużo. Bardzo dużo. Codziennie. Na lody lub gofry. Na górki, które nazywamy plażami. Bocznymi dróżkami. Przed siebie. Na dziko.
A jeśli chcemy od czasu do czasu oddziczeć i liznąć trochę kultury, to... również idziemy, np. do księgarni na pokaz filmu o Albercie Albertsonie albo na fajną wystawę - tym razem do Zachęty, na Wszystko widzę jako sztukę. Trwa jeszcze do 3. czerwca, a w czwartki wstęp jest wolny. Wybierzcie się koniecznie. Tylko zarezerwujcie sobie ze 2-3 godzinki i weźcie dużo wody pitnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze opinie :)