wtorek, 16 czerwca 2015

fairytale

Wszyscy lubimy bajki. I wszyscy z czasem przestajemy w nie wierzyć. Stawiamy nasze życie w opozycji do nich, bo wtedy wydaje nam się bardziej prawdziwe, a my bardziej przygotowani na każdą trudność, którą przyniesie nam kolejny dzień. Nie wiem, czy to dobrze. Czy jest coś złego w odrobinie magii?
J.J. jest już w takim wieku, że potrzebuje logicznych wyjaśnień, niejednokrotnie namacalnych dowodów, by coś zaakceptować. Nieustannie pyta, czy coś jest "naprawdę" i docieka "skąd to wiemy", aż chwilami zaczynam tęsknić za historiami, pełnymi niestworzonych wydarzeń i postaci, które łagodziły nerwy i niepokoje, związane z dorastaniem. Bo przecież po to właśnie są i zawsze były bajki - żeby nas uspokoić, pozwolić zrozumieć, zmienić perspektywę, wychować i pocieszyć. Plemiona miały swoje własne, indywidualne opowieści, snuło się legendy, tworzyło mity, budujące wspólnoty - powtarzane wielokrotnie od kołyski stawały się częścią człowieka, a on stawał się częścią społeczności. Dziś nawet biblijne przypowieści nie łączą katolików (mało kto je w ogóle zna). Szukamy konkretów i tracimy wiarę. Trudno jednak budować tożsamość bez opowieści.
Moje babcie często po wielokroć przywoływały rodzinne historie, także te tragiczne, ale nie przerażały mnie, tylko właśnie oswajały ze światem, z jego nieprzewidywalnością, nawet ze śmiercią. Uwielbiałam także wspomnienia dziadka o polowaniach na niedźwiedzie, nawet jeśli nie było w nich krzty prawdy. Dziś media i książki niejako robią za nas robotę. Wybór mamy ogromny. Odpowiedzi na wszystko. W końcu i bajek terapeutycznych jest od groma. Mimo to...
uwielbiam opowiadać. Zaczynać od "wyobraź sobie, że..." i wymyślam sytuacje mniej lub bardziej realne, które odzwierciedlają aktualny problem, trudne kwestie czy emocje. Wplatam w nie zawsze coś, co zdarzyło się niedawno lub było na tyle wyjątkowe, że J.J. doskonale to pamięta. W ten sposób moja opowieść łatwiej się zakorzenia.
Uwielbiam też zamieniać życie w bajkę, chociaż J.J. coraz częściej bawi się z rówieśnikami w "zwyczajny dom": jeżdżą do pracy, gotują obiady - ot, rutyna. Ale nawet w tej rutynie jest furtka do innego świata - ich wyobraźni. Ogrodowy basen zamienia się w ocean pełen rekinów, a koc w tratwę, rozbitą na bezludnej wyspie. Zmyślałam te światy dla małego J.J.'a, a teraz on zmyśla je dla Niedźwiadka i mam nadzieję, że ogromna potrzeba realizmu i rzeczowości, nie odbierze mu nigdy talentu do tworzenia własnych historii.

A jak Wy ratujecie magię w Waszej codzienności?

















poduszki, koc i czapka Niedźwiadka - La Millou
drewniane łódki - Handmade by Natalia Bilicka
worek z ławicą - That Way
t-shirt ze statkiem - Duck Egg Republic
t-shirt w kajaki - Tinycottons via Cocoshki
szorty w paski - No Addes Sugar via Groshki
żółte szorty kąpielowe - Zara
kąpielówki w Minionki - F&F (Tesco)
t-shirt J.J.'a - Kółko i Krzyżyk
szorty - Efvva (identyczne do wygrania TU, jeszcze do jutra)

3 komentarze:

  1. Fantastyczny domek! I basen! Zazdroszcze troszeczkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeurocza sesja zdjęciowa. Dzieciństwo jak z bajki, czyli takie, jak być powinno :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A teraz przeczytałam wpis i jestem zaskoczona! Nie spodziewałam się, że na blogu modowym znajdę tak piękne treści. Jako mama synka wsiąkłam zupełnie :) Mam nadzieję, że będę potrafiła wykrzesać trochę magii z każdego dnia i nauczyć tego syna.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze opinie :)