poniedziałek, 22 września 2014

mind your own womb

- Niech Wam Bóg w dzieciach wynagrodzi!
- Ile to już lat po ślubie? Nie pora na dziecko?
- Po trzydziestce zegar biologiczny głośniej tyka, co?
- Nie chcecie mieć dzieci? Teraz tak mówicie, ale szybko zmienicie zdanie. Nie wiecie, co tracicie.
- Kto się Wami zaopiekuje na starość?
- No, to teraz pora na dziewczynkę/chłopca.
- Nie smutno Wam tak samym?
- Unieszczęśliwiacie dziecko. Ono potrzebuje rodzeństwa.
- Taki rozpuszczony, bo jedynak.
- Ojtam, że ona nie chce. Musisz ją bardziej przycisnąć.
- Trzeba poprawić statystyki vel. zadbać o własną emeryturę.

Ręka do góry, kto choć raz w życiu usłyszał podobny komentarz. Albo podobny wygłosił. Podnoszę i ja. Mamy jakiś dziwny społeczny nawyk wtrącania się innym w życie intymne. Okej, nie pytamy może o ulubione pozycje i pory na seks. Chociaż w sumie dlaczego nie? Skoro pytamy wprost lub robimy aluzje odnośnie efektów. Dlaczego na ślubach babcie/ciocie życzą młodej parze rozmnażania się, a nie życzą wielu orgazmów? Dlaczego jedno wypada, a drugie już nie? Skoro już zaglądają do łóżka. W końcu co jest ważniejsze dla szczęścia i trwałości związku? Ilość potomstwa czy udane pożycie?
Choć tak naprawdę chciałam nie o tym.
Dlaczego zakładamy, że wiemy lepiej, ile ktoś powinien mieć dzieci i czy w ogóle? 
Spodziewamy się, że zdrowa, niepatologiczna para będzie się starać o dziecko. 
Spodziewamy się, że rodzice jedynaka będą wkrótce mieli kolejne maleństwo.
Spodziewamy się, że jak ktoś ma chłopca, to marzy jeszcze o dziewczynce i odwrotnie.
Dlaczego?
Nie mam pojęcia, skąd się wzięły te schematy myślowe, ale wiem na pewno, że trzeba je w sobie zwalczać i w temacie rozmnażania się nikogo pod żadnym pozorem nie oceniać i nie nagabywać. 

Znam bezdzietną parę trzydziestokilkulatków, dawno już po ślubie. Ile oni się nasłuchali! Ile jeszcze pewnie nie raz usłyszą. Ile też nie usłyszą z tego, co się mówi pod ich nieobecność. Czasami się wtrącam w te dyskusje: - Dajcie spokój, oni po prostu nie chcą mieć dzieci - mówię, ale natychmiast zostaję zalana falą kontropinii. Bo to przecież niemożliwe. Jak można nie chcieć mieć dzieci? Ano, można. Moim zdaniem lepiej wiedzieć, że się nie chce i nie mieć niż ulegać tej presji, tej wiercącej dziury w brzuchu familii i rodzić dziecko na siłę. Kto je będzie te 9 miesięcy nosił w brzuchu? Kto je będzie potem wychowywał? Zmieniał pieluchy, wstawał w nocy, chodził obrzygany? Kto będzie słuchał płaczu? Do tego naprawdę trzeba kochać i CHCIEĆ. Łatwo chcieć za kogoś, jeśli się nie bierze na kark jego obowiązków. Łatwo się uśmiechać i szczebiotać do bobasa, którego kupę wyciera ktoś inny. Taka prawda. 
Jeszcze te babcie i ciocie, które płaczą nad losem jedynaka. One nie wiedzą, jak matka przeżyła poród, co czuła. Nie wiedzą, jak ciężko było odbudować intymność w małżeństwie. Na jakim cienkim włosku wisiała przyszłość tej rodziny. Albo jak trudno może być kochać dwójkę tak samo. Niektórzy nie potrafią. Naprawdę. Dobrze, że kochają jedno. To dar. To trzeba docenić. I to, że potrafią rozsądnie ocenić sytuację i wybrać najlepszą z opcji. Bo najlepsza opcja to ta dobra dla wszystkich w danej rodzinie, w danym domu. Nie dla tych cioć i babć. Nie ta, która nam się taka wydaje. 
Mam dwóch chłopaków i nie potrzebuję dziewczynki do pełni szczęścia. Niczego mi nie brakuje. 
Mogę mieć jeszcze jedno dziecko, ale NIE MUSZĘ. 
Znam rodzinę z trzema córkami. Także są najszczęśliwsi.










Niedźwiadek:
bluza - KappAhl
szorty - Zara
czapka - Hobibobi
apaszka - Stinky Dog
buty - Skechers via Answear.com
(jeszcze tylko dziś na hasło JJB z 20% rabatem)

26 komentarzy:

  1. Bo dla tych którzy pytają i radzą dziecko to konieczność ale mało kto myśli ile obowiązków nie przesłanych nocy śni kiedy brakuje siły i wydanych łez wiąże się z dzieckiem. Oczywiście jest to co największe czyli miłość ale oprócz niej jest ta druga strona której doświadczają tylko rodzice

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że po latach pamięta się tylko to, co dobre i najlepsze w byciu rodzicem. Wiadomo, że są rodzice, którym macierzyństwo daje mnóstwo szczęścia. Chcą dobrze, chcą się tym podzielić, namawiają kogoś na doświadczenie, które sami uważają za wspaniałe. Ale to, że jest lub było wspaniałe dla nich, wcale nie znaczy, że będzie takie dla kogoś. I tu chyba brakuje empatii :/

      Usuń
  2. Taak dobrze to znam. Widzę, że mamy odmienną rzeczywistość, bo ja to wtrącanie widzę zupełnie od drugiej strony. Wśród moich przyjaciół i znajomych są to raczej przytyki w stylu: nie czas zakończyć powiększanie rodziny? albo Wiecie co to środki antykoncepcyjne? Albo bardziej jeszcze wprost: Czas podwiązać jajniki. Tego typu wtrącanie to nie tylko domena babć i cioć zatroskanych o losy rodziny, ale także młodych ludzi zbulwersowanych rodzinami wielodzietnymi. Kto daje nam prawo decydowania o tym ile mogą mieć dzieci inni ludzie? Absolutnie nikt. Ciekawe jest to co napisałaś, że za nietakt (!!!!!!) uważa się pytania o seks, jednak pytania i komentarze na temat dzieci to już wręcz obowiązek społeczny :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywistość może inna, ale wtrącanie się dokładnie to samo. Nieważne, w którą stronę. Ilość MOICH dzieci, to MOJA sprawa. Jak chcę mieć ósemkę, stać mnie, potrafię kochać i zdrowie mi pozwala, NIKOMU nic do tego. Tak samo jak nie chcę mieć ANI JEDNEGO. Dla mnie to proste. Dla wielu jednak wciąż - tak jak piszesz - swoisty obowiązek społeczny. Mam wielką ochotę przy tego typu dyskusji zapytać tych najbardziej zagorzałych namawiaczy o ich życie łóżkowe, np. czy pierdzą podczas seksu. Ale obawiam się, że oni nie rozumieją, jak blisko siebie są obie te kwestie. Tak się oburzamy np. na Holandię i ich absurdy, a sami też chyba uważamy, że "dzieci są własnością narodu", tylko nieoficjalnie, przy obiedzie.

      Usuń
  3. dzieci są u nas własnością narodu ale tylko na poziomie krytykowania rodziców i wtrącania się. jak przyjdzie do pomocy,wsparcia, zrozumienia to już nie.
    ja słyszałam kolejno: 3 lata po ślubie, kiedy dziecko? O, córeczkę macie, to teraz pewnie chcecie synka! O widzę że drugie się szykuje, teraz chłopczyk do pary? Wspaniale, macie państwo parkę, to już wszystkie dzieci w domu! A Pani ZNOWU w ciąży? Oj, TYLE dzieci, to pewnie ciężko, odważni jesteście!
    no nie dogodzisz- zero to fatalnie, jedno za mało, dwójka idealnie ale jeśli jest parka, a trójka to już stanowczo za dużo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Jesteś więc najlepszym przykładem, jak to działa! Wszyscy i zawsze wiedzą lepiej od ciebie. Wychodzi na to, że dogodzisz, mając dwójkę: chłopca i dziewczynkę. Ale wtedy co z mamami, które chcą więcej, albo które chcą wyłącznie dziewczynek (znam i takie!)? Mają być nieszczęśliwe? W imię czego?

      Usuń
    2. W sumie to nawet z dwójką (chłopiec i dziewczynka) się nie zawsze dogodzi....ja słyszę czasem...O matko taka mała różnica między nimi??chyba chciała Pani poczekać a tu taka niespodzianka...:P (chyba chciała powiedzieć wpadka) Tylko że w naszym przypadku to był nasz wybór i go nie żaluję...no ale nie dogodzisz:P

      Usuń
  4. Mam jedna, jedyna corke. Ma juz 4 latka, wiec ciagle slyszymy z mezem, ze juz czas na rodzenstwo dla malej. Tyle, ze my nie chcemy drugiego dziecka. Przede wszystkim dlatego, ze boimy sie, ze nie bedziemy potrafili kochac obojga rownie mocno. Nie chcialabym w ten sposob skrzywdzic swojego dziecka. I choc wszyscy powtarzaja, ze kazde dziecko kocha sie tak samo, ze sie nie fawozyruje, to nie chce sie przekonywac jakby to bylo w naszym przypadku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że trzeba w tym ufać intuicji. Ja miałam takie same obawy, ale wiedziałam, że CHCĘ kolejnego dziecka i to chcenie było silniejsze od obaw. Jeśli silniejsze są obawy, to nie ma powodu, by się zmuszać. Dziecko to nie królik doświadczalny. Jest wiele osób, które kochają po równo. I wiele, które tego nie potrafią. Nie ma w tym niczego złego. Miłość to miłość. Fajnie jak się mnoży, ale jak się nie mnoży - nadal jest tą samą miłością. Dlatego mnie osobiście wkurza wpędzanie rodziców jedynaków w poczucie winy.

      Usuń
  5. Mnie najbardziej utkwiło stwierdzenie że pewnie mąż zawiedziony że córka pierwsza....słyszelismy to nie raz...a prawda jest taka, że to córunia tatunia i na syna pierworodnego by nie zamienił:P
    Ja się gryzę w jeżyk i staram się nie mówić nikomu że czas na dziecko, że to czy tamto...bo co jeśli ktoś nie może mieć dzieci a chce...może mu tym zwyczajnie przykrość sprawiamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, poruszyłaś też ważną kwestię. Wiele kobiet nie mówi/nie przyznaje się do tego, że nie może mieć dzieci. Albo że właśnie nawet z pierwszym było trudno zajść w ciążę. To dla nich drażliwy temat, ale robią dobrą minę do złej gry. Znowu przydałaby się empatia! Ja czasem odpowiadałam: "Moje ciało jest innego zdania", ale bałam się drążenia tematu.

      Usuń
  6. Fakt. Nie lubię gdy ludzie pytają czy po trzech córkach "pracujemy" nad synem. Nie lubię, ale się nie złoszczę. A w kwestii trwałości związku to ja zdecydowanie opowiem się za ilością dzieci ;) choć i aspekt tzw. pożycia nie jest bez znaczenia ;). O! Pozdrawiam, ach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, to chyba zależy od partnera też. Ludzie mają różne zapotrzebowania w kwestii intymności. Dzieci w pewien sposób trzymają w domu kobietę, w rodzinie. Mężczyznę trzyma raczej kobieta, jej bliskość, seksualność, siła związku między nimi. Co oczywiście nie znaczy, że ta siłą nie mogą być dzieci :)

      Usuń
    2. My w sumie dziś nie o tym, ale przypomniało mi się, że kiedyś czytałam, że najmniejszy odsetek rozwodów jest właśnie w rodzinach z trójką wzwyż ;) Można się oczywiście spierać, że w grę wchodzą kwestie materialne itp., ale jednak ;)

      Usuń
    3. I żebym nie zostałam źle zrozumiana. Nikogo nie namawiam na większą ilość dzieci! Tym bardziej na syna lub córkę! ;) Ot zaintrygowało mnie to zdanie o ilości dzieci kontra pożycie ;)

      Usuń
    4. Jasne, dobrze cię zrozumiałam :) Mnie zaintrygowały te statystyki. Chociaż w ogóle w różnych badaniach ten "odsetek rozwodów" jakoś w ogóle do mnie przemawia, bo wg mnie to, że nie dochodzi do rozwodu, wcale nie oznacza, że małżeństwo jest dobre/udane/szczęśliwe. I odwrotnie: rozwód nie oznacza, że ludziom było ze sobą źle. Mogli mieć 108 innych powodów.

      Usuń
  7. A ile ja się nasłuchałam, ze karierę niby robię i przez to decyzje o dziecku odkładam. Ile wyrzutów z tego tytułu. A ja po prostu nie mogłam zajść w ciążę... I żaden palant na to nie wpadł, tylko każdy wiercił dziurę w brzuchu i próbował przekonać, ze już czas....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję!
      Naprawdę uwielbiam łatwość, z jaką ludzie rozporządzają czyimś czasem i macicą :P

      Usuń
  8. Ja na takie głupie pytania odpowiadam krótko - o sprawach łóżkowych rozmawiam z mężem i nie potrzebuję konsultacji rodzinnych.

    OdpowiedzUsuń
  9. Brawo!

    Całkowicie zgadzam się z tym wpisem.

    Ja też się nasłuchałam. Odnoszę wrażenie, że niezależnie od tego, co zrobimy, ciągle ktoś jest niezadowolony... Jak się zaręczyliśmy, pytania, kiedy ślub. Jak się pobraliśmy - kiedy dziecko. Jak już się dziecko urodziło i miałam nadzieję na spokój, pytania, kiedy drugie. Litości!!!! Nie chciałam mieć dzieci, przydarzyło się trochę przypadkiem, więc wzięłam odpowiedzialność na klatę, po męsku. Ale nie było łatwo. Czasem zastanawiałam się, jak by to było, gdybym miała mnóstwo czasu, możliwość podjęcia pracy, robienia tego, na co mam ochotę... Przy dziecku trudno coś zrobić od A do Z od razu. Trzeba umieć planować, zorganizować się... A krzyk syna czasem doprowadza do szału... To było dorastanie do macierzyństwa. Docenianie tego, co dostaję od tej małej istoty. Ale to ciężka praca, wyrzeczenia, czytanie psychologicznych książek-poradników o złości po to, by stać się lepszą mamą, lepszym człowiekiem, by dawać sobie radę z własną frustracją. Mam świadomość, że jeszcze w wielu miejscach i sytuacjach muszę nad sobą pracować, z drugiej strony widzę, że jestem świetną matką, która szanuje czas męża, dziecka i - co ważne - swój.
    Jakiś czas temu byliśmy z mężem oddaleni... Po porodzie cudownie - pełne wsparcie, wspólne radzenie sobie z maleństwem. Potem się pogorszyło, bo połóg się skończył, doszła rutyna i zmęczenie i moje, i męża... Rodzicielstwo jest TRUDNE. Dopiero po szczerej rozmowie (by nie powiedzieć: kłótni) doszliśmy z mężem do jakiegoś kompromisu, wypracowania planu na przyszłość. Dziecko zmienia WSZYSTKO. Priorytety także. Kiedyś nie pomyślałabym, że syn będzie ważniejszy od męża, nie rozumiałam, jak dziecko może zniszczyć (czy osłabić) tę "wielką miłość", która pchnęła do ślubu itd. A jednak. Więź z dzieckiem jest silna, jedyna w swoim rodzaju... (Nawet jeśli mamy go czasem dosyć ;))
    Dlatego NIKT NIE MA PRAWA mówić innym, ile mają mieć dzieci lub czy mają je mieć w ogóle.

    Nie chcę mieć więcej dzieci. Zamierzam wychować jedynaka na mądrego, samodzielnego mężczyznę. I nikt nie ma prawa mnie oceniać.
    A jeśli przydarzy się kiedyś kolejne... Jak wcześniej - będzie można spróbować przyjąć to, co zesłał los.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za twoją historię. Te emocje, zmagania, problemy, nie tylko związane z dzieckiem, ale też z tym, jak zmienia się matka, jak musi się z nową sobą pogodzić, jak zmienia się miłość do męża i ta relacja, i że to wszystko jest właśnie trudne lub bardzo trudne - ludzie o tym nie myślą. Ot, gadają. Klepią zwyczajnie. W imię jakichś tam dobrych idei. Nie myślą, a powinni! Moim zdaniem ciąża lub jej brak, niechcenie jej są dokładnie tak samo intymną sprawą jak seks, więc po prostu WARA od tego.
      Bardzo mi się podoba to, że masz świadomość swojej woli i siebie. Uważam to za wielki skarb!

      Usuń
    2. Kochana jesteś :*

      Moim zdaniem decyzja o posiadaniu dziecka jest trudniejsza niż ta o ślubie, byciu razem na zawsze. Bo z dzieckiem jest się na zawsze, ale ZUPEŁNIE na zawsze. Para dorosłych ludzi spotyka się ze sobą na jakimś etapie swojego życia, natomiast z dzieckiem jest się od samego początku aż do końca... Nigdy nie przestanie się być rodzicem, dziecko ma pępek, czyli nosi "bliznę po matce". Czasami (chyba coraz bardziej) przeraża mnie ta swoista propaganda "happy endu", takie podejście "hip-hip-hurrray!" co do ślubu, co do posiadania dzieci... Że jak się zdecydujesz, to będzie jak w bajce... Nie. To jest HARÓWA. Owszem, usiana przemiłymi momentami, chwilami, gdy Twoje serce rośnie i jesteś szczęśliwa. Ale to ciężka praca i trzeba naprawdę wiele dojrzałości, by wykonać ją jak należy...
      Dlatego dziękuję Ci za Twój post i Twoje słowa. Przełamują to durne myślenie w kategoriach "jakoś to będzie". Słowa bardzo potrzebne. Dla mnie jak przybicie piątki, dla innych być może jedyne wsparcie.
      Dzięki, Mamo Pisarko! :)

      Usuń
  10. A bo ludzie już tak mają, musi być tak i już! Jak jest dziewczyna to musi mieć chłopa, ja jest para to musi wziąć ślub, jak jest ślub to dziecko musi być itd. Bo tak wypada, bo tak trzeba. A sęk w tym że by się zastanawiać czy się na prawdę tego chce, czy da się radę. Bo spłodzić dziecko jest bardzo łatwo, no i do tego przyjemnie. Natomiast już proces wychowania na mądrego, zaradnego i fajnego człowieka już tak przyjemnie nie przebiega. I choć ja nigdy nie wyobrażałam sobie życia bez dzieci, kocham moich chłopaków ponad życie (łącznie z mężem, żeby nie było:)), to niestety czasem łapię się na myśli "po co nam to było". Dziecko niewątpliwie zmienia wszystko, a dwoje dzieci to już prawdziwa rewolucja. Dlatego jak ludzie gadają to niech gadają, dziecko powinno być dopełnieniem fajnego, mocnego związku, a nie tym co wypada!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest taki demotywator jak znajomi reagują na nasz stan posiadania dzieci - http://40tygodni.pl/Category/015/2,112571,Jak-znajomi-reaguja-na-nasz-stan-posiadania-dzieci.html
    Idealnie to odzwierciedla nasza polska rzeczywistość :(
    Mnie, mamę dwóch chłopców ciągle pytają :"No to kiedy dziewczynka ?" :( co jest oczywiście MEGA irytujące.
    Ale czego oczekiwać od znajomych gdy mnie "współczuła"" drugiego chłopca sama lekarka. Gdy byłam w drugiej ciąży i poszłam na USG połówkowe a lekarka podawała mi płeć dziecka, to jej pierwszym pytaniem (zanim usłyszałam kto się chowa w brzuszku) było: "co Pani ma w domu?" A gdy odpowiedziałam "Synka" to Pani doktor (nie znając ani moich preferencji co do płci ani mnie) zrobiła zbolałą minę i powiedziała ze drugi chłopak :/ No comments :/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze opinie :)