poniedziałek, 24 kwietnia 2017

to connect / Poznań


Podróżujemy ciągle. Blisko i daleko. Odkąd są dzieci, zawsze z dziećmi. Bez dzieci sobie tego nawet nie wyobrażamy. Nigdy nie mieliśmy wątpliwości, nigdy się nie zastanawialiśmy, czy nie byłoby łatwiej, przyjemniej, szybciej bez tego "nadbagażu". Było dla nas oczywiste, że robimy to razem, i już. Nasi znajomi, rodzina, niemal wszyscy, których znamy, postępują w ten sposób. Oczywiście ci, którzy mają dzieci. To nie znaczy, że wszystkim jest łatwo, że odbywa się to bezproblemowo, nic z tych rzeczy, ale nawet kiedy mierzymy się z trudnościami, to nadal jest... naturalne. 
Miałam niedawno przyjemność otrzymać od Beaty Sadowskiej książkę, którą napisała wspólnie z Pawłem Kunachowiczem I jak tu nie podróżować z dzieckiem. Z wymarzoną dedykacją: wielu dalszych wspaniałych wspólnych podróży. Od pierwszych stron wiedziałam, że rozumujemy podobnie. Trochę zazdrościłam synka-śpiocha, bo moi potomkowie zawsze i wszędzie urządzają prawdziwy rozbój, a sen ograniczają do niezbędnego dla życia (bo dla zdrowia to chyba jednak nie) minimum, ale zaraz potem pomyślałam: Ha! Dajemy radę z nimi, właśnie takimi, rozbrykanymi jak małpy w zoo. 

Bo dzieci napędzają, uczą żyć tu i teraz, ba! nie ma z nimi innej opcji. Trzeba się skupić, uważać, zauważać, odpowiadać, wiedzieć lub natychmiast dowiedzieć, ale też umieć odpocząć, wyluzować, nie spieszyć się lub właśnie spieszyć, bo delektowanie się lokalnymi specjałami to przecież nuda. Odkąd mamy chłopaków, wiemy gdzie są place zabaw, plaże, ścieżki rowerowe, czy to miasto, czy wyspa, pola, czy bory. Zmieniła nam się perspektywa, widzimy więcej, choć lista rzeczy do zobaczenia stała się przecież znacznie krótsza. 
Od zawsze przeczuwałam, że wspólne podróże umacniają więź, ale nie powiem - przyjemnie było znaleźć potwierdzenie, że nasze instynktowne działania mają solidne psychologiczno-filozoficzne podstawy i sens. Oczywiście żadna, nawet najcudowniejsza podróż nie uratuje czegoś, co się sypie na co dzień. Na to nie liczcie. Spoiwem relacji rodzic-dziecko (i każdej innej zresztą też) jest codzienność, ale choćbyśmy na rzęsach stawali, nie mamy w tej codzienności możliwości bycia ze sobą na 100%, a w podróży - już tak. Więc warto z tego korzystać. 

Przed Wami masa zdjęć z naszego wypadu do Poznania. 
Przy okazji powiem Wam, że zostałam zasypana wiadomościami typu: po co jedziecie? na jakąś sesję? robicie jakąś kampanię? są jakieś targi? i innymi bardzo podobnymi. - Nie, nie - odpisywałam, zgodnie z prawdą. - Jedziemy się poszwendać. Pobyć razem. Z moim mężem, który ma tam szkolenie. I z moim bratem, który mieszka tam od lat, a u którego jeszcze nie byłam, bo zawsze spotykamy się w domu rodziców. 
Odpowiadało mi zaskoczenie. Ale też zrozumienie. Bo to jednak całkiem niezły powód, prawda? Dla dzieci zresztą - najlepszy. Bo jakbyście teraz zapytali chłopców, co pamiętają najlepiej z tego wyjazdu, to atrakcje, które zobaczycie niżej, wymienią w dalszej kolejności. J.J. powie: - Granie z wujkiem w Fifę, a Niedźwiadek: - Gumy colowe, które wujek ukrywa w szafce nad zlewem. 
Ponieważ jednak nie zaproszę Was wszystkich do mojego brata (choć jego zapas gum colowych jest faktycznie imponujący!), przygotowałam w zamian taki oto mini-przewodnik:  

POZNAŃ z DZIEĆMI - dokąd warto pójść


Spędziliśmy tam kilka godzin i już samo to powinno powiedzieć Wam wszystko. Dziwaczne rośliny to tylko jedna z wielu atrakcji. Są też ryby w akwariach i w stawach - te można nawet karmić (żarełko dla nich kupuje się na miejscu), jaszczury, wielkie robale do podglądania, mięsożerne kwiaty, a w kawiarni - fascynujące kolonie mrówek do obserwowania. Musicie to zobaczyć! 




Pamiętam jak jako kilkuletnie dziecko urządziłam w nim mojemu tacie rozdzierającą scenę rozpaczy, oznajmiając, że nie wychodzę bez własnego... rysia! Uwielbiam to miejsce. To nie ogród, a prawdziwy, ogromny las zoologiczny, na spacerowanie po którym musicie sobie zarezerwować co najmniej 4-5 godzin. Będziecie zmęczeni i zachwyceni. Wybiegi dla zwierząt zapierają dech w piersiach. Powstają z troską o jak najlepsze odwzorowanie naturalnych warunków życia danego gatunku. Niedźwiedzie żyją więc w małym lesie, ptaki - nad jeziorem, susły biegają na wolności, tygrysy mają tundrę syberyjską, a słonie - sawannę. Koniecznie wejdźcie też do pawilonu zwierząt nocnych.  
Uwaga: bilety lepiej kupić wcześniej przez Internet, bo kolejki na miejscu są gigantyczne!





Obowiązkowy punkt wycieczki dla fana piłki nożnej. J.J. był zachwycony, Niedźwiadek nieco mniej, ale replika starego parowozu przy stadionie uratowała sytuację. Stadion zwiedza się z przewodnikiem o konkretnych godzinach (sprawdźcie wcześniej, o której danego dnia jest wycieczka). Nie ma problemu z kupieniem biletów na miejscu.




Siłą tego miejsca jest przede wszystkim oryginalny pomysł na zapoznanie dzieci z historią Poznania. Odbywa się to bowiem w formie gry z zadaniami. Polecam jednak skorzystanie z tej opcji dla dzieci 7+, z młodszymi lepiej zwiedzać "normalnie" i pozwolić im się pobawić w salach rozrywki - są takie trzy na całej trasie: jedna z makietą dawnego grodu, druga z zagadkami i planszą do wyścigu oraz trzecia z grą podłogową. O ile Niedźwiadek bawił się przede wszystkim właśnie tam, o tyle J.J. wsiąknął w grę z audio-przewodnikiem i z zapałem rozwiązywał wszystkie zagadki. Jeden bilet uprawnia do wzięcia udziału w dwóch takich zabawach - jednej po stronie lądu, w budynku multimedialnego muzeum, a drugiej już na wyspie, w terenie, gdzie oprócz audio-przewodnika dziecko dostaje zeszyt zadań oraz torbę z lornetką, kompasem i ołówkiem. 
J.J. jako Indiana Jones albo Robert Langdon bardzo mi się podobał. 





Zachęciłam Was choć trochę do podróżowania z dziećmi? Polecam Wam nasze poprzednie wyjazdowe wpisy. Jeśli macie jakiekolwiek obawy, pytania czy wątpliwości, piszcie śmiało. 
Wiele z nich może też rozwiać wspomniana książka. 
Dowiecie się z niej np.:
* jak się (nie)pakować w podróż z dziećmi
/Na ten temat sama mogłabym napisać poradnik, serio! Jestem mistrzynią pakowania chłopaków w jedną podręczną walizkę. Przy czym faktycznie - o czym również jest mowa w książce - praktycznie nie bierzemy ze sobą zabawek, bo już sam wyjazd jest zabawą i uważam, że warto dać szansę temu, co nam zaoferuje nowa rzeczywistość./
* co dziecko może jeść w podróży
/To również temat na osobny tekst, ale "sprzedam" Wam jeden z moich genialnych tipów na długie snucie się po mieście. Tradycyjnie już przed każdym takim wyjściem szykuję chłopakom napoje oraz przekąski, które sami wybierają albo dzień wcześniej, albo rano przed wyprawą. Zasada jest taka, że zawsze bierzemy ze sobą trzy rodzaje jedzenia: a) coś pożywnego, b) coś zdrowego i c) coś słodkiego. Odkąd mamy zapas Doddlebags jest to nawet jeszcze prostsze./
* jak dbać o zdrowie dziecka w podróży
/Do naszej kosmetyczko-apteczki mogliście zajrzeć TU./ 

Jedną z książek Beaty Sadowskiej możecie też wygrać na naszym FB.

Ahoj, przygodo!

2 komentarze:

  1. Ja teraz muszę poczekać na podróże.. Zuzia ma miesiąc - więc zazdroszczę Wam tych pięknych kadrów! 😍

    OdpowiedzUsuń
  2. Pieknie, pieknie. Obserwuje Was od niedawna ale zauroczona jestem od pierwszego "zobaczenia" :-) Poznań jest fajny, nastepnym razem zapraszam na wies pod Poznaniem.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze opinie :)