Miłość.
Odkąd mam dzieci, mówienie "kocham cię" przychodzi mi bardzo łatwo. Wam też? Pewnie tak. Bo to, że kochamy swoje dzieci, jest naturalne, oczywiste i nie wymaga żadnych nadprzyrodzonych wysiłków ani dogłębnych analiz. To jednak wcale nie znaczy, że jest proste. O, nie! Zwłaszcza, kiedy niemal co dzień mierzymy się z sytuacjami, w których mielibyśmy raczej ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść lub zachowaniami, których nie akceptujemy. Dzieci niemal codziennie wystawiają naszą miłość do nich na wiele prób, testują ją, bo tak bardzo potrzebują wiedzieć, że jest ponad wszystko - nawet naszą złość i daleko poza granice naszej tolerancji - że nie stawia im warunków, żadnych. Sęk w tym, że choćbyśmy się nie wiem jak starali i udowadniali, że tak to właśnie działa, miłość pozostanie trudna do pojęcia. Właśnie dlatego, że niczego nie chce w zamian, że wybacza, że nie mija z czasem - a to wszystko odróżnia ją od innych znanych dziecku uczuć.
Dziś chcę Wam pokazać kilka książek o miłości, które pomogą Wam rozmawiać o niej z dziećmi, nawet maluchami, wyjaśniać na przykładach, bardzo zresztą znajomych, a może też - nauczą Was wyrażać ją w inny niż dotąd sposób.
//Po kliknięciu w tytuł otworzy Wam się strona sklepu, w którym daną pozycję kupicie najtaniej.//
//Po kliknięciu w tytuł otworzy Wam się strona sklepu, w którym daną pozycję kupicie najtaniej.//
Rozpoznacie w tej książce siebie i swoje dziecko. W tych lepszych chwilach, kiedy miłość "widać", i w tych, kiedy jej "nie widać", za to zaraz wybuchnie wielka awantura, zdarzy się wypadek, dopada Was zmęczenie lub smutek - bo wtedy ona też jest. I właśnie to jest najistotniejszy przekaz, który rozumie nawet trzy- czy czterolatek. Widząc siebie w opisanych sytuacjach, na obrazkach, widzi jednocześnie tę mamę, która jest i kocha. Zawsze.
Słodziutka książeczka o miłości, idealna dla małych dzieci. Nie komplikuje niepotrzebnie spraw. Uczy prostych zachowań i reakcji. Przytulania, uśmiechania się, buziaków. Dla maluszków przekaz jest jasny: te drobne gesty to znak, że komuś na nich zależy. Tak samo i one mogą okazać swoje uczucia bliskim.
Uwielbiam tę książkę i wciąż uważam za jeden z filarów mojego macierzyństwa. Bo daje mi-mamie, i wszystkim innym mamom, prawo do "gorszych dni", w których zamieniamy się w smoki i zioniemy ogniem, krzyczymy, jesteśmy groźne i lepiej nas nie drażnić. Przy okazji uczy, że wzajemna miłość i akceptacja jest ponadto - że razem da się przetrwać wszystko i nic się w naszej relacji nie zburzy. Warto sobie o tym od czasu do czasu przypominać.
Mama z tej opowieści "robi wszystko", po części dlatego, że jest dokładnie taka sama jak my, ale także żeby wynagrodzić swojemu dziecku brak taty. Miłość każe jej działać, ale nie zawsze podpowiada właściwą drogę. Za to na pewno pozwala jej się uczyć, a przy okazji w bardzo przystępny sposób uczymy się i my - by szanować nawzajem swoje uczucia i potrzeby. Nawet jeśli to oznacza pójście na kompromis. Bo gotowość do kompromisu to również przejaw miłości.
Doskonała lekcja i przypomnienie, że miłość to także czas - ten, który sobie dajemy, spędzamy razem, bez żadnych rozpraszaczy. Czas, którego nie zastąpi ani najlepsza zabawka, ani najsmaczniejszy obiad. Kiedy dostrzegamy więcej i uczymy się od siebie. Powiem Wam z doświadczenia, że te dni, kiedy "rzucam wszystko", by być tylko z jednym z chłopaków sam na sam, kiedy robimy to, na co oni mają ochotę - znaczą dla nich więcej niż milion słów o miłości.
Uważność - to chyba słowo-klucz w miłości. To ona pozwala nam dotrzymywać dzieciom kroku, nawet kiedy nasze nogi już uginają się ze zmęczenia. Lubię tę książkę szczególnie za to, że przypomina, jak niewiele czasem trzeba, by okazać miłość - wystarczy tylko... być. Towarzyszyć. Pozwolić. Słuchać. Tak mało, a tyle znaczy. Spróbowałam. Było warto.
Zazwyczaj mówimy naszym dzieciom: nie przejmuj się opiniami innych, idź swoją drogą. Ta książka pokazuje jakby drugą stronę medalu. Udowadnia, że widzenie siebie oczami innych bywa dobre, o ile są to oczy kogoś, kto nas kocha. Uczy patrzeć na drugiego człowieka w ten właśnie sposób. Jak rodzic, jak przyjaciel. Z miłością.
Chłopcy mówią, że ta książka jest smutna, ale piękna. Płakaliśmy we trójkę podczas pierwszego czytania, ale za chwilę chcieli usłyszeć tę historię jeszcze raz, i jeszcze. Miłość jest tutaj bezapelacyjna, bezinteresowna, poświęcająca wszystko, ale bez poczucia poświęcenia, za to dająca szczęście - także tej stronie, która wydaje się "pokrzywdzona". I choć dotyczy relacji między przyrodą a człowiekiem, jest doskonałą metaforą rodzicielskich uczuć. Jest też bardzo, w przejmujący wręcz sposób prawdziwa.
Niezwykła to książka o adopcji i o tym, że miłość macierzyńska może się narodzić na długo przed pojawieniem się dziecka. Może się Wam wydawać, że temat Was nie dotyczy, ale tak nie jest. Bo nawet jeśli same urodziłyście Wasze dzieci, kochanie ich to nie zawsze "bułka z masłem", same wiecie. Te kolce, które widzicie na obrazkach z książki, to wszystko, co trzeba oswoić, z czym trzeba się nauczyć postępować i co nierzadko baaaaaaaardzo długo trwa. Potrzebna to lekcja pokory i cierpliwości - kolejnych cegiełek tego domu, który budujemy naszym dzieciom z miłości.
Czytajcie!
ROZDANIE Z KSIĄŻKAMI już hula na naszym fanpage'u. Chodźcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze opinie :)