Miałam tylko trochę posprzątać, bo nie robię Wigilii w domu, a i tak wiadomo, że każde sprzątanie przy dzieciach jest jak mycie zębów i jedzenie czekolady jednocześnie ;) Ale kiedy już zaczęłam, nie mogłam skończyć. Na śmietnik poszły stare gazety i czasopisma, rachunki na sprzęty dawno po gwarancji, bzdetki z jajek-niespodzianek i inne zalegacze, o których się natychmiast zapomina. Jakoś łatwo przyszło mi też namówienie J.J.'a na oddanie części swoich zabawek dla dzieci, mieszkających w domu samotnej matki w naszej okolicy. Zebraliśmy sporą torbę pluszaków i układanek, J.J. oddał nawet memo i puzzle. Oraz wielkiego pluszowego zająca. Byłam i wciąż jestem z niego dumna. Tym bardziej, że to oddawanie powoli wchodzi mu w krew: to nasza trzecia taka akcja w tym roku i za każdym razem widzę, że robi to coraz chętniej i z większym zapałem. Staram się jednak, żeby nie ogołocił przy tym swojego pokoju, bo wiem, że następnego dnia obudziłby się z płaczem i tęskniłby za tą czy inną zabawką. Oddając sporo, ale nie za wiele, czuje zaś wyłącznie radość z dzielenia. I to jest fajne!
Po Nowym Roku planuję kontynuować odgruzowywanie. Na szczęście zostanie minimalistką mi nie grozi. Nie żebym coś miała do minimalistów, chociaż powszechność tego trendu jest przytłaczająca. Lubię patrzeć na jasne wnętrza, duże, puste przestrzenie, proste formy. Lubię cieszyć nimi oko, ale nie umiałabym tak żyć. Te same meble, plakaty, czerń i biel, głównie biel - to jest super, to naprawdę ładnie wygląda. Na zdjęciu. Przeglądam te instagramy, pinteresty, blogi i nie wiem, który jest czyj, bo większość jest taka sama. Zastanawiam się czasem, czy to możliwe, żeby aż tylu ludziom podobało się dokładnie to samo? Gdzie podziała się wyjątkowość? Gdzie emocje, rzeczy sentymentalne, nasze, zindywidualizowane? Sama nieustannie poszukuję wyjątkowości, lubię wyjątkowość, do tej wracam, nią się inspiruję.
Wertując stary dysk w poszukiwaniu świątecznych piosenek, natrafiliśmy wczoraj z Panem Mężem na dawne zdjęcia naszego salonu. Patrzyliśmy na nie lekko zaskoczeni. Był taki "łysy". Bez fotografii i obrazów na ścianach, z niemal pustymi regałami. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że przez te lata uzbieraliśmy tyle książek. Dziś zajmują wszystkie półki. Po brzegi. Wszędzie książki. Trochę gazet z moimi tekstami. Tych nie wyrzucimy pewnie nigdy. I te gry. Scrabble, Rummikub, Scottland Yard. To wszystko buduje nasz dom i nas. To, co kochamy. Wiadomo, że dom tworzą ludzie, nie rzeczy, ale rzeczy są uzupełnieniem ludzi i mają wartość - nie materialną, ale tę dodaną - będąc częścią czegoś większego. Czyjegoś świata. Naszego świata.
Wychowałam się trochę w dwóch domach. W domu rodziców, którzy kochają sztukę, secesję, rzeźby, ciężkie meble. Malujących. Projektujących. I drugim - mojego taty, który jest niepoprawnym wręcz romantykiem i bibelociarzem. Nie mogłam wyrosnąć na minimalistkę. Nawet w imię buntu. Lubię dużo, przytulnie, kolorowo. Lubię po mojemu, po naszemu. Z odzwierciedleniem charakteru, pasji, potrzeb.
Ach - i żeby było jasne: nie mówię, że nie można być indywidualistą i minimalistą jednocześnie. Zobaczcie na choinki tych dziewczyn: TU i TU. Można!
Na Święta życzę Wam, żebyście z nich korzystali: więcej się przytulali, mocniej kochali, dużo gadali i śmiali się przy stole, smakowali, pili, cieszyli, dawali, okazywali, żebyście mieli w... nosie rzeczy błahe, oderwali się od nich, od wymogów czy opinii ludzi, którzy nie są nam bliscy i na których nam nie zależy. Żebyście za to zajrzeli w głąb siebie i zapytali się, czego potrzebujecie, czego chcecie, o czym marzycie. Może to nowa praca, a może tylko nowe zasłony :)
Życzę Wam ciepła i szczęścia. Wiem, że jest blisko. Bardzo blisko. Na wyciągnięcie ręki. W Święta - tej ręki z opłatkiem.
Niech te chwile będą wyjątkowe!