Czasami krzyczę. Czasami nie mam cierpliwości. Czasami częściej niż zwykle. Na przykład budzona kolejny dzień z rzędu przed 7 rano, by o 11 odkryć, że dzień się właściwie dopiero zaczyna, a ja mam już łeb spuchnięty od nieutulonego płaczu ząbkującego Niedźwiadka i nieznoszącego sprzeciwu ni zwłoki J.J.-owego 'mamoooooooo'. Czasami mówię: 'Zaraz sobie wyjdę na spacer. SAMA!' i widzę wielkie oczy J.J.'a, a w nich pytanie: 'Jak to sama?' Czasami naprawdę CHCĘ być sama. Pragnę niczym niezmąconej ciszy. Chwili skupienia. Czasami dodatkowej godziny snu, jednych takich 10 minut, podczas których nic nie spadnie z hukiem, nikt nie będzie skakał, ryzykując skręcenie karku, nikt nie będzie się wspinał po szklanych drzwiach, nic się nie rozsypie i nie rozleje, nic się nie zgubi, a nawet jak się zgubi, nie będzie wymagało natychmiastowego odszukania. Jednego dnia bez nadepnięcia na klocek lub samochód. Bez małego łokcia lub kolana, wbitego w jakieś bolesne miejsce na moim ciele. Bez piosenki z 'Tomka i przyjaciół'. Bez puzzli, rozsypanych po całej (!) podłodze. Bez kataru. Jednego dnia, w którym to mi ktoś poda książkę, chusteczkę, herbatę albo koc. Czasami...
A zaraz potem myślę sobie, że za jakieś 15 lat, które wydadzą mi się krótką chwilą, będę za tym wszystkim (i za całą stertą innych wkurzeń) tęsknić najbardziej. Że będę sobie siedzieć SAMA z tą książką, pod kocem, z herbatą, w ciszy i... marzyć, by dzieci znów były dziećmi. Łobuzami i przytulakami. By dom się wypełnił hałasem, a pod stopami walały się drewniane wagoniki.
Albo znoszone tonami kasztany, żołędzie i liście.
A zaraz potem myślę sobie, że za jakieś 15 lat, które wydadzą mi się krótką chwilą, będę za tym wszystkim (i za całą stertą innych wkurzeń) tęsknić najbardziej. Że będę sobie siedzieć SAMA z tą książką, pod kocem, z herbatą, w ciszy i... marzyć, by dzieci znów były dziećmi. Łobuzami i przytulakami. By dom się wypełnił hałasem, a pod stopami walały się drewniane wagoniki.
Albo znoszone tonami kasztany, żołędzie i liście.